Dzwonek Pierwszy miesiąc prenumeraty za 50% ceny Sprawdź

r e k l a m a

Partner serwisu

Protestują, bo pracują za wynagrodzenie sprzed 25 lat

Data publikacji 01.09.2021r.

Jak zapowiadali, tak się stało. 24 i 25 sierpnia aż w 14 miejscowościach w Polsce odbyły się protesty rolników z AgroUnii. Przyłączyły się do nich także inne organizacje branżowe oraz niezrzeszeni rolnicy. Na ulice wyszli producenci trzody chlewnej, mleka, bydła, zbóż oraz owoców i warzyw. Jak podkreśla Michał Kołodziejczak, lider AgroUnii, to tylko wstęp do tego, co będzie się działo w Warszawie jesienią, jeśli premier nie podejmie rozmów ze strajkującymi.

kujawsko-pomorskie

Jesteśmy ignorowani

Droga ekspresowa S5 ma połączyć Wrocław, Poznań oraz Bydgoszcz i zakończyć się w Nowych Marzach niedaleko Grudziądza z autostradą A1. Szlak ten prowadzić będzie do Trójmiasta. Trasa w tej chwili kończy się za Szubinem. Aby dostać się dalej na północ, trzeba pokonać krótki odcinek starej drogi krajowej nr 5, który zaczyna się w Kołaczkowie. W zwykły dzień tworzą się na nim korki w stronę Bydgoszczy. We wtorek o godzinie 8.00 to właśnie w Kołaczkowie aktywiści AgroUnii z powiatów żnińskiego i nakielskiego ustawili zaporę w postaci ciągników rolniczych. Na potrzeby protestu został też przygotowany wypełniony wóz asenizacyjny. Rolnicy zamierzali użyć tej maszyny, gdyby policja zdecydowała się na usunięcie ich z drogi siłą.

Tak się, na szczęście, nie stało, na co prawdopodobnie duży wpływ miała obecność ciężkiego sprzętu rolniczego. Formalnie trasa była przejezdna, jednak przepuszczane były tylko pojazdy uprzywilejowane, w tym karetki oraz samochody zmierzające do szpitala w pobliskim Szubinie. Policja próbowała rozbić blokadę drogi. Najpierw poprosiła rolników o takie ustawienie ciągników, aby jeden pas drogi był wolny. Uzasadniała to utrzymaniem drożności na potrzeby służb ratowniczych. Pojazdy miały być nadal kierowane na objazdy. Rolnicy zgodzili się, jednak chwilę później policja skierowała część ruchu w stronę Kołaczkowa. Reakcja rolników była natychmiastowa i obydwa pasy ruchu ponownie zostały zablokowane. Przejazd miały tylko pojazdy uprzywilejowane. Policja zaś za blokowanie drogi spisała wszystkich rolników. Sprawy o ukaranie mają trafić do sądu.

– Przepraszamy wszystkich za utrudnienia. Proszę nam jednak uwierzyć, że blokada to jest jedyna możliwość pokazania niesprawiedliwości i krzywdy, jaka dzieje się w naszych gospodarstwach. To niesprawiedliwość ze strony rządzących. Jesteśmy ignorowani, nie ma odpowiedzi na nasze postulaty, e-maile, wiadomości, prośby. Rząd nie ma kompletnie nic do powiedzenia na temat rolnictwa – mówił Michał Swędrowski, przewodniczący zgromadzenia w Kołaczkowie.

Rolnicy podkreślali, że tylko poprzez radykalne i głośne akcje są w stanie wzbudzić zainteresowanie ich problemami ze strony rządzących, jak i opinii publicznej. AgroUnia oraz rolnicy niezrzeszeni przedstawili także swoje postulaty. Domagali się, między innymi, wprowadzenia zakazu zabijania zdrowych zwierząt w ramach programów zwalczania chorób zakaźnych oraz wypłaty odszkodowań za straty spowodowane przez ASF i ptasią grypę.

– Domagamy się także znakowania produktów żywnościowych flagą pochodzenia. Póki co, jest to manipulacja. Obecnie jeśli nie ma na opakowaniu kraju pochodzenia, to produkt został wyprodukowany w kraju, co się zwie Unia Europejska – mówił Swędrowski.

Warto zauważyć, że jednym z przedstawionych postulatów było wyrównanie bądź też likwidacja dopłat w całej UE. Te, jakie dostają polscy rolnicy, są sporo niższe w porównaniu z niektórymi krajami UE. Brak dopłat spowodowałby więc wyrównanie zasad produkcji we Wspólnocie.

Protest został wsparty przez Spółdzielnię Producentów Trzody Chlewnej Farmer, która zrzesza czołowych producentów w powiecie żnińskim, oraz Kujawsko-Pomorską Izbę Rolniczą.

– Ceny trzody są niskie. Program zwalczania ASF wspiera tak naprawdę koncerny mięsne, a nie rolników. To one dyktują cenę, zaniżając ją. Rosną ceny surowców paszowych. Wysoka cena zbóż, rzepaku radykalnie obniża opłacalność produkcji trzody chlewnej. Przyszłość gospodarstw jest zagrożona. Nie ma żadnego planu, który ułatwiałby i wspierał prowadzenie produkcji trzody chlewnej. Przy takiej polityce krajowe gospodarstwa produkujące wieprzowinę zostaną zlikwidowane. Zostanie tylko tucz nakładczy. Samorząd rolniczy zawsze popiera słuszne postulaty rolników – mówił Ryszard Kierzek, prezes Kujawsko-Pomorskiej Izby Rolniczej.

Blokada drogi trwała 24 godziny. Zakończyła się 25 sierpnia o 8.00 rano.

łódzkie

Każdego dnia tracimy kilka tysięcy złotych

Producenci trzody chlewnej przez dwie doby blokowali ciągnikami drogę krajową nr 12 w Srocku niedaleko Piotrkowa Trybunalskiego. Do wyjścia na ulicę zmusiła ich nieudolna polityka rządu w sprawie zwalczania ASF. Hodowcy z tego zagłębia trzodziarskiego każdego dnia tracą po kilka tysięcy złotych, ponieważ choć ASF już nie ma na ich terenie, to jednak pozostały obostrzenia uniemożliwiające sprzedaż po normalnych, rynkowych cenach. Zakłady wykorzystują nadmiar świń w czerwonych strefach i płacą dużo mniej niż w strefie białej. Część rolników skarży się także, że nie ma komu sprzedać świń, ponieważ firmy odmawiają kupna.

– Przez to, że jesteśmy nadal w strefie czerwonej ASF, sprzedajemy tuczniki za 3,50–3,90 zł/kg, czyli całkowicie poniżej kosztów produkcji. Straty są ogromne i wynoszą ponad 200 zł na tuczniku. Nie wiadomo, czy hodować, czy zaniechać tej produkcji. Mój sąsiad już od czterech dni próbuje znaleźć kupca – bezskutecznie. Za chwilę będzie miał więc kontrolę Inspekcji Weterynaryjnej, która sprawdzi, czy na pewno zapewnia świniom dobrostan – mówił jeden z producentów trzody chlewnej ze wschodniego powiatu województwa łódzkiego.

– Gdybym dziś sprzedawał świnie na wolnym rynku, mój odbiorca zapłaciłby mi 5,50 zł za kilogram, a tak dostaję 4 zł. Rząd zakłócił ten rynek, a przecież ASF to choroba zwalczana z urzędu, więc należą nam się rekompensaty. To jest obowiązek państwa, a my musimy tu stać i się tego domagać. Ale nie odpuścimy. Choćby deszcz, śnieg, nikt i nic nas nie powstrzyma przed protestami – mówił Paweł Fryczka, hodowca z gminy Czarnocin.

Rolnicy z powiatu piotrkowskiego są także oburzeni obietnicami bez pokrycia, które wielokrotnie składali im posłowie PiS Antoni Macierewicz i Robert Telus. Zapewniali, że uruchomiony zostanie skup świń ze stref ASF z przeznaczeniem na pomoc żywnościową. Poszkodowani rolnicy mieli także szybko otrzymać wyrównanie ceny za tucznika ze strefy do wartości rynkowej.

