Avant e6 to druga testowana w ostatnim czasie przez TPR w 100-procentach elektryczna ładowarka przegubowa. Ta maszyna jest naprawdę mała, bo ma niewiele ponad metr szerokości i z ramą ochronną mierzy poniżej dwóch metrów wysokości. Waży 1400 kg. A mimo tego jest w stanie dźwignąć (uwaga) 1100 kg, ale taki ciężar jest w stanie unieść niewiele powyżej podłoża i to przy bardzo mocno dociążonej tylnej osi. Maszyna, którą testowaliśmy miała zamontowane balasty o wadze 180 kg. Jeżeli ładunki chcemy podnosić wysoko, to Avant e6 na wysięgniku unoszonym na ok. 2,33 metra jest w stanie podnieść 905 kg. Jeżeli dodatkowo wysuniemy teleskop, w który jest wyposażony wysięgnik i który zwiększa wysokość podnoszenia o 48,5 cm (do 2,82 m), to obciążenie spada do 600 kg. Dlatego ta maszyna nie jest przeznaczona do układania zbitych bel z sianokiszonką w warstwach jedna na drugiej lub do załadunku takich bel do paszowozu. Co najwyżej będzie mogła je dowieźć do obory i ustawić na stole paszowym. Jakie zatem może być praktyczne wykorzystanie takiej maszyny w gospodarstwie hodowlanym? Możliwości jest całkiem sporo, ale wszystko będzie zależało od zamontowanego osprzętu. Na pewno zda egzamin przy wygarnianiu obornika w bardzo wąskich i ciasnych zabudowaniach. Sprawdzi się również przy podgarnianiu paszy, a jak trzeba to przetransportuje pod legowiska bele słomy. Zimą odśnieży a wiosną załaduje nawozy. Będzie więc w stanie wykonywać te zadania, które często w gospodarstwach są wykonywane ręcznie.
r e k l a m a
Obsługa ładowarki
jest intuicyjna, żeby nie powiedzieć dziecinnie prosta. Wszystkie przyciski i drążki umieszczono w jednym miejscu – na prawym panelu. W górnej jego części znajduje się stacyjka. Gdy przekręcimy kluczyk na pozycję "ON" maszyna zostanie uruchomiona. Dla osób, które po raz pierwszy zasiądą za sterami zaskoczeniem może być to, że pracy nie towarzyszy praktycznie żaden hałas. Na postoju słychać tylko pomruk pracujących zespolonych pomp hydraulicznych, ale to jest nic w porównaniu do pracy silnika diesla. To jest gigantyczna zaleta zasilanej elektrycznie maszyny. Żeby nią ruszyć wystarczy wcisnąć ulokowany przy podłodze z prawej strony pedał jazdy. Im mocniej go naciśniemy, tym ładowarka będzie jechała szybciej. Tym sprzętem jednak nie poszalejemy, bo maksymalna prędkość to jedyne 10 km/h. Dlatego warto ładowarkę traktować raczej jako sprzęt podwórzowy. Jeżeli chcemy nią wycofać, to wystarczy że przełożymy nogę na drugi pedał jazdy. Zasada jest ta sama – odpowiednie jego wciśnięcie powoduje proporcjonalną zmianę prędkości jazdy. Gdy go zwolnimy, maszyna zatrzyma się. Avant e6 oferuje możliwość zmiany reakcji czułości pedałów. Tryby są trzy i są wybierane przyciskiem z oznaczaniem zająca i żółwia. Wybierając "zająca", czyli tryb nazywany przez producenta Power, maszyna bardzo szybko reaguje na naciśnięcie pedału jazdy i odwrotnie wybierając "żółwia", czyli tryb Slow, reakcja jest ograniczona, co może mieć znaczenie, gdy poruszamy się w ciasnych przestrzeniach. Jest jeszcze pośrednia pozycja ustawienia przycisku, która oznacza załączenie trybu Eco. W zakresie wykonywania ruchów wysięgnikiem i narzędziami Avant starał się nie komplikować sprawy, sprowadzając sterowanie przede wszystkim do obsługi joysticka. Przechylając go w jedną z czterech stron można podnosić lub opuścić wysięgnik oraz ładować lub rozładowywać wszelkiego rodzaju materiały. Na joysticku znajdziemy dwa oznaczone kolorami przyciski. Wciśnięcie i ich przytrzymanie