Jak pan prezes widzi przyszłość mleczarstwa spółdzielczego w Polsce?
– Widzę ją dobrze, ponieważ myślę, że mamy silną i stabilną pozycję w kraju. Ewentualnym zagrożeniem mogą być prywatne firmy skupowe. Pojawiają się one głównie w okresie, kiedy jest duże zapotrzebowanie na mleko przerzutowe. Mleczarnie potrzebują wówczas surowca, którego cena u tych pośredników jest wyższa od tej płaconej regularnie rolnikom. Zadaję sobie pytanie, dlaczego rolnicy decydują się na tak ryzykowną współpracę z takimi podmiotami. W pewnych przypadkach jestem w stanie zrozumieć tych, których gospodarstwa są w trudnej sytuacji materialnej i chcąc je ratować korzystają z okazji oferowanej przez prywatny podmiot. Wówczas ryzyko, że współpraca w prywatnym podmiotem może zostać zerwana w każdej chwili i że hodowca może zostać ze swoim surowcem, idzie na dalszy plan. W danym momencie liczy się to, że oferowana, wyższa cena może pomóc uratować gospodarstwo przed bankructwem.
r e k l a m a
Jest to jednak niezrozumiałe, gdy hodowcy od pokoleń związani ze spółdzielnią, dzięki której rozwinęli swoje gospodarstwa, odchodzą na 3 – 4 miesiące do firmy, która za kilka miesięcy może wypaść z rynku i za ostatni miesiąc dostaw może za mleko nie zapłacić. Czy to się jednak takim rolnikom opłaca?
– O tym ryzyku właśnie mówiłem, lecz jeśli hodowcy mają komornika na karku, to wówczas emocjonalne i finansowe zobowiązania ze spółdzielnią przestają się liczyć wobec nadrzędnego celu, jakim jest ratowanie gospodarstwa. Jeśli natomiast ktoś odchodzi ze spółdzielni do prywatnego podmiotu skupującego za te parę groszy, bo chce więcej pieniędzy, to nie znajduję dla takiego postępowania usprawiedliwienia.
Zwracamy się teraz do pana prezesa jako do szefa Polskiej Izby Mleka z konkretnym pytaniem – czy w niedalekiej przyszłości jest możliwe powstanie jednej organizacji mleczarskiej, w której dominowałaby spółdzielczość i która dbałaby o interesy małych, średnich i dużych spółdzielni mleczarskich. Idealnym rozwiązaniem byłoby powstanie w tej organizacji komisji zajmującej się regulacją stosunków pomiędzy spółdzielniami dużymi, a małymi, które czują się zagrożone. Czy widzi pan możliwość powstania takiej organizacji?
– Powiem szczerze, że obecnie nie widzę możliwości powstania takiej organizacji. Chociaż widzę taką potrzebę. Natomiast droga pomiędzy potrzebą a możliwością realizacji jest bardzo długa. W grę wchodzi rozbieżność interesów, różnych animozji, ambicji. Zrobiliśmy pewien nieśmiały krok w tym kierunku, gdyż wkrótce minie rok od sformalizowania Porozumienia Dla Mleczarstwa. W jego skład wchodzi 5 głównych organizacji, producentów, przetwórców mleka, które ze sobą rozmawiają. Przez rok prawie zawsze udawało nam się uzgadniać wspólne stanowisko np. przy opiniowaniu aktów prawnych. Uważam, że kolejnym krokiem byłoby utworzenie czegoś w rodzaju federacji. Niedawno spotkałem się z szefem niemieckiej federacji zrzeszającej wiele autonomicznych organizacji rolników i mleczarzy w Niemczech. Każda z tych organizacji ma swoją autonomię, ale są one sfederowane. Uważam, że powstanie czegoś podobnego w naszym kraju jest realne.
r e k l a m a
Ostatnio obserwujemy rekordowe ceny mleka przerzutowego. Przy takim ich poziomie nie da się z zyskiem wytworzyć i sprzedać produktów nabiałowych. Czym zatem ta wysoka cena jest spowodowana?