– Owszem, ministerstwo przygotowuje taki program, ale my doskonale wiemy, że tych pieniędzy nie zobaczymy. Co to jest 150 mln  zł na wyrównanie naszych strat? My tracimy 200–250 zł na jednym tuczniku! Ja sam mam 1000 sztuk w chlewni, wszystko poprzerastane, ponieważ od tygodnia nie mogę ich sprzedać. Kupiec już mi trzy razy odmówił. Nic, tylko się wieszać – co innego mi pozostało? Posłowie Telus i Macierewicz obiecali nam, że nie będziemy stratni. Zrobili to tylko dlatego, żebyśmy dziś nie wyszli na ulice – tłumaczył hodowca z gminy Moszczenica.

Z kolei Wiktor Kujawski, rolnik z powiatu piotrkowskiego, zauważył, że z wyliczeń ARiMR wynika, iż z tego programu hodowcy dostaną bardzo małe rekompensaty.

– Na jednym ze spotkań przedstawiciel ARiMR wyliczył nam, ile dostaniemy. To nie są rekompensaty, tylko jakaś jałmużna! Bank już czeka, żeby nasze gospodarstwa przejmować za niespłacone kredyty. Z czego mamy je spłacić? Ja sam dokładam do tego interesu 3–4 tys.  zł dziennie – wyliczał Kujawski.

Dlatego piotrkowscy hodowcy domagali się natychmiastowej deklaracji ze strony premiera Mateusza Morawieckiego, że dostaną wyrównanie właśnie w kwocie 200–250 zł za tucznika. Apelowali też, po raz kolejny, o zwiększenie odstrzału dzików.

– Co to jest 220 tys. odstrzelonych dzików, skoro po polskich lasach hasa ich nawet milion? To jest kpina ze strony ministerstwa i Polskiego Związku Łowieckiego, szkodników polskiej wsi – grzmiał jeden z protestujących.

Strajkowali również sadownicy. 25 sierpnia urządzili pikietę pod zakładem przetwórczym firmy Doehler, największego na świecie producenta koncentratu jabłkowego. Zablokowali też drogę krajową nr 50 w Czaplinku niedaleko Góry Kalwarii. Dwudziestocztero­godzinny protest był wyrazem sprzeciwu wobec niskich cen skupu jabłek przemysłowych.

– Jesteśmy pod butem zakładów przetwórczych i supermarketów. Do tego odcięto nas od rynku zbytu na Wschodzie. Bezczelność polskiego rządu i monopol zakładów zmusza nas do wyjścia na ulice. Sytuacja na rynku koncentratu jabłkowego pozwala, by zakłady płaciły nam 45 groszy za kilogram. Tymczasem sadownik dostaje marne 25 groszy – wyjaśniał Sebastian Anyszkiewicz, sadownik z okolic Warki.

Działacze AgroUnii z terenu warecko-grójeckiego zaapelowali do sadowników, by nie sprzedawali zakładom jabłek, póki cena nie wzrośnie do 45 gr/kg.

– Sadownicy powinni się solidaryzować i nie oddawać jabłek za bezcen. Musimy walczyć o naszą godność – apelowała sadowniczka z okolic Grójca.

podkarpackie

Władza nami poniewiera

W Rzeszowie protest podkarpackiej i świętokrzyskiej AgroUnii rozpoczął się 24 sierpnia tuż po godzinie 9.00. Rolnicy zablokowali rondo im. Jacka Kuronia i oddalone o około 2 km rondo Pobitno. Łącząca je dwupasmowa al. Żołnierzy I Armii Wojska Polskiego również była nieprzejezdna. W rzeszowskim ratuszu powołano sztab kryzysowy. Policja i straż miejska kierowały samochody objazdami, także autostradą A4. Zostały zmienione trasy autobusów komunikacji miejskiej. Mimo to miasto się zakorkowało.

Rondo Pobitno zajęły ciągniki, część z przyczepami. Kilkudziesięciu rolników ustawiło na środku ronda namioty, pojawiły się transparenty. Rozpoczęła się dwudziestoczterogodzinna blokada.

– Solidaryzujemy się z rolnikami, którzy mają problem z ASF – mówił nam Piotr Siupik z Żurawiczek w powiecie przeworskim. – U nas hodowli już praktycznie nie ma, produkujemy zboża. Nie możemy liczyć tylko na eksport, chcemy mieć komu sprzedawać zboże w kraju. Ale jeśli nie będzie hodowli trzody w Polsce, to nie będzie krajowego rynku na zboża przeznaczonego na pasze – tłumaczył.