powoduje uruchomienie sekcji hydraulicznej osprzętu. W przypadku zamocowania na wysięgniku krokodyla do kiszonek czy chwytaka do balotów, przytrzymanie przycisków będzie powodowało ich otwieranie i zamykanie. Taką samą funkcję pełni dźwignia położona obok joysticka, z tą różnicą, że dźwignię można jeszcze ustawić w pozycji pełnej aktywacji Lock, przy której aktywowany jest ciągły przepływ oleju hydraulicznego. Stały przepływ jest wymagany np. do kosiarka do trawy czy zamiatarki, a dzięki funkcji Lock obsługa takiego osprzętu jest łatwiejsza, bo nie trzeba stale trzymać przycisków na joysticku. Maszyna, którą testowaliśmy miała na joysticku jeszcze jeden zamocowany włącznik, który stanowił wyposażenie ponadstandardowe i który służy do obsługi specjalnego zaworu antypoślizgowego, który wymusza przepływ oleju między prawym i lewym silnikiem hydraulicznym i poprawia jazdę na śliskiej i nierównej powierzchni. Działanie tego zaworu zależy od zaworu zwalniania napędu (system X-lock). Gdy ten zawór jest otwarty, olej hydrauliczny przepływa kolejno z silnika do silnika i koła obracają się swobodnie. A gdy jest zamknięty, co jest aktywowane przyciskiem, przepływ oleju między silnikami hydraulicznymi po obu stronach maszyny jest ograniczony, co zwiększa siłę uciągu. Super rozwiązanie do jazdy na podmokłym terenie. Działanie tego zaworu można porównać do blokady dyferencjału w traktorze.
Avant e6 powstał
w 2017 roku na bazie maszyny spalinowej 528, z którą łączy go wysięgnik, wymiary i rozstaw osi. Ładowarka z silnikiem diesla jest jednak lżejsza, bo waży netto (bez balastu) 1250 kg, a jej elektryczny odpowiednik jest cięższy o ok. 150 kg. Różnica w wadze to pokłosie zastąpienia motoru ponaddwukrotnie cięższymi akumulatorami litowo-jonowymi, które notabene produkuje Valmet Automotive, dostarczający baterie również do branży automotive. Te w ładowarce dysponują pojemnością 288 Ah, a pojemność wyrażona w kWh wynosi 13,8. Akumulatory zasilają dwa silniki elektryczne. Jeden o mocy netto 7,2 kW napędza pompę hydrauliczną, a ta przekazuje moc poprzez zamknięty obieg oleju do czterech silników hydraulicznych napędzających koła jezdne. Drugi silnik elektryczny o mocy netto 2 kW przekazuje napęd na drugą z pomp odpowiedzialną za hydraulikę roboczą i osprzęt. Przepływ oleju można zmieniać dźwignią przepustnicy w zakresie do 33 l/min. Zasada jest taka, że im wyższy przepływ ustawimy, tym szybsze będzie działanie funkcji hydrauliki roboczej i podczepionych narzędzi. Ciekawostką jest to, że ustawienie przepływu w żaden sposób nie wpływa na jazdę maszyną, co należy uznać na plus, bo szybko nie traci ona energii, gdy jest wykorzystywana wyłącznie do transportowania ładunków. W tej maszynie podobało nam się to, że nie potrzebuje dodatkowego osprzętu do podładowywania baterii, bo ma na stanie prostownik, który podpina się do domowego gniazdka 230V/10A. Niestety, przewód z wtyczką sieciową jest zdecydowanie za krótki, bo mierzy mniej więcej pół metra długości i bez przedłużacza nie ma szans, aby podłączyć go do sieci. Minusem jest również zastosowana przy przewodzie osłona, która potrafi skutecznie zablokować rozwijanie przewodu, z czym zmagaliśmy się w trakcie testu. Kluczowym pytaniem przy tego typu maszynie jest czas pracy między cyklami podładowywania. Trudno precyzyjnie na to pytanie odpowiedzieć, wszak wszystko zależy od tego, jakie zadania będzie wykonywała maszyna. Gdy w trakcie testu wykonywaliśmy ładowarką przejazdy transportowe