wielkopolskie
Monika z Rafałem poznali się w szkole podstawowej w Gostyczynie. Kiedy dojeżdżali do szkół ponadpodstawowych w Kaliszu, wspólne podróżowanie bardzo ich zbliżyło. Magda chodziła do liceum ekonomicznego, a Rafał do samochodówki.
– Po ślubie zamieszkaliśmy w moim gospodarstwie w Strzegowej. Rok temu, kiedy obchodziliśmy dwudziestą rocznicę, planowaliśmy zorganizować uroczystość i wyjazd na egzotyczne wakacje. Ale życie potoczyło się zupełnie inaczej – opowiada Monika.
Co tak szurasz?
Pytam, czy Rafał na coś wcześniej chorował. Monika mówi, że właściwie nie. Kiedyś tylko, lata temu, kiedy kilka razy przy okazji badania miał mierzone ciśnienie, to rozkurczowe, którego optymalny poziom to 80, wychodziło mu koło setki. Od lekarza usłyszał, że ma je monitorować i na siebie uważać. Ale nigdy nie brał leków, choć te nieprawidłowości pojawiały się już, kiedy był nastolatkiem.
– Przyszedł sierpień, a z nim żniwa. I zawsze nerwówka. Czy przyjedzie kombajn. Tu zapowiadają deszcz, a tu sprzęt jeszcze w polu. Było strasznie gorąco, wszyscy chodzili zmęczeni. Ból głowy w takiej sytuacji nie wydawał się podejrzany. I nagle 11 sierpnia przyszło ochłodzenie. Akurat skończyliśmy żniwa, synowie mieli zwieźć słomę. Rafał jeszcze zawiózł warzywa do hurtowni. Wrócił i wyszedł na drogę, żeby wyglądać chłopaków. Ciągnik wjechał na podwórko, on rozdysponował gdzie odłożyć słomę, i poszedł zamknąć bramę. Zamknął i ruszył do domu. I nagle zauważyłam, że powłóczy prawą nogą. Powiedziałam: „Co tak szurasz? Nasypiesz sobie piasku w buty!”. Odpowiedział: „No nie wiem, jakoś mnie ta noga dziwnie boli”. I zaczął niewyraźnie mówić. Zdołał to jeszcze zauważyć. Doszedł do domu, usiadł na ławce i już nie mógł ani wstać, ani wypowiedzieć słowa. Opadł mu prawy kącik ust. Jeszcze tylko z trudem zaproponował jazdę do szpitala i nie było już z nim kontaktu – wspomina Magda i dodaje, że miała świadomość, że to może być udar i że każda minuta jest na wagę złota.
To rozległy udar
Wiedziała, że musi wezwać pogotowie. Wystukała numer 112. Pytam, czy straciła głowę, czy trzęsły się jej ręce.
– W naszym małżeństwie zawsze było tak, że kiedy działo się coś niedobrego, to jedno wpadało w panikę, a drugie w tym czasie było pozbierane. Wiedziało, że nie może sobie na to pozwolić, i musi być twarde. Mąż był „rozsypany”, więc ja musiałam trzeźwo reagować – opowiada o relacji i sierpniowym granicznym momencie Magda.
Karetka pojawiła się po piętnastu minutach. Rafał nie pamięta tego momentu, był wtedy na tyle nieświadomy, że nawet nie był w stanie się bać. W szpitalu w Ostrowie zrobiono mu tomografię i stwierdzono rozległy udar krwotoczny w lewej półkuli. Operację wykluczono ze względu na trudną dostępność, zostało czekanie, aż krew się wchłonie. Rafał przez dwa tygodnie pozostawał w dziwnym stanie. Magda mówi, że był „świadomy, ale bez kontaktu”. Wyglądał, jakby obudził się ze snu, ale nie wiedział, gdzie jest. Albo raczej jakby nie do końca się obudził. Przez miesiąc rozmawiali tak, że Magda dzwoniła, a pielęgniarka odbierała telefon i trzymała go tak, żeby mogli się z Rafałem widzieć.
– Tłumaczono mi, co się stało, ale zdawkowo, poza tym wszystko to przez telefon, bo nie można było nie tylko wchodzić na oddział, ale nawet porozmawiać twarzą w twarz z lekarzem. Wiedziałam, że udar był rozległy, że uszkodzeniu mogły ulec ośrodki mowy, że będą niedowłady prawej strony. Lekarka, neurolog, tłumaczyła mi coś, ale to wtedy była dla mnie abstrakcja. Uprzedzano mnie o przyszłych trudnościach, ale jednocześnie cały czas podkreślano, że mózg jest niepoznanym organem i że jest elastyczny – wspomina Magda.
Jak się porozumieć?
Usłyszała, że przez pierwsze pół roku rekonwalescencję trzeba zostawić „naturze”. Kiedy ona już swoje zrobi, przez kolejne sześć miesięcy z tym naturalnym sukcesem coś może zrobić człowiek. Spodziewała się, że „dłuższa rehabilitacja” to będzie jakiś miesiąc, może nawet dwa. Szybko dowiedziała się, że to całe lata, a niewykluczone, że całe życie.
Po miesiącu od udaru odebrała Rafała ze szpitala. Był na wózku. Nie był w stanie ruszyć ani prawą ręką, ani nogą. Trafił natychmiast na rehabilitację do ośrodka w Piaskach pod Gostyniem. Kiepsko ją znosił.