Takiego samego zdania jest Krzysztof Dec, który prowadzi gospodarstwo w pobliżu Jarosławia.

– Zdajemy sobie sprawę, że jeśli nie będzie produkcji zwierzęcej, to zbyt na produkcję roślinną będzie trudniejszy. Będziemy uzależnieni od zagranicznych klientów. Poza tym wolelibyśmy konsumować mięso z polskiej, a nie zagranicznej produkcji.

Rolnicy zgromadzeni w Rzeszowie są rozczarowani i rozgoryczeni polityką rządzącej partii wobec branży. Nie widzą dla siebie korzyści w projekcie „polskiego ładu”. Ich nastroje najlepiej opisują transparenty, z którymi przyjechali do Rzeszowa: „Do wyborów mniej niż 1000 dni, zdrady się nie wybacza” z przekreślonym logo PiS, „PiS to farbowany lis”. Do jednego z ciągników został doczepiony wóz, na którym znajdowała się trumna owinięta polską flagą i przepasana kirem z napisem „Śmierć polskiego rolnictwa”. To niecodzienne obrazki w mateczniku PiS, jakim jest przecież Podkarpacie.

– Poniewierają nami, nie reprezentują nas. Nie chcą się z nami spotkać, wysłuchać naszych problemów. Myślą o tym, jak utrzymać władzę, a nie jak sprawiedliwie rządzić – mówił Zenon Sanocki prowadzący gospodarstwo we wsi Święte w powiecie jarosławskim.

Rolnik wyjaśnił, że przyjechał do Rzeszowa, żeby wesprzeć hodowców trzody i solidaryzować się z nimi. Sam kiedyś zajmował się hodowlą.

– W Polsce wybija się zdrowe świnie, a dziki roznoszące ASF panoszą się po lasach. W strefach nie można sprzedać żywca. A świnia to nie maszyna, nie wyłączy się jej guzikiem. Dalej przyrasta, trzeba ją skarmiać. Jak to możliwe, że rząd tego nie widzi? W Niemczech na terenach graniczących z Polską wybili dziki – dlaczego u nas się nie da? To nie jest polityka naszego państwa, tylko obcych koncernów – grzmiał Sanocki.

Na rondzie Pobitno rolnicy zorganizowali konferencję prasową. Zainteresowanie mediów było duże. Pojawiły się redakcje, których zwykle na rolniczych protestach organizowanych na drogach między miastami się nie spotyka.

– Blokada tutaj, właśnie w tym miejscu, to nie jest nasza złośliwość wobec mieszkańców. Nie chcemy nikomu utrudniać życia. To jest nasz krzyk rozpaczy. Nie chcemy powoli umierać w ciszy w naszych gospodarstwach. A tak właśnie się dzieje – rozpoczęła spotkanie z mediami Marta Przybyś, koordynatorka AgroUnii w województwie świętokrzyskim.

Tłumaczyła, że AgroUnia chce dotrzeć do Polaków z komunikatem, jaka jest naprawdę kondycja polskiego rolnictwa i z jakimi problemami się ono boryka. Wytknęła premierowi Morawieckiemu pokazane w telewizji spotkanie w gospodarstwie, na które ściągnięto wypożyczone maszyny rolnicze.

– Premier, minister rolnictwa objeżdżają kraj i pokazują rolnictwo w różowych barwach. To cyrk. Jednocześnie nie chcą rozmawiać z nami na temat prawdziwych problemów. A jest ich mnóstwo. W każdej dziedzinie rolnictwa.

Mówiła, że protestujący nie oczekują jałmużny.

– Rolnicy to dumni ludzie. Ciężko pracują i oczekują za to godnej zapłaty, a przede wszystkim możliwości zbytu. Wszyscy mamy dzieci. Chcemy, żeby przejmowały nasze gospodarstwa. Obawiamy się, że w takich warunkach o kontynuację naszej pracy przez kolejne pokolenia będzie coraz trudniej. Nasze dzieci będą uciekać z gospodarstw i robić wszystko, żeby nie musieć ich przejmować.

