lubuskie
– Poważnych awarii nie było – mówi na wstępie Mirosław Wojtkiewicz. – Co prawda zdarzają się drobne usterki, ale nie winiłbym za nie maszyny, tylko warunki zbioru, w jakich przyszło jej pracować. Bo musiała mierzyć się np. z takim łanem pszenicy, w którym ziarno było już dojrzałe i suche, za to słoma była jeszcze surowa i mokra. Skutek był taki, że urwał się pas od szarpacza, który nie dawał rady pociąć takiego materiału. Na początku był problem z nieszczelną klimatyzacją, ale zostało to naprawione. Co do wydajności, to dziennie przy dobrej pogodzie spokojnie jestem w stanie wykosić nim ponad 20–25 hektarów zbóż. Dla porównania kombajnem John Deere 1450 CWS z hederem 4,85 m, który wcześniej użytkowałem przez 11 lat kosiłem dziennie po 15–16 hektarów. A przy takich żniwach, jakie mamy w tym roku, kiedy przez deszczową pogodę łapie się każdą godzinę, te kilka hektarów więcej naprawdę robi różnicę. Jeżeli chodzi o zużycie paliwa to wedle moich wyliczeń, w rzepaku spala w granicach 15 litrów na hektar.
r e k l a m a
Z silnikiem Mercedesa
Kombajn został wyprodukowany w 2017 roku. Do Polski trafił rok później jako maszyna pokazowa. Rolnik zainteresował się nim słysząc od swojego kolegi pozytywne opinie na jego temat, który miał okazję sprawdzić go w swoim ponad 1000-hektarowym gospodarstwie. Mirosławowi Wojtkiewiczowi podobała się przede wszystkim prostota wykonania maszyny oraz to, że jest w nim bardzo dobry dostęp do łożysk czy łańcuchów, które zużywają się i wymagają wymiany. Na plus zalicza także markowy silnik Mercedesa z sześcioma cylindrami i mocą dochodzącą do 330 KM.
– Przed zakupem brałem pod uwagę kombajny wszystkich marek, które są dostępne na polskim rynku, ale cenowo najlepiej wychodził Gomselmash. Nowa taka maszyna z 7-metrowym hederem była dwa lata temu wyceniana na 530 tys. zł netto, a że był to sprzęt popokazowy, to udało się jeszcze coś zbić z tej ceny – wspomina rolnik. – Przy zakupie znaczenie miała też odległość do sprzedawcy, a do firmy Agromilka, od której kupiłem ów sprzęt mam niewiele ponad 40 kilometrów. Ale gdyby nawet był problem z dostaniem u nich części zamiennych to mógłbym je sprowadzić z hurtowni z Czech, gdzie kombajny Gomselmash są popularne. Od mojego gospodarstwa do granicy z Czechami jest około 100 kilometrów. O wyborze zdecydowało też to, że w prostych mechanicznych maszynach, tak jak i w tym kombajnie, wiele usterek i awarii można usunąć samemu. W najnowszych kombajnach zachodnich takiej możliwości już praktycznie nie ma.
Z nietypowymi rozwiązaniami
Gomselmash Palesse GS 12 A1 zaprojektowany jest na przepustowość 18 ton ziarna na godzinę i więcej. Jego młocarnię tworzy bęben przyspieszający o średnicy 600 mm oraz zasadniczy bęben młócący mierzący 800 mm średnicy przy szerokości 1,5 m. Z młocarni odrzutnik przerzuca masę na 5-klawiszowy wytrząsacz o długości 4,1 m. Ziarno przechodzi natomiast przez sita zajmujące powierzchnię 5 m2 i transportowane jest do zbiornika, który ma 9000 litrów pojemności, co odpowiada ładowności ok. 7 ton pszenicy. Wyładunek jest realizowany z szybkością 70 l/s, więc opróżnienie załadowanego do pełna zbiornika trwa niewiele ponad dwie minuty. Nietypowym rozwiązaniem w zbiorniku jest to, że dolna blacha może być wprawiana w wibracje, co ma wyeliminować możliwość zawieszania się wilgotnego ziarna w zbiorniku, a tym samym umożliwić dokładnie opróżnianie zebranej masy. Zresztą nietypowych rozwiązań w tej maszynie jest znacznie więcej.
– W wielu kombajnach niewymłócone kłosy kierowane są ponownie do zespołu młócącego. Ale w tym kombajnie – Mirosław Wojtkiewicz prezentuje maszynę – kłosy trafiają przenośnikiem do trzyskrzydłowego domłacacza, w którym następuje oddzielanie pozostałego w kłosach ziarna, a to pozwala ograniczyć obciążenie młocarni i przekłada się na zwiększenie przepustowości. Innym nietypowym rozwiązaniem jest zamocowany na gardzieli odsysacz kurzu, który ma zapewniać niezakłócony widok na przyrząd żniwny przy bardzo suchych zbiorach. Jego dodatkowym zadaniem jest oczyszczenie przenośnika pochyłego z plew. Świetnym rozwiązaniem jest też wentylator silnika, z możliwością chwilowej zmiany kierunku obrotów, aby usunąć nagromadzone na osłonie chłodnicy plewy i inne zanieczyszczenia.
r e k l a m a
Sterowanie z joysticka
Rolnik chwali kabinę kombajnu, która jest duża i przestronna. Na wyposażeniu znalazła się klimatyzacja, a nawet chłodzony schowek na napoje. Sterowanie maszyną jest proste i sprowadza się przede wszystkim do obsługi joysticka, który jest umieszczony na własnym panelu, na którym znajdują się przełączniki do podnoszenia i opuszczania hedera oraz do zmiany położenia nagarniacza (podnoszenie, opuszczanie, wysuwanie i cofanie). Na tej dźwigni zamocowane są też przyciski do rozkładania i składania rury wyładunkowej oraz do załączenia wysypu, a w dolnej części jest jeszcze przycisk, który powoduje nagłe zatrzymanie pracy kombajnu. Joystick obsługuje także hydrostatyczny układ jezdny z czterema biegami, które są zmieniane mechanicznie dźwignią.
– Sterowanie i ustawienie poszczególnych podzespółów jest realizowane z przycisków rozlokowanych na bocznym panelu, natomiast informacje o aktualnych nastawach, stratach oraz parametrach eksploatacyjnych odczytujemy z monitora. Może monitor nie jest duży, bo ma 5,7 cala, ale – jak dodaje Jędrzej Wojtkiewicz – jest czytelny i dobrze widoczny nawet przy mocnym słońcu. Na ekranie głównym prezentowana jest prędkość jazdy, obroty silnika oraz jego procentowe obciążenie, jak również ilość paliwa. Wymiennie pokazywane są też obroty młocarni i dmuchawy oraz temperatury i ciśnienia płynów. Szkoda tylko, że wyświetlacz nie posiada języka polskiego, a dostępny jest tylko język rosyjski i angielski.
Z wyświetlacza odczytaliśmy, że kombajn nakręcił z załączoną młocarnią 236 motogodzin zbierając w tym czasie plon z 646 hektarów, co daje średnią godziną wydajność na poziomie blisko 2,5 ha/godz. W kukurydzę wjeżdża z zamontowaną 8-rzędową przystawką ukraińskiej firmy John Greaves.