– Zawsze był domatorem, nie wyobrażał sobie, żeby samemu wyjechać na wakacje. A tam nagle miesiąc w samotności! Jedyne nasze widzenia, to kiedy pielęgniarka przywoziła go na dziedziniec, pod bramę, a ja stałam za nią, w odległości kilku metrów. Mógł już wtedy rozmawiać, to znaczy mógł trzymać telefon w lewej ręce. Ale czy to była rozmowa? Nie nazwałabym tego tak. Trudno mu było przypomnieć sobie wiele słów, trochę jakby porozumiewał się w obcym języku – wspomina Magda.
Rafał intensywnie ćwiczył. Ale pójście do toalety czy samodzielne jedzenie wydawały się równie nieprawdopodobne jak lot na Marsa. Do tego przyplątała się depresja. Stwierdza się ją u jednej trzeciej pacjentów po udarze. Po miesiącu Magda wzięła Rafała do domu.
Ćwiczenia bez końca
– Zadzwonili do mnie o 22.00 z pytaniem, czy mogę zabrać męża. I że najlepiej, jakbym przyjechała jeszcze w nocy, ponieważ ewakuują pacjentów z powodu pandemii. Pojechałam rano, ale nikt mi nie udzielił żadnych wskazówek. Wzięłam Rafała z jego czwórnogiem – to taki „balkonik” do obsługi jedną ręką. Rafał miał tam wrócić po uspokojeniu się pandemii, ale nie chciał. Psycholog wytłumaczył mi, że on przeżywa tę rozłąkę, a to osłabia efekty rehabilitacji. Tak zaczęła się nasza prywatna walka o sprawność. Ktoś poradził, żebym obejrzała sobie filmy z ćwiczeniami na YouTube. Były świetne. Ale dla dużo sprawniejszych niż Rafał – opowiada Magda.
Zorganizowała rehabilitantkę z oddziału w Ostrowie, która przyjeżdżała do Rafała przez kilka tygodni.
– Ćwiczył, był masowany. Potem wykupiliśmy w przychodni karnet na kilka zabiegów. I w końcu doczekaliśmy się wizyty na NFZ. Ale te funduszowe rehabilitacje są bardzo słabe. A ten sam pakiet, kiedy się go w tej samej przychodni kupi, robi się nagle bogaty. Teraz od dziesięciu miesięcy przyjeżdża do nas prywatnie rehabilitant. Jedna 45-minutowa wizyta to koszt 70 zł – mówi Magda.
Byli z Rafałem już dwa razy na prywatnym turnusie rehabilitacyjnym. Magda chciałaby go zabrać jeszcze raz jesienią, ale musi doglądać gospodarstwa, a samego nie może go puścić. Rafał musi mieć opiekuna. Poza tym nie radzi sobie psychicznie, kiedy zostaje bez rodziny.
Magda wie, że nie może za często go wyręczać, że to konieczne, żeby zmusić mózg do odzyskiwania sprawności. Ale jednocześnie doświadcza starej prawdy, że uczenie bliskich to orka na ugorze. Bliskiemu można odburknąć, zezłościć się na niego. Ale też bliski, powodowany współczuciem, czasem jest zbyt pobłażliwy. Choć sam w tym czasie do środka wylewa łzy. Magda doświadczyła już i tej prawdy, że trzeba się zaopiekować także opiekującym się. Od początku jest największym wsparciem dla męża. Nieustanne bycie w gotowości to ogromne obciążenie psychiczne. Już wie, że by móc razem z nim dźwigać skutki udaru, musi o siebie dbać. Kiedy jedno jest w rozsypce, drugie musi być silne. Dlatego tak ważny był dla niej każdy telefon od ludzi, każde pytanie.
– Kiedy Rafał był wciąż w kiepskim stanie, wiem, że wielu ludzi próbowało się dowiedzieć, co z nim. Ale bywało, że przez innych. Wiem, że trudno pytać i wspierać ludzi w trudnych sytuacjach, że nie wiemy, co powiedzieć, jak się zachować. Ale warto to robić, bo ludzie w trudnych momentach, chorobie, żałobie potrzebują pytań i bliskiego kontaktu – zwierza się i dodaje, że teraz obowiązki spadły na nią, wciąż uczących się synów i dziadków, którzy już byli na zasłużonej emeryturze.
Pomóżmy mu razem!
Żeby móc teraz wydzierać naturze to, co jeszcze jest do wydarcia, żeby zacząć sprawniej mówić, żeby wrócić, choć w okrojony sposób, do pracy w gospodarstwie, Rafał musi jeździć na turnusy. Jeden taki dwutygodniowy pobyt to koszt 8 tys. zł. W sytuacji, w której Magda musi dzielić swoje siły i czas między Rafała a pracę w gospodarstwie, nie da sobie rady finansowo bez pomocy innych. Kilka zabiegów ufundowali członkowie rady sołeckiej. Już zdążyły ich wesprzeć lokalna ochotnicza straż pożarna i członkinie kół gospodyń z gminy, które podczas festynu sprzedawały ciasta, a pieniądze ze sprzedaży przeznaczyły w całości na rehabilitację Rafała. Ale nie uda się go dalej przywracać do podstawowej sprawności bez wyjazdów na turnusy. Potrzebuje ich przynajmniej kilka. Dlatego Magda założyła na platformie siepomaga.pl zbiórkę. Można ją znaleźć pod hasłem rafal-kubicki. W dniu, w którym zamykamy ten tekst, na koncie, na którym docelowo ma się zgromadzić 50 tys. zł, widnieje suma 8634 zł. Do celu brakuje jeszcze ponad 40 tys., a zbiórka trwa jeszcze tylko miesiąc. Magda wie, że nawet drobne 5 zł, ale pomnożone przez setki dobrych serc, może zdziałać cuda. Ona wierzy, że zdziała.
Karolina Kasperek