- Jestem w stanie wytłumaczyć to tylko w jeden sposób. Moim zdaniem, wysoka cena mleka przerzutowego spowodowana jest zobowiązaniami mleczarni wobec kontrahentów i brakiem możliwości realizacji tych zamówień z powodu braków surowcowych, na które wpłynęło między innymi zmniejszenie produkcji mleka w Niemczech. Te kontrakty są zazwyczaj z sieciami handlowymi, które pobierają od mleczarni bardzo wysokie kary za niewywiązanie się z dostaw. Tymi umowami często powinien zająć się UOKiK, gdyż zobowiązania obu stron nie są równe. Sieci w negocjacjach z mleczarniami mają silniejszą pozycję. Na nas nakładane są kary, jeśli nie dostarczymy odpowiednich ilości towaru, które oni zamówią, a z kolei nie ma żadnych kar w przypadku, kiedy sieci nie wezmą takich ilości towaru, jakie estymują. Oni nawet nie mówią o zamówieniach tylko o estymacji. Mamy przygotować np. 200 ton produktu i to robimy, a oni przykładowo wezmą tylko 100 t i nie ponoszą z tego tytułu żadnych konsekwencji. Natomiast w drugą stronę kary są duże, co dla mnie jest nierównowagą w umowie spowodowaną przewagą kontraktową sieci handlowych.
Ilu dostawców ma obecnie Spółdzielcza Mleczarnia Spomlek i ile posiada zakładów produkcyjnych?
– Skupujemy surowiec od około 1100 dostawców, a przerabiamy go w 4 zakładach: Radzyń Podlaski, Parczew, Chojnice i Młynary.
Zobacz także
Czy pan prezes uważa, że poszerzenie Spomleku o Chojnice i Młynary było dobrym posunięciem?
– Oczywiście, że tak. Przyłączenie mleczarni w Chojnicach i Młynarach było świadomym i przemyślanym ruchem, a nie posunięciem przypadkowym, bo taka akurat nadarzyła się okazja. 12 lat temu zdecydowaliśmy o tym, że chcemy znaleźć się w pierwszej trójce, a najdalej w pierwszej piątce największych graczy na rynku serów w Polsce. Ponad dwukrotnie musieliśmy zwiększyć produkcję, żeby znaleźć się w czołówce producentów sera. Rozbudowa czy rozwój organiczny w Radzyniu Podlaskim byłby bardzo kosztowny i ograniczony bazą surowcową. W tych zakładach poczyniliśmy duże inwestycje modernizacyjne, a przede wszystkim zakupiliśmy nowoczesne linie technologiczne. Dzięki połączeniu Spomlek jest obecnie wiodącą mleczarnią serowarską w Polsce.
Jakie produkty konkretnie wytwarzane są w Chojnicach
i Młynarach?
– Chojnice specjalizują się w produkcji sera salami, a w Młynarach wytwarzane są jedynie eurobloki, które są konfekcjonowane w Radzyniu Podlaskim. Natomiast sery długodojrzewające, takie jak: Bursztyn, Rubin i Szafir z kilku powodów powstają tylko w Radzyniu Podlaskim. Po pierwsze, mamy największe doświadczenie w produkcji tych serów. Po drugie, posiadamy także odpowiednią dojrzewalnię.
Coraz więcej mleczarni zaczyna wprowadzać do produkcji sery długodojrzewające. Czy stwarza to zagrożenie dla Spomleku?
