Chcemy odpowiedzieć na jedno pytanie. Dlaczego lider AgroUnii Michał Kołodziejczak jest traktowany przez polityków ze wszystkich opcji jak typowy warchoł i wichrzyciel? Czyli tak, jak komuna traktowała działaczy ówczesnej Solidarności, w tym ojca obecnego premiera: Kornela Morawieckiego. Owszem, jest też znacząca różnica wśród polityków w temacie: obywatel Kołodziejczak. Bowiem dla popierających Zjednoczoną Prawicę jest to groźny warchoł, który może pomóc w staraniach opozycji w odsunięciu rządu premiera Mateusza Morawieckiego od władzy. Natomiast dla polityków opozycji jest to pożyteczny warchoł, bowiem może im pomóc przechwycić władzę, której pożądają jak przysłowiowej manny z nieba. Ale dla wszystkich sił politycznych bardzo niepokojącym faktem jest ten, że Kołodziejczak wraz całą AgroUnią obrał kurs na samodzielność. Tym samym może on skuteczniej zamieszać w politycznym garncu od świętej pamięci Andrzeja Leppera. Naszym zdaniem, najlepiej by czynił to jako lider potężnego związku zawodowego, nie tylko rolniczego.
Jednak to
dla sprawujących władzę Kołodziejczak jest najgroźniejszy. Dlatego wydano mu propagandową wojnę w najcięższym wydaniu. Pamiętajmy, że obecna władza ma znaczną przewagę armat w owej wojnie. Wszak znakomita większość społeczeństwa niemająca związku z rolnictwem, w tym niemal 100 procent oglądających Telewizję Publiczną, jest przekonana, że polityka rolna prowadzona przez rząd premiera Mateusza Morawieckiego jest jak najbardziej właściwa i docelowo przyniesie dobrobyt ekonomiczny polskim rolnikom. Na dodatek premier twierdzi, że pomoże prawie milionowi gospodarstw o powierzchni do 10 hektarów – takie są dane z ostatniego Spisu Rolnego. Takie gadanie premiera świadczy też o słabości resortu rolnictwa. Bo oznacza, że premier nie wie albo nie chce wiedzieć, że tylko znikoma część małych gospodarstw produkuje na rynek, nawet ten lokalny. Znamy konkretne przypadki, że z danych GUS-u wynika, że we wsi jest 60 gospodarstw.Ale praktycznie tylko 10 z nich prowadzi działalność rolniczą dzierżawiąc bezumownie i rzecz jasna obrabiając ziemię będącą własnością pozostałych 50 gospodarstw. Owszem, na papierze wszystko się zgadza. Bo to do tych 50 gospodarstw płyną dopłaty.
Do premiera nie docierają nawet proste fakty, że ASF zniszczy wnet polską hodowlę a ptasia grypa może być początkiem końca polskiego drobiarstwa. Z tymi zarazami walczą nieliczne oddziały polskiej weterynarii, które na tę walkę nie mają ani armat, ani pieniędzy. Dla nas dziwne jest, że do obecnego rządu, podobnie jak do poprzednich ekip, nie dociera prosta prawda, że sprawna weterynaria oznacza nie tylko zdrowe zwierzęta, ale też brak zagrożenia dla zdrowia ludzkiego.
Potrzebne są
nie jakieś niełady czy też łady. Potrzebne są konkretne działania. Premier musi przeciwdziałać zbliżającej się katastrofie w innych działach rolnictwa. W warzywach i produkcji owoców jest po prostu źle. Podobnie, chociaż mniej dramatycznie, jest w innych działach rolnictwa. Należy pamiętać: koszty produkcji rolnej – np. w produkcji i przetwórstwie mleka rozjechały się kompletnie z kosztami produkcji i przetwórstwa. Szczególnym zagrożeniem dla rolnictwa jest proinflacyjna polityka rządu. Wiadomo przynajmniej od dwustu lat, że inflacja jest najbardziej groźna dla tych co orzą i sieją. Jednak lekarstwem na te bolączki – według rządzących – jest także fakt, że mamy w Brukseli swojego komisarza od rolnictwa: Janusza Wojciechowskiego. Wszak jest on głównym rozgrywającym w walce o kasę dla polskiego rolnictwa – takie słychać głosy z mediów sprzyjających rządowi. Owszem, ta teza jest prawidłowa pod względem propagandowym! Ale nijak się ma do obecnych dramatów polskich oraczy! Trzeba pamiętać, że nie tylko polscy, ale i europejscy rolnicy nie akceptują poczynań naszego komisarza. Wiemy o tym z wielu źródeł, w tym od wiceprezesa, po brukselsku wiceprezydenta, Europejskiej Rady Młodych Rolników – prezesa Związku Młodzieży Wiejskiej Adama Nowaka. Owszem, bardzo byśmy się cieszyli, gdyby rolnicy z państw Starej Unii ostro krytykowali komisarza Wojciechowskiego. Ale za to, że forsuje w Brukseli rozwiązania sprzyjające rolnikom z państw uboższych – do których też należy Polska. Na zakończenie wrzucamy kamyczek, a nawet kamień, do ogródka uprawianego przez Polskie Stronnictwo Ludowe. Owszem, złożony przez polityków PSL w sejmie wniosek o wotum nieufności dla obecnego ministra rolnictwa Grzegorza Pudy oznacza, że w trakcie debaty sejmowej Stronnictwo zabłyśnie w opozycyjnych mediach. Ale Tuska bynajmniej nie przyćmi! Niechybnie ten wniosek sprawi, że Grzegorz Puda jeszcze kilka miesięcy pozostanie na ministerialnej posadzie, bo Zjednoczona Prawica go obroni. Jednak dla rolników byłoby lepiej, gdyby PSL zadziałał jak w sprawie Rzecznika Praw Obywatelskich i ponad podziałami politycznymi podjął starania, aby minister Puda otrzymał dobrze płatną posadę w Brukseli i tym samym pomagał Komisji Europejskiej – w tym naszemu komisarzowi i europosłance Sylwii S. we wprowadzaniu nie tylko unijnej Piątki dla Zwierząt, ale i szeroko rozumianego Zielonego Ładu.