przy 57 procentach naładowania baterii to wyświetlacz wskazywał, że możemy tak poruszać się jeszcze przez cztery i pół godziny nim baterie zostaną rozładowane. A gdy chwilę później zaczęliśmy używać hydrauliki roboczej zwiększając przepływ oleju na maksimum, to czas pracy błyskawicznie skrócił się do dwóch godzin i dwudziestu paru minut. Avant przestrzega przed rozładowywaniem akumulatora poniżej 10 procent, co może skutkować jego uszkodzeniem, a najlepiej – jak twierdzi – jak bateria jest doładowywana, gdy posiada jeszcze 20–30 proc. naładowania. Czas ładowania przez wbudowany prostownik od wspomnianych 10 do 100 proc. trwa nawet 5–6 godzin. Taki długi czas w pewien sposób ogranicza możliwości wykorzystania sprzętu. Ale Finowie znaleźli rozwiązanie, aby maszyna miała jak najmniej przestojów. Takim rozwiązaniem jest stacja szybkiego ładowania wykorzystująca prąd trójfazowy. Modele są tutaj dwa 400V/16A i 400V/32A. Wykorzystując pierwszą ze stacji naładowanie akumulatorów do pełna trwa dwie godziny. Przy użyciu drugiej ze stacji czas ten skraca się do jednej godziny, a doładowanie baterii z 20 do 80 proc. trwa ledwie pół godziny. Producent przewiduje, że akumulatory litowo-jonowe w ładowarce e6 spokojnie powinny wytrzymać 2500 pełnych doładowań. W praktyce oznacza to 6,5–7 lat pracy w przypadku średniego obciążenia maszyny lub nawet do dziesięciu lat, gdy będzie ona rzadziej wykorzystywana.
r e k l a m a
Maszyna trafiła
do nas na testy z chwytakiem do bel i łyżko-krokodylem. Wymiana osprzętu nie stanowiła problemu i wyglądała tak, że w pierwszym etapie trzeba było podnieść sworznie przy płycie montażowej i ustawić je w górnym położeniu. Potem należało obrócić płytę narzędziową ukośnie do kierunku jazdy, a po podjechaniu do osprzętu trzeba było trafić kołkami płyty tak, aby znalazły się pod odpowiednimi wspornikami narzędzia. Potem wystarczyło podnieść wysięgnik, przełożyć kołki w dolne położenie i podłączyć hydraulikę, co było o tyle ułatwione, że producent zastosował w standardzie multizłącze, które pozwala połączyć jednocześnie wszystkie węże. W tej maszynie osprzęt może być też blokowany hydrauliczne, co stanowi wyposażenie ponadstandardowe. Łatwość w podpinaniu to również zasługa superwidoczności z miejsca operatora. Tutaj nie ma się do czego doczepić. Dlatego taką maszyną bez problemów można jeździć na centymetry od ścian czy wygrodzeń. Tym bardziej, że sprzęt jest niezwykle zwrotny, wszak wedle naszych pomiarów jest w stanie zawrócić w kole o średnicy 4,4 m. To zasługa tego, że maszyna "łamie się" o kąt 42 stopni.
Ładowarka Avant e6
z czasem będzie zyskiwała na popularności, co będzie wprost proporcjonalne do rozwoju w gospodarstwach rolnych tańszych źródeł prądu typu ogniwa fotowoltaiczne. Na razie cena maszyny może wydawać się zaporowa, bo sprzęt kosztuje... zł netto, gdzie dla porównania jej spalinowy odpowiednik, czyli ładowarka Avant 528 jest tańsza aż o... tys. zł netto. Nie zapominajmny jednak o tym, że maszyna elektryczna cechuje się zarowym poziomem emisji spalin, więc wydaje się bezkonkurencyjna w pracy w zamkniętych, mało wentylowanych przestrzeniach, typu obory, chlewnie, szklarnie czy zakłady przetwórstwa spożywczego nie narażając zdrowia operatora i osób postronnych. Kupując taki sprzęt oszczędzimy też na przeglądach, bo gdy nie ma silnika, nie trzeba wykonywać okresowych jego przeglądów związanych z wymianą olejów i filtrów. Brak hałasu i wibracji, które generuje silnik diesla, to dodatkowe atuty.