wielkopolskie
Siadam z chłopakami i ich tatą Jakubem na ogrodowym tarasie. Żeby nawiązać kontakt z dużo młodszym pokoleniem, przywołuję wspomnienia i mówię, że kiedy byłam w ich wieku, oglądałam mundiale. W Hiszpanii i w Meksyku. Że z koleżankami robiłyśmy tabelki, w których zapisywałyśmy wyniki. I kochałyśmy się w Maldinim, Gullicie i van Bastenie, gdyż lubiło się Włochów i Holendrów. I nagle okazuje się, że przez ostatnie czterdzieści lat niewiele się zmieniło w ludzkich emocjach.
– Dzisiaj też ma się ulubione drużyny. Bartek i ja myśleliśmy, że wygrają Francuzi, ponieważ wygrali mistrzostwa świata. A w końcu wygrali Włosi – mówi Mateusz, dwunastolatek, a jego ośmioletni brat dopowiada szczegóły karnych.
Obaj są uczestnikami Akademii BVB im. Łukasza Piszczka. Fundację i Akademię założył Łukasz Piszczek, wywodzący się z LKS Goczałkowice-Zdrój wieloletni piłkarz Borussii Dortmund. Akademia od kilku lat organizuje campy – obozy piłkarskie dla młodzieży. Ich celem jest nie tylko szlifowanie umiejętności piłkarskich, ale też wychowywanie w duchu fair play, uczenie zdrowych nawyków, w tym żywieniowych, kształtowanie charakteru, zaszczepianie pasji i ducha współpracy.
Z piłką do śniadania
Dwóch braci i dwie drogi do piłkarskiej pasji. Mateusz zaczął grać w pobliskim Kórniku w Akademii Piłkarskiej Piotra Reissa, byłego piłkarza Lecha Poznań. Trafił tam jako czterolatek i pograł dwa lata. Tata woził go do szkółki dwa razy w tygodniu na 45-minutowe zajęcia.
– Kiedy Mateusz już trenował, Bartek miał raptem rok. Ale w przeciwieństwie do Mateusza właściwie urodził się z piłką przy nodze. Był w niej zakochany. Z piłką do śniadania, z piłką do obiadu. Jeśli chcieliśmy mieć trochę spokoju, dawaliśmy piłkę. W domu było ich zawsze kilkanaście – opowiada o młodszym synu Jakub Milarski.
W 2011 roku w Kamionkach pasjonat piłki założył lokalny klub Avia Kamionki. Przez pierwszych kilka lat grali tam tylko seniorzy. Ale kiedy Mateusz skończył sześć lat, utworzono akurat sekcję młodzieżową, którą dziś prowadzi Krzysztof Pancewicz – były bramkarz w lidze okręgowej. Mateusz trafił do niej, kiedy zaczynał podstawówkę. A Bartek...
– Miał cztery lata, kiedy mu to zaproponowaliśmy. Powiedział przerażony: „Ale tam są starsi! Tam Mati ćwiczy!”. W końcu dał się przekonać i obaj zaczęli treningi trzy razy w tygodniu w kamionkowskiej Avii. Oprócz tego mecze ligowe w weekendy i sparingi. Właściwie co tydzień gdzieś jedziemy – mówi tata.
– Po treningach mama zawsze kazała mi odrabiać pracę domową. Robiłem ją bardzo późno. Język polski trochę nudny, ale matematyka jest fajna – mówi Bartek. A Mateusz dodaje, że może się uczyć wszystkiego, byle było ciekawe. I dużo czyta, zwłaszcza komiksów. Zabiera je nawet na treningi.
Treningi z przerwą na zdrowy obiad
Trochę już wiemy o tym, jak ważna jest dla chłopaków piłka, więc czas zapytać o Akademię BVB.
– BVB to jest klub niemiecki. Z Borussii. Grali tam Lewandowski, i Błaszczykowski, i Łukasz Piszczek. A my uczymy się w Akademii – wyjaśnia Bartek.
Akademia organizuje w pięciu miejscach w Polsce campy, czyli półkolonie, które trwają pięć dni, od poniedziałku do piątku, w godzinach od 9.00 do 15.30. W ciągu dnia przewidziane są dwie jednostki treningowe, pogadanki, warsztaty.
– Zbiórka była o 9.00. Od 10.00 do 11.30 mieliśmy pierwszą jednostkę treningową. Między 11.30 a 13.30 był obiad i odpoczynek. A po obiedzie dwugodzinny trening. Na treningu ćwiczy się strzały, podania. Bartek był w innej kategorii wiekowej – opowiada Mateusz.
Trenerzy niemieccy pracujący z dziećmi porozumiewają się po angielsku z pomocą tłumaczy. Ale bywa, że posługują się polszczyzną na poziomie komunikatywnym. Wystarczająco dobrze, żeby skutecznie przekazywać młodym uczestnikom wartości, na których zbudowana jest Akademia.
– Obóz ma swoje zasady. Wszędzie są porozwieszane plansze z nimi. Widnieją tam hasła „Gramy fair play”, „Nie poniżamy przeciwnika”, „Szanujemy go”. Dzieci uczone są tolerancji, wyrozumiałości. W czasie treningu udało mi się zaobserwować, że kiedy działo się coś niepożądanego, trener zatrzymuje grę i wyjaśnia, poucza. W emocjach zdarzają się przecież faule. I wyróżnienia nie są indywidualne, lecz dla grup, takich na przykład kilkuosobowych. To bardzo wychowawcze – mówi Jolanta, mama chłopców, i dodaje, że trenerzy są dla młodych potężnymi autorytetami.
Bardzo ważnym elementem edukacji na obozach jest promowanie zdrowego odżywiania. Podczas pogadanek dzieciaki uczą się o najzdrowszych produktach, poznają piramidę żywienia. Przed obozem wypełnia się ankietę co do ograniczeń dietetycznych. Organizatorzy są przygotowani na bezglutenowców, alergików czy wegetarian.
– Mówili nam, żeby nie jeść dużo słodyczy. Żeby raczej mało. Żeby zamiast całej paczki zjeść pół. Ja już wiem, że prawdziwe kakao jest zdrowe, a to rozpuszczalne to nie bardzo. I że biały chleb nie jest najzdrowszy. Lepszy jest ciemny i razowy – przekonuje Bartek i przypomina sobie jeszcze, że kiedy sfauluje kolegę, trener każe się przeprosić i podać sobie ręce.
Na obozy zjeżdżają uczestnicy z różnych zakątków Polski. W tym roku w Kamionkach byli ojciec z synem z Gdańska, z Zielonej Góry. W Kamionkach obóz odbył się już czwarty raz. Mateusz trenował po raz czwarty, Bartek – drugi. Pytam ich o idola.
– Leo Messi, właśnie przechodzi do Paris Saint-Germain. I jeszcze Buffon. Ma sześcdziesiąt pięć lat i dopiero skończył karierę. Naprawdę! Ale wiemy też, jak wyglądał Ruud Gullit, bo zbieramy karty – chwali się Bartek i biegnie z bratem przebrać się do zdjęcia w strój Borussii Dortmund.
Po chwili wracają, stukając korkami. Koszulki się czernią, spodenki – żółcą jak słoneczniki. Te same kolanówki na Bartku są podkolanówkami, na Mateuszu – prawie pończochami. To nic, bo u dołu giną za to w obłędnie czerwonych trampkach. Duma rozpiera obu równomiernie. A gdzieś w kącikach oczu tli się nadzieja, że będą mogli kiedyś nosić „dorosłe” koszulki BVB.
Karolina Kasperek