Warmińsko-Mazurskie
Pożar wybuchł wieczorem 21 września. To był zwykły dzień pracy w gospodarstwie dla Jana i Leokadii Kawalir oraz ich dwóch synów: Jakuba i Macieja. Poranny udój został wykonany o 4 rano, wieczorny po godz. 16. Jak co dzień, wieczorem około godz. 22 hodowcy pojechali do obory sprawdzić czy ze zwierzętami jest wszystko w porządku i podgarnąć paszę. Nic nie wskazywało na to, że kilkadziesiąt minut później dojdzie do ogromnej tragedii.
Jana i Leokadia Kawalir swoją nowoczesną, wolnostanowiskową oborę zasiedlili w czerwcu 2016 r. W systemie rusztowym, utrzymywane były w niej krowy i jałówki.
- Synowie wrócili o godz. 22. Wszystko było w porządku. Zjedli kolację i usiedli przed telewizorem. Nagle zauważyli nad oborą ogromną łunę i kłęby dymu – informuje Jan Kawalir.
Rolnicy błyskawicznie udali się na miejsce, jednak ratowanie zwierząt okazało się niemożliwe. Ogień gwałtownie się rozprzestrzenił po całym budynku. Ogromne płomienie trawiły ściany i dach, wokół ścielił się gęsty dym. Paliły się boczne, plastikowe kurtyny oraz świetlik dachowy. Zrozpaczeni hodowcy próbowali otworzyć podnoszone do góry bramy, żadnej się nie udało, bowiem ogień odkształcił prowadnice i nie można było ich podnieść. Obora płonęła jak pochodnia. W środku zaś trwała agonia i niewyobrażalne cierpienie 150 sztuk zwierząt, które padały od ognia i duszącego dymu.
- Do zdarzenia wysłano trzy zastępy z lidzbarskiej jednostki ratowniczo-gaśniczej, Ochotnicze Straże Pożarne z Kiwit, Żegot, a także jednostki wspomagające z powiatu bartoszyckiego w sile dwóch zastępów, OSP Galiny oraz OSP Bisztynek. Po przybyciu na miejsce strażacy zastali w pełni rozwinięty pożar budynku inwentarskiego o konstrukcji stalowej, wykonanego w technologii płyty warstwowej. Wewnątrz budynku panowało silne zadymienie, które w znacznym stopniu ograniczało widoczność oraz wysoka temperatura – informuje Komenda Powiatowa Państwowej Straży Pożarnej w Lidzbarku Warmińskim.
Zespół ratowniczy otworzył drzwi wjazdowe i przystąpił do ewakuacji zwierząt. Było już jednak za późno, większość z nich była już martwa. Strażakom udało się wyciągnąć z budynku 4 żyjące, ale ogromnie cierpiące z powodu obrażeń sztuki, którym lekarz weterynarii, który podał środki znieczulające. Niestety przeżyła tylko jedna krowa. Doszczętnie też spłonęła znajdująca się w oborze ładowarka teleskopowa, służąca do zadawania paszy.
Gaszenie pożaru trwało do późnych godzin nocnych. Z żywiołem walczyło 31 strażaków.
Zrozpaczeni hodowcy długo jeszcze będą dochodzić do siebie, jednak już w dzień po tragedii próbują mocno stanąć na nogach
- Zależy nam przede wszystkim na pomocy banku. Na budowę obory zaciągnęliśmy bowiem kredyt. Absolutnie nie chcę uchylać się od spłaty. Spłacimy każdą należną złotówkę, tylko potrzebny jest nam dziś jakiś okres prolongaty albo zawieszenia rat. Straciliśmy produkcję mleka – główne źródło utrzymania i nie będziemy mieć wpływów. Na szczęście pozostało nam jeszcze trochę opasów oraz cieląt. Budynek obory był ubezpieczony i mamy ogromną nadzieję, że towarzystwo ubezpieczeniowe przeprowadzi rzetelną wycenę poniesionych strat i wypłaci należyte realne odszkodowanie. Wykonawca obory już zaproponował, że przeprowadzi wycenę kosztów odbudowy – mówi Jan Kawalir.
Wszystko wskazuje na to, że budynek zostanie odbudowany, a stado bydła odtworzone. Pomoc zaoferowała gmina Kiwity. Kiedy wybuchł pożar na miejscu pojawił się wójt.
- Potrzebne są przede wszystkim środki finansowe na odbudowę. Straty są ogromne. Odbieramy wiele telefonów, pomoc zaoferowało wiele firm i instytucji. Działania podjęła również Izba Rolnicza, mamy też informacje, że zareagowało ministerstwo rolnictwa. Nadzór budowlany przeprowadził analizę i określa warunki techniczne niezbędne do przeprowadzenia odbudowy. Zniszczenia są, bowiem poważne. Jako gmina nie możemy prowadzić subkonta, na które byłby wpłacane pieniądze. Konto jednak zostało już uruchomione – powiedział nam Wiesław Tkaczuk wójt gminy Kiwity.
Zbiórkę pieniędzy rozpoczęła OSP Kiwity wraz z Fundacją "Opiekun" z Bartnik. Druhowie proszą wszystkich, którzy chcieliby pomóc gospodarstwu, które znajduje się w skrajnie trudnej sytuacji o wpłaty na konto:
Z natychmiastową pomocą ruszyła również SM Spomlek, której państwo Kawalir są dostawcami. Uruchomiono procedury pozwalające na udzielenie pewnych form pomocy dla s dostawcy. Gospodarstwo zostało po pożarze odwiedzone przez Edwarda Bajko – prezesa zarządu SM Spomlek oraz przewodniczącego rady nadzorczej- Marka Kalinowskiego i dyrektora Oddziału Młynary SM Spomlek – Józefa Kaczyńskiego.
- Zamierzamy odbudować oboręi mleczne stado, chcielibyśmy bowiem dalej produkować mleko do Spomleku- spółdzielni, która oferuje wzorcowe wręcz warunki współpracy, stabilne ceny i regularne płatności pozwalające na prowadzenie zrównoważonego rozwoju gospodarstwa – powiedział nam Jan Kawalir
Dotknięci niebywałą tragedią i ogromnymi startami hodowcy naszym pośrednictwem pragną przekazać podziękowania wszystkim osobom i instytucjom, które okazały wsparcie w najtrudniejszych chwilach tuż po ugaszeniu pożaru.
r e k l a m a
Tomasz Ślęzak
Fundacja "Opiekun" nr konta 38 1090 1463 0000 0000 72 01 4378 z dopiskiem "Bartniki".