Rządząca koalicja zaprezentowała Polski Ład dla polskiej wsi, który ma pchnąć sprawy wsi i rolnictwa do przodu. Jednak rolnicy owe propozycje odebrali źle albo bardzo źle, traktując je jako powtarzające się przedwyborcze obietnice. Wszak PiS zrównanie dopłat unijnych obiecywał już w 2015 roku. Zaś "Program Krowa Plus i Świnia Plus, który według miastowych miał rolnikom zapewnić kosmiczne pieniądze, okazał się niewypałem. Chociaż jednak coś zapewnił: totalny hejt skierowany na hodowców zwierząt! W tym ładzie dla polskiej wsi brakuje naszym zdaniem szybkich i skutecznych rozwiązań łagodzących obecny kryzys, które by uwiarygodniały dobre intencje programu zaprezentowanego na Zjeździe PiS-u w Przysusze.
r e k l a m a
Chodzi nam
konkretnie o dwa rozwiązania. Pierwsze, to tańsze paliwo rolnicze, czyli zwiększenie limitu oleju napędowego zużywanego na 1 ha użytków rolnych nie do 110 litrów, ale przynajmniej do 140 litrów. Istotne jest też zwiększenie ilości tańszego paliwa dla hodowców bydła. Drugim natychmiastowym rozwiązaniem powinno być wprowadzenie dopłaty do zakupu nawozów skierowanej do rolniczej kieszeni a nie do spółek produkujących nawozy. Bo dziś to właśnie wzrost cen nawozów jest najważniejszym tematem wśród rolników. Ale najpierw sięgnijmy do historii: Fritz Haber przed I wojną światową opracował metodę produkcji amoniaku. Gaz ten służący następnie do produkcji nawozów azotowych powstaje z azotu i wodoru w bardzo wysokiej temperaturze. Do jej wytworzenia powszechnie używa się gazu ziemnego, a ten ostatnio bardzo podrożał. Jest tak drogi, bo Rosja po zakończeniu budowy Nord Stream 2 postanowiła zmusić Brukselę do zdjęcia z drugiej nitki gazociągu unijnych ograniczeń. Zamiast na Zachód tłoczy więc paliwo do Chin. Trudno mieć pretensje do Rosji, że chce na gazie jak najwięcej zarabiać. Trzeba mieć pretensje do krajów Unii Europejskiej za to, że uzależniły się od rosyjskiego gazu. Mamy nadzieję, że jeśli Niemcy, Holendrzy czy Francuzi pomarzną zimą z tego powodu (choć nie życzymy im tego), to ich rządy pójdą po rozum do głowy i w przyszłości uda się uniknąć tego, że polski rolnik będzie płacił za ich brak ostrożności. Ta drożyzna pociąga za sobą wzrost cen prądu, a skutki tego odczują wszyscy, po pierwsze na fakturach, a po drugie, przez wzrost inflacji. Unia do gazu pewnie nie dopłaci, ale może na przykład zawiesić pobieranie opłat za emisję gazów cieplarnianych i to od gazu, jak i węgla.
Gdy wspomniany Fritz Haber opracował swoją metodę łączenia azotu i wodoru, mówiono, że "z powietrza zrobił chleb". Teraz stoimy przez palącym problemem – z czego dziś mamy ten chleb wyprodukować? I tutaj dobrych rozwiązań nie ma. W gospodarstwach zwycięża kalkulacja – mniej nawozów to mniejszy koszt, a zwyczajowej dawki nawozów nawet wyższy plon nie zrekompensuje. Zwłaszcza że nie ma żadnej pewności, jakie będą ceny zboża po przyszłorocznych żniwach. My ostrożnie uważamy, że dużo niższe nie będą, bo od Atlantyku po Bug rolnicy wysieją mniej nawozów, więc i ziarna mniej wymłócą. Chociaż odzywają się radykalne głosy, że należy maksymalnie ograniczyć zużycie nawozów, bo tylko poprzez drastyczny wzrost cen żywności miastowi oraz rząd docenią rolę polskiego kmiecia. Chociaż my miastowym głodu nie życzymy!
Gdyby rząd
zareagował szybko na kryzys, to wówczas rolnicy spojrzeliby z uzasadnioną nadzieją na niektóre rozwiązania zaprezentowane w Przysusze. Na przykład, na rozszerzanie programu dotowanych ubezpieczeń rolniczych. Chociaż naszym zdaniem najlepszym rozwiązaniem byłoby wprowadzenie powszechnych ubezpieczeń upraw rolniczych, które obejmowałyby cały lub prawie cały uprawiany areał. Wiemy, że nasza propozycja nie spotka się z aplauzem u wszystkich Czytelników. Jednak praktyka pokazuje, że w coraz mniejszym stopniu można dziś polegać na tzw. pomocy klęskowej, choćby z braku limitów na de minimis. Czymś te mechanizmy trzeba zastąpić i tutaj rozwiązanie jest jedno – niska, bo powszechna składka na ubezpieczenie pola od głównych zagrożeń.
Dobrze przyjęliśmy zapowiedź rezygnacji ze zmuszania rolników do przepisywania gospodarstwa w momencie przejścia na emeryturę. Był to wszak nasz postulat, o którym pisaliśmy w naszych komentarzach dziesiątki, a nawet i setki razy. W tym miejscu chcieliśmy poinformować naszych "przyjaciół", że redaktorzy naczelni TPR nie uczestniczą w podziale honorariów redakcyjnych.
Wypada tutaj przypomnieć po raz kolejny o problemach producentów mleka i mięsa, którzy borykają się z wysokimi cenami pasz białkