kujawsko-pomorskie
W 2018 roku gospodarstwo Piotra Makowskiego ze wsi Linne w gminie Rypin rocznie produkowało około 100 tys. kurczaków. Stado bydła liczyło 60 sztuk, w tym 16 krów mlecznych. Ponad trzy lata temu producenci trzody chlewnej nadal boleśnie odczuwali skutki ASF. Cena w zakładach mięsnych za kilogram żywca wynosiła wtedy niewiele ponad 4 zł. Mimo to w sierpniu 2018 roku została rozpoczęta w gospodarstwie budowa nowej chlewni.
– Powstała w systemie gospodarczym. Nie zdecydowałem się na zlecenie budowy specjalistycznej firmie. Osobiście wybierałem ludzi, którzy byli odpowiedzialni za budowę i montaż kolejnych elementów chlewni. Sam też szukałem i kupowałem potrzebne materiały budowlane. Wybierałem takie, których cena była korzystna i które gwarantowały odpowiednią jakość. Chlewnia została postawiona w oparciu o gotowy projekt – opowiada Piotr Makowski.
Sposób gospodarski pozwolił na znaczne obniżenie kosztów budowy. Rolnik szacuje, że zostały zredukowane o kilkadziesiąt procent. Obiekt inwentarski ma 18,5 m szerokości i 74 m długości. Tuczniki utrzymywane są na rusztach, pod którymi znajduje się zbiornik na gnojowicę. Jego głębokość to 1,4 m. Podczas budowy do gospodarstwa zgłosiło się wiele firm, które w swojej ofercie mają systemy wyposażenia niezbędne do zagwarantowania odpowiedniego dobrostanu zwierzętom. Wygrodzenia, koryta, karmniki, poidła i wentylacje rolnik zakupił od firmy TerraExim-Agroimpex.
– Od innego dostawcy zamówiłem tylko oświetlenie. W chlewni mam wygrodzone sektory do tuczu zwierząt od 30 do około 120 kg masy ciała. Świnie utrzymywane są w kojcach o obsadzie 20–40 sztuk, przy powierzchni 0,75–1 m2/sztukę. Karmienie odbywa się do woli z automatów paszowych poprzez paszociągi z tubomatami. Pasza magazynowana jest w specjalnym silosie – wymienia Piotr Makowski.
Chlewnia jest także wyposażona w elektroniczne systemy, które regulują temperaturę i wilgotność, a wentylacja jest zbudowana w oparciu o falowniki umieszczone na bocznych ścianach. O zaniku napięcia i zasilania elektrycznego informuje alarm.
Tucz odbywa się na zasadzie całe pomieszczenie puste – całe pomieszczenie pełne. Po wywiezieniu danej partii odbywa się mycie i dezynfekcja. Wykorzystywana jest myjka ciśnieniowa i odpowiednie środki odkażające. Po zabiegach czyszczących pomieszczenie jest suszone. W trosce o łatwiejsze utrzymanie czystości ściany budynku zostały pokryte ceramicznymi płytkami do wysokości 1,2 m.
W ciągu roku udaje się przeprowadzić trzy cykle produkcyjne. Do gospodarstwa trafiają warchlaki w wadze 30–40 kg. Skala upadków kształtuje się w granicach 3–3,5%, a zużycie paszy wynosi 2,7 kg na kilogram przyrostu.
Odważna decyzja
Decyzja o rozpoczęciu budowy chlewni była podejmowana w momencie, kiedy warunki do produkcji trzody chlewnej nie były sprzyjające. W gospodarstwie dodatkowy problem w tamtym okresie stanowiła także produkcja mleka. W pierwszej połowie 2018 roku Spółdzielnia Mleczarska ROTR przestała regulować płatności za mleko. W październiku ogłoszono jej upadłość. Gospodarstwo było jej dostawcą i straciło kilkanaście tysięcy złotych za dostarczany surowiec oraz wszystkie posiadane w niej udziały. Mimo trudnej sytuacji gospodarze zdecydowali się na rozpoczęcie nowej inwestycji.