– Identyczna sytuacja była z serem Radamer. Radzyń Podlaski jako pierwszy rozpoczął produkcję sera z dużymi oczkami, który nazwaliśmy Radamer. Przez dwa lata byliśmy samodzielnym producentem tego typu serów, które były drożej sprzedawane i nawet reglamentowane. Było jednak oczywiste, że inne mleczarnie to zauważą i zaczną produkować tego typu sery. Podobnie jest z Bursztynem. Jednak ten fakt mnie nie przeraża. Jest także oferta serów długodojrzewających czy też nazywanych serami premium z importu. Jeżeli rozszerzymy tę kategorię i dołączą do nas podobnej klasy produkty z innych mleczarni, to spodziewam się, że może to spowodować wzrost konsumpcji tych produktów w Polsce.
Miejmy nadzieję, że nigdy nie powstanie długodojrzewający ser z soi. Jakie pan prezes ma zdanie odnoście produktów roślinnych, które mają rzekomo zastąpić produkty zwierzęce?
– Niespecjalnie boję się, że te zamienniki roślinne są większym zagrożeniem dla spożycia nabiału. W tym wszystkim jest pewna sprzeczność, której konsumenci nie dostrzegają. Z jednej strony, chcą jeść coś co nie jest pochodzenia zwierzęcego, z drugiej strony, ma to smakować jak produkt zwierzęcy, a z trzeciej strony, ma to być naturalne. Tak się nie da. Jeśli soja ma smakować jak mleko, to trzeba ją przetworzyć, gdyż naturalna nie przypomina smakiem mleka. Nie sądzę, że to może być zagrożeniem.
Ile w Spomleku wynosi produkcja serów rocznie i czy jest to wartość stała, czy też rośnie?
– Produkujemy około 25 do 26 tys. t serów rocznie. Mamy praktycznie wyczerpane moce produkcyjne i nie jesteśmy w stanie zwiększyć wielkości produkcji. Myślimy więc o dużej inwestycji. Pierwszym krokiem w tym kierunku będzie zwiększenie mocy produkcyjnych w Chojnicach. Jest to ciekawy projekt, gdyż łączy się w nim zwiększenie mocy produkcyjnych z projektem „Zielone mleko”. Chodzi o to, że sery będą produkowane z mleka pochodzącego z gospodarstw będących w programie. Nie jest to eko czy bio, ale moim zdaniem jest to bardzo sensowne rozwiązanie. Wspomniany program polega na wykorzystaniu naturalnego potencjału tych gospodarstw. Można będzie żywić krowy sianem, sianokiszonki w tym systemie są dopuszczone, ale kiszonka z kukurydzy już nie. Krowy będą musiały mieć dostęp do pastwisk. Ten projekt z naturalnych uwarunkowań realizowany jest w Chojnicach.
Czy w zakładzie w Radzyniu Podlaskim także prowadzone będą jakieś inwestycje?
– W zakładzie w Radzyniu Podlaskim cały czas inwestujemy w rozbudowę działu konfekcjonowania serów. W tej chwili zrobił się to już największy dział w Spomleku. Ponad połowę serów sprzedajemy w formie plastrów.
Czy sprawdził się w Spomleku Fundusz Stabilizacji?
– Powstał on po to, żeby stabilizować sytuację finansową rolników, a nie po to, żeby stabilizować cenę surowca, bo nie da się tego zrobić. Kształtuje ją po prostu rynek. Tak naprawdę sytuacja finansowa gospodarstw nie zależy od ceny za mleko, ale od tego, ile im z tej produkcji zostaje. Po drugiej stornie są koszty. Mamy obecnie średnią cenę zapłaconą za sierpień na poziomie 1,57 zł netto. Jest ona historycznie wysoka, ale zyski niekoniecznie są takie ze względu na wzrost kosztów produkcji. Fundusz służy do tego, żeby odłożyć pieniądze i uruchomić je, kiedy sytuacja na rynku jest trudna. Fundusz służy także do udzielania pomocy w indywidualnych przypadkach losowych. Pomysł naszego funduszu bardzo spodobał się za granicą i będę o nim opowiadał podczas kongresu Copa-Cogeca.