mazowieckie
Hodowca przejął po rodzicach oborę, którą zmodernizował i rozbudował. Łącznie znajduje się w niej 29 stanowisk ścielonych słomą oraz kojce dla młodzieży. Dój prowadzony jest za pomocą dojarki konwiowej.
– W budynku przydałyby się jeszcze co najmniej dwie inwestycje: zamontowanie zgarniaczy do usuwania obornika oraz wymiana dojarki konwiowej na przewodową. Niestety, wcześniej nie zakwalifikowałem się do skorzystania z premii dla młodego rolnika, która pomogłaby mi doposażyć oborę. Teraz moje dzieci raczej nie przejmą gospodarstwa, więc każdą inwestycję muszę dobrze przemyśleć – mówi Paweł Dobosz.
Od początku maja do późnej jesieni krowy w gospodarstwie państwa Doboszów są wypasane.
– Nie ma tańszej produkcji mleka niż ta oparta o wypas. Dzięki pastwisku znacząco redukujemy zakup pasz, ponadto krowy mają możliwość ruchu na świeżym powietrzu, co korzystnie wpływa na zdrowie zwierząt, a szczególnie na zdrowotność nóg. Nie wyobrażam sobie podczas upałów utrzymywać bydło przez cały dzień w oborze stropowej. Na pastwisku zwierzęta chowają się pod drzewami, które służą im także jako naturalne czochradła. Wypasane zwierzęta są zdecydowanie bardziej długowieczne. Nasze najstarsze krowy mają nawet po 12 lat – mówi
Paweł Dobosz.
W sezonie pastwiskowym krowy raz dziennie otrzymują kiszonkę z kukurydzy. Kiedy przebywają w oborze sianokiszonka i kiszonka z kukurydzy oraz mieszanka treściwa zadawana jest ręcznie dwa razy dziennie.
– Zastanawiałem się nad ewentualnym zakupem wozu paszowego, ale przy stosowanym od wiosny do jesieni wypasie i przy obecnej wielkości stada nie byłoby to ekonomicznie uzasadnione – mówi
Paweł Dobosz.
Hodowca uprawiając kukurydzę na kiszonkę kupuje zazwyczaj nasiona dwóch odmian, które przed wysiewem miesza ze sobą.
– Taki sposób stosuję od jakiegoś czasu i dobrze mi się sprawdza. W tym sezonie zasiałem dwie odmiany – jedną z LG, a drugą Hubal z HR Smolice. Wybieram odmiany o zbliżonym FAO oraz zbliżonych wymaganiach glebowych – dodaje rolnik.
Krowy i jałówki w gospodarstwie państwa Doboszów częściowo są inseminowane, a częściowo kryte naturalnie.
– Krowy zazwyczaj są inseminowane, ale w przypadku problemów stosujemy krycie naturalne. Obniżamy w ten sposób koszty produkcji, gdyż każda powtórka inseminacji kosztuje, a krycie naturalne jest skuteczne i dzięki niemu skracamy okres międzywycieleniowy. Mam takie sztuki, które w ogóle nie chcą się sztucznie zacielić, tylko trzeba dopuszczać je do buhaja. Niektóre urodzone u nas byczki, szczególnie te po mięsnych buhajach pozostawiamy do opasu. Dodatkowo w razie potrzeby służą za rozpłodniki – mówi hodowca.
Cielęta u państwa Doboszów odpajane są mlekiem krowim. Po 4 tygodniach jego dawka jest zmniejszana i dodatkowo podawany jest makuch lniany.
– Niektórzy hodowcy twierdzą, że pojenie cieląt preparatem mlekozastępczym jest tańszym sposobem odchowu. Być może korzystniej jest sprzedać mleko i kupić preparat, ale cielęta na mleku pełnym w moim gospodarstwie są ładniejsze i zdrowsze niż te, którym podawałem preparat mlekozastępczy – mówi gospodarz.