– Dopiero kiedy ją ukończyliśmy, podjęliśmy decyzję o tym, w jakim systemie będziemy prowadzić produkcję tuczników. Pierwszą partię warchlaków wprowadziliśmy w lipcu 2019 roku. W tamtym okresie bardzo poprawiły się rynkowe ceny żywca oferowane przez zakłady mięsne – wspomina Piotr Makowski.
Stawki za żywiec w wadze żywej sięgały wtedy nawet 6 zł. Rolnik obawiał się jednak, że może być to sytuacja chwilowa i po przejściowym wzroście cen z czasem dojdzie do kolejnego załamania stawek płatności.
– Produkcja mleka i utrzymanie bydła wymagają ogromnych nakładów pracy. Nieporównywalnie więcej niż ma to miejsce w przypadku produkcji świń. To dlatego zdecydowałem o wygaszaniu stada bydła na rzecz trzody chlewnej. Uznałem, że bezpieczniej będzie prowadzić tucz kontraktowy – mówi Makowski.
Rolnik podpisał umowę z jednym z koncernów mięsnych. Dostarcza on warchlaki do tuczu. Gospodarstwo otrzymuje określoną stawkę za każdą wyprodukowaną sztukę. Jest ona stała i niezależna od rynkowych cen żywca oraz paszy. Umowa przewiduje dodatki za wyniki, takie jak niskie spożycie paszy, niewielkie upadki oraz zużycie leków. Rolnik decyduje także o momencie sprzedży i masie ciała zwierząt.
– Tucz kontraktowy daje stabilne warunki każdej ze stron. Kiedy ceny na wolnym rynku żywca wieprzowego były stosunkowo wysokie, nie otrzymywałem większych stawek za produkowane świnie. Działa to także w drugą stronę. Obecnie ceny za świnie są w punktach skupu absurdalnie niskie, a pasza niezwykle droga. Warunki naszej umowy mimo to się nie zmieniły. Nie musiałem także podpisać długotrwałej umowy na wiele lat. Jest ona zawierana po każdym zakończonym cyklu produkcji. Nie ma obowiązku jej odnawiania – informuje Piotr Makowski.
Gdyby zdecydował się na produkcję tuczników samodzielnie, w obecnej sytuacji uzyskanie rentowności w gospodarstwie byłoby niemożliwe.
W jego gospodarstwie znajduje się także kurnik, w którym utrzymywane są brojlery. Produkcja odbywa się na zasadzie budynek pusty – budynek pełny. Pisklęta kupowane są w wylęgarni, a sprzedaż kurczaków odbywa się na wolnym rynku.
– Wysokie ceny paszy spowodowały, że produkcja drobiu jest nieopłacalna i się nie bilansuje. Wiele szkód przyniósł COVID-19. W ubiegłym roku radykalnie spadło zapotrzebowanie zakładów mięsnych na kurczaki. Zamknięte zostały restauracje i punkty zbiorowego żywienia. Spadła gwałtownie cena. Finansowo mocno to odczuliśmy – mówi Makowski.
Koszt wyprodukowania kurczaka do wagi handlowej wynosi 3,5–3,6 zł/kg. W 2020 roku cena spadła do 2 zł/kg. Obecnie utrzymuje się na poziomie kosztów produkcji bez opłat za energię, nakładów pracy oraz leków. Brojlery są żywione pełnoporcjowymi paszami kupowanymi w specjalistycznej firmie. W 2020 roku tona kosztowała 1,2–1,3 tys. zł. W tym roku trzeba za nią płacić 1,7 tys. zł netto.
– W produkcji drobiu z powodu grypy ptaków musimy, podobnie jak w przypadku ASF u świń, spełniać warunki rygoru sanitarnego. Trzeba prowadzić dokładną dokumentację i rejestry, zadbać o maty dezynfekcyjne. Niskie stawki prawdopodobnie spowodują, że tymczasowo zawiesimy dalszą produkcję kurcząt. Jej odtworzenie i wznowienie nie jest trudne i kosztowne. Wystarczy zamówić odpowiednią partię piskląt w wylęgarni. Nasze gospodarstwo szczyci się długą tradycją produkcji mleka i utrzymania bydła, dlatego też zostawiliśmy kilka sztuk, głównie ze względów sentymentalnych – informuje Piotr Makowski.
Tomasz Ślęzak