Podczas konferencji na rondzie były również poruszane tematy o charakterze bardziej lokalnym, choć równie ważne. Mieszkańcy Przewrotnego mówili o tym, że od lat żyją w uciążliwym smrodzie roznoszącym się z należącego do niemieckiej firmy Saria zakładu utylizacji odpadów pochodzenia zwierzęcego. O poważnych problemach z prowadzeniem produkcji drobiu opowiadali z kolei m.in. członkowie Podkarpackiej Spółdzielni Drobiarskiej PRODROB w Brzózie Stadnickiej. Był też Marcin Orkisz z Dębicy, producent brojlerów. Mówił o fatalnej rentowności produkcji.

– W ubojni mówią nam, żebyśmy się przebranżowili. Na co? Na ryby, na grzyby? Po tym, jak Unia wpompowała w branżę tyle pieniędzy?

Po południu do rolników na rondzie przyjechał prezydent Rzeszowa Konrad Fijołek. Zapewniał, że rozumie postulaty rolników. Podziękował, że protest przebiega w pokojowych warunkach. Blokada rond zakończyła się w środę, po 24 godzinach.

wielkopolskie

Polskie rolnictwo zostało zaorane

Rankiem 24 sierpnia stanął ruch na drodze krajowej nr 11 w Nowym Mieście nad Wartą. Kilkadziesiąt rolników z AgroUnii i jej sympatyków zablokowało krajową jedenastkę na 48 godzin.

Protest przebiegł spokojnie. Rolnicy, jak zapowiedzieli, nie przepuszczali żadnych innych pojazdów poza uprzywilejowanymi autami służb. Ruch na DK11 był znikomy, gdyż średzka policja wcześniej zorganizowała objazdy w Środzie Wielkopolskiej oraz w samym Nowym Mieście. Ruch kierowany był w kierunku Śremu, który nie wytrzymał takiego nasilenia komunikacyjnego. Komunikacja na obwodnicy miasta stanęła. Policjanci ręcznie musieli rozładowywać korek.

– Jest dramat. Polskie rolnictwo zostało zaorane. Rolnik do tej pory orał, a teraz politycy Prawa i Sprawiedliwości zaorali całą wieś, łącznie z rolnikami, gospodarstwami, marzeniami – wszystkim, co mieliśmy. Wyrzucili to do kosza. Zrobili głęboką orkę. Za głęboką. Dlatego dzisiaj w kilkunastu miejscach w Polsce zaczynamy strajki, zgromadzenia, manifestacje. Politykom PiS nie wierzymy, nie ufamy. Weźcie się do roboty, ponieważ macie jeszcze parę miesięcy pracy, i zróbcie coś dla nas, bo gospodarstwa upadają. Rolnicy nie mają perspektywy, nie mają nadziei. Mamy koncesjonowaną opozycję, „Jego Królewską Mość”, który przyjechał do Polski na osiołku, został przyciąg­nięty z Brukseli, bo pewnie sam nie chciał. Chodzi od programu do programu i nic nie robi – mówił Michał Kołodziejczak, lider AgroUnii.

Rolnicy podkreślali, jak duża jest obecnie rola mediów.

– My, rolnicy, wiemy, jaka jest siła mediów. Nasza wielka prośba, żeby pokazywały prawdziwą sytuację na wsi, a nie te ustawki. Rolą mediów jest, żeby pokazywać uczciwie, jak jest na wsi. To, że padną rolnicy, to jest jedna sprawa. To, że wokół hodowli są firmy potężne, które żyją z nas – to druga. To pociągnie za sobą falę upadłości. Dzisiaj cena tucznika jest sprzed 25 lat. Kto chciałby pracować za pensję sprzed 25 lat? Tona nawozu od tamtych czasów wzrosła o co najmniej 300–500%. Z czego mamy to wszystko spłacać? Piętnaście lat temu strajkowaliśmy pod Urzędem Wojewódzkim. Wtedy mieliśmy 21 mln świń. Dzisiaj mamy nawet nie połowę tego albo i mniej – tłumaczył Mirosław Jackowiak, rolnik ze Środy Wielkopolskiej.

Tomasz Ślęzak, Kamila Szałaj,
Krzysztof Janisławski,
Michał Czubak, opr. ms

O protestach rolników piszemy też na str. 56–57.

r e k l a m a

r e k l a m a

Zobacz także

r e k l a m a