Czy czeka nas spadek produkcji żywności? Taki obraz wyłania się z rozmów z rolnikami tej jesieni. Twierdzą, że wysokie ceny nawozów zmusiły ich do ograniczenia zakupów, a to sprawi, że po pierwsze, zbiorą mniej zbóż. Po drugie, wyprodukują mniej paszy dla zwierząt. Do tego dochodzą rekordowe ceny pasz białkowych, paliw, energii i innych środków produkcji, które nie będą sprzyjały wydajnej produkcji mleka i mięsa. Spadek produkcji żywności będzie spowodowany złą sytuacją ekonomiczną wielu zakładów przetwórczych, które nie wytrzymają gwałtownie rosnących kosztów i obciążeń fiskalnych, no i rzecz jasna agresywnej polityki wielkich sieci handlowych polegającej na systematycznym zaniżaniu cen zbytu.
Naszym zdaniem, spadek produkcji żywności może być głośnym syg-
nałem ostrzegawczym, który zwróciłby uwagę rządzących – zarówno Unią Europejską, jak i Polską – na problemy, z jakimi boryka się szeroko rozumiana branża rolnicza. Bowiem prędzej czy później doprowadzi do wzrostów cen w sklepach, a co za tym idzie, do jeszcze większej inflacji. Ta zmusi Radę Polityki Pieniężnej do dalszych podwyżek stóp procentowych, co z kolei zmusi banki do podniesienia oprocentowania kredytów mieszkaniowych płaconych głównie przez mieszkańców miast. I co będzie dalej? Czekamy, aż na ulice tych miast wyjdą kredytobiorcy protestujący przeciw drogim kredytom. I czyja to będzie wina? Oczywiście rolnika! A nie proinflacyjnej polityki czy też wielkich sieci handlowych, które zawsze na drożyźnie zbijają kasę. Oczywiście postępująca inflacja, nad którą Narodowy Bank Polski i rząd zaczynają tracić kontrolę, dotknie też mocno rolników. Jednak ta grupa zawodowa nie jest zbyt dobrze traktowana przez wielką politykę czy też wielkie media. Tylko przed wyborami nieco głośniej się mówi o problemach tych co orzą i sieją! Jednak, jak miastowi wyjdą na ulicę to może rządzącym przypomni się oczywisty fakt, że to rolnicy, a nie różne Lidle i Biedronki są gwarantami bezpieczeństwa żywnościowego Polski.
Spadek produkcji mleka we Francji o 4 procent i w Niemczech o 3 procent to przyczyna sporego zamieszania na całym unijnym rynku mleka. W Polsce wpływa to na wzrost cen produktów eksportowych. Odtłuszczone mleko w proszku sprzedawane jest po około 12 zł i 60 groszy za kilogram. Jednak część producentów proszku oczekuje, że w listopadzie cena sięgnie granicy 3 tysięcy euro za tonę (13,70 zł/kg). Najbardziej jednak widoczny jest wzrost jednostki tłuszczu w śmietanie przerzutowej do 29 groszy, a nawet i 30 groszy. Co oznacza, że tylko sprzedaż masła powyżej 24 zł za kilogram byłoby lepszym spieniężeniem niż sprzedaż śmietany przerzutowej. Rosną też ceny skupu mleka. Ale z tego co wiemy, nawet rolnicy z OSM Piątnica uważają, że ich cena skupu nie przystaje do gwałtownie rosnących kosztów produkcji.
Pamiętajmy: ogromny wpływ na rolnictwo mają nie tylko ceny środków produkcji. W 1978 r. niejaki
Ancel Keys opublikował wyniki badań, z których wynikało, że spożywanie nabiału (zwłaszcza masła) powoduje choroby serca. Uruchomiło to lawinę, która zachwiała światowym i polskim mleczarstwem. U nas apogeum tej fali nadeszło w latach 90. ubiegłego wieku, kiedy po margarynie „serce było jak dzwon”, a telewizyjne reklamy wieściły, że jeśli nie będziemy smarować margaryną to czeka nas rychły zgon. To wówczas spadek popytu na masło wpędzał w kłopoty kolejne spółdzielnie mleczarskie, a rolników zmuszał do głoś-
nych maślanych protestów i blokad dróg. Pamiętajmy też, że wówczas na nasz rynek z Zachodu napływały tysiące ton importowanego masła, także głęboko mrożonego w ramach uwalniania rezerw strategicznych!
Po latach, kolejne badania prowadzone przez naukowców, którzy nie są skłonni do manipulowania wynikami, jak wspomniany Ancel Keys, przywracają nabiałowi należne mu miejsce w naszej diecie. Niedawno w jednym z naukowych czasopism ukazały się wyniki badań przeprowadzonych na ponad 4000 dorosłych Szwedach obserwowanych przez 16 lat. Szwedzi są rekordzistami, jeśli chodzi o spożycie nabiału (380 l/mieszkańca). Okazało się, że ci z badanych Szwedów, którzy spożywali więcej tłuszczu mlecznego w mniejszym stopniu byli narażeni na ryzyko chorób sercowo-naczyniowych. Następnie naukowcy przeanalizowali kolejnych 17 badań, które objęły 43 tys. osób z Europy i Stanów Zjednoczonych i stwierdzili to samo, że „ograniczenie spożycia tłuszczu mlecznego lub całkowite unikanie nabiału może nie być najlepszym wyborem dla zdrowia serca”.
Ameryka szykuje się na nadejście ASF. Wydaje się ono nieuchronne, bo choroba pojawiła się na nieodległych Karaibach. Aby się odpowiednio przygotować, tamtejsza inspekcja weterynaryjna dostała od rządu 500 mln dolarów, czyli niemal 2 miliardy złotych. Ma ona pod kuratelą około 77 mln świń. Gdyby zachować proporcje, to nasza inspekcja tylko na powitanie afrykańskiego pomoru świń powinna otrzymać ok. 250 mln zł. Nie otrzymała, więc dziś na walkę z ASF, likwidację skutków choroby i wsparcie dla rolników wydajemy ok. 1 mld zł rocznie. A przecież naukowcy już w 2011–2012 roku przestrzegali, że ASF do Polski przyjdzie. Gdy przyszedł w 2014 r., czekała na niego niedofinansowana (i tak jest do dziś) Inspekcja Weterynaryjna i rząd, który skupił się na doraźnych działaniach. Amerykanom świnie nie śmierdzą, a są traktowane jako istotna gałąź ich gospodarki, którą trzeba chronić nawet za cenę pół miliarda dolarów.