mazowieckie
W 2009 roku Mariusz i Milena Gosiowie oddali do użytkowania wybudowaną wówczas wolnostanowiską oborę. I chociaż dziś niewielu już hodowców bydła mlecznego decyduje się na utrzymywanie krów na głębokiej ściółce, to państwo Gosiowie przed laty taki właśnie system wybrali i – po ponad dekadzie doświadczeń – jak najbardziej są do niego przekonani.
r e k l a m a
Przyjazna krowom słoma
– Kiedy obserwujemy jak doskonale zwierzęta czują się na słomie, to pomimo zdecydowanie większej pracochłonności i konieczności zabezpieczenia dużych ilości słomy jak najbardziej warto stworzyć krowom jak największy komfort. I w mojej opinii nie jest to system aż tak bardzo uciążliwy, jak mogłoby się wydawać – tłumaczył Mariusz Goś.
Podczas projektowania obory zakładano, że obornik usuwany będzie co pół roku.
Wybierany jest on jednak co dwa miesiące, gdyż – jak argumentuje hodowca – powyżej tego czasu obornik zaczyna się mocno „lasować” i tym samym legowisko staje się mniej komfortowe dla zwierząt. Część legowiskowa obniżona jest w stosunku do korytarza paszowego, w części dla krów o 1,2 m; w części dla młodzieży od 0,8 do 1,0 m (im młodsze zwierzęta tym mają wyżej). Świeża słoma uzupełniana jest każdego dnia.
W części dla krów laktacyjnych korytarz spacerowy wykonano na posadzce szczelinowej, pod którą w kanale o pojemności 350 m3 gromadzona jest gnojowica.
W oborach na głębokiej ściółce (z racji procesu fermentacji obornika) zwykle panuje wyższa temperatura. Mając to na względzie, państwo Gosiowie zadbali o zapewnienie jak najlepszego mikroklimatu, szczególnie w okresie letnim. Przede wszystkim w budynku zainstalowano liczne mechaniczne wentylatory, ponadto hodowca samodzielnie wykonał nad gankiem spacerowym zraszacze, które w przyszłości planuje wymienić na
profesjonalne.
– Gdybym dziś budował oborę zdecydowanie zamiast ścian zwieńczonych szczeliną podokapową zastosowałbym kurtyny, przez co w budynku byłaby jeszcze lepsza wentylacja – przyznał pan
Mariusz.
Obsada od lat stała
Państwo Gosiowie utrzymują 75 krów mlecznych i nie myślą o dalszym zwiększeniu pogłowia, które łącznie liczy ok. 150 sztuk bydła.
– Biorąc pod uwagę ilość sprzedanego mleka oraz ilości przeznaczone dla cieląt, które w naszym gospodarstwie odpajane są mlekiem pełnym do 6 tygodnia życia, to średnia wydajność kształtuje się na poziomie ok. 9000 kg od sztuki – poinformował Mariusz Goś dodając, iż jest to jak najbardziej ekonomiczny dla gospodarstwa poziom, zapewniający i dobre zdrowie zwierząt i rozsądne koszty ponoszone na żywienie.
W oborze pracuje wóz paszowy Sano o pojemności 12 m3, w którym sporządzany jest PMR. W jego skład wchodzi: kiszonka z kukurydzy, sianokiszonka, własne śruty zbożowe, śruta rzepakowa, młóto browarniane (w ilości 6–8 kg na krowę dziennie), które gospodarz nieprzerwanie stosuje od lat. Dawka uzupełniania jest oczywiście przez dodatki mineralno-witaminowe. Na całej długości stołu paszowego
zamontowana jest drabina zatrzaskowa, dzięki której możliwe jest indywidualne zadawanie gotowej mieszanki pełnoporcjowej z ręki (w którą zaopatruje gospodarstwo firma De Heus). Mieszanka zadawana jest dwa razy dziennie, rano po doju, wieczorem przed dojem.
Przy tak licznym stadzie, w uniknięciu pomyłek pomaga zakładanie krowom, którym dodatkowa porcja się nie należy, specjalnych obroży. To proste rozwiązanie jest jak najbardziej skuteczne.
– Planujemy zamontowanie stacji paszowej, jednak konieczne jest do tego wygospodarowanie miejsca na korytarzu rusztowym, który jest nieco za wąski. Jego szerokość wynosi 3,2 m, więc musimy znaleźć i wykonać optymalne rozwiązanie, pozwalające krowom na swobody dostęp do urządzenia – tłumaczył pan Mariusz.
Ciekawostką, jaką zobaczyliśmy w oborze, był sposób podawania kwaśnego węglanu sodu, który nie stanowił – jak to powszechnie bywa – jednego z dodatków do wozu paszowego, a podawany był w postaci sypkiej, ze specjalnych pojemników zamontowanych do drabiny paszowej. Jak wyjaśnił nam hodowca, takie rozwiązanie okazuje się być zdecydowanie lepsze.
– Krowy bardzo chętnie pobierają dodatek, każdego bowiem dnia 75 krów zjada około 12 kg kwaśnego węglanu sodu.
r e k l a m a
Buhaj jest niezastąpiony
Mariusz i Milena Gosiowie po latach doświadczeń z inseminacją zdecydowali się ostatecznie na naturalny system krycia.
– Przez lata inseminowaliśmy krowy, jednak skuteczność zabiegów była niska, a związane z tym brakowanie krów zbyt duże. Postanowiliśmy więc kryć nasze zwierzęta naturalnie – poinformował gospodarz. – Kupujemy młode buhajki z najlepszych obór w okolicy, odchowujemy je, a następnie kierujemy do krycia. Jeden rozpłodnik na stałe przebywa z krowami, drugi z jałówkami gotowymi do zacielenia. Odkąd stosujemy taki system, odtąd skończyły się w naszym stadzie problemy z rozrodem. Potwierdza to oczywiście lekarz weterynarii, który każdego miesiąca sprawdza cielność badaniem USG i okazuje się, że wszystkie krowy są cielne. Ponadto buhaj wyręcza nas, w jakże czasochłonnej obserwacji rui u krów, których każdego dnia mamy przecież kilka.
Wysoka płodność, niewygórowana produkcja i komfort bytowania krów sprawia, że państwo Gosiowie mogą pochwalić się zwierzętami zdrowymi i długowiecznymi. Wiele jest w stadzie sztuk, które mają już 10 a nawet 12 lat. I co bardzo ważne, nie brakuje tutaj jałówek na remont czy brakowanie stada. Jeszcze do niedawna wiele młodych cieliczek było sprzedawanych, jednak gospodarze zdecydowali, że teraz po okresie odchowu sprzedawane będą już jako jałówki cielne, co z pewnością będzie dodatkowym źródłem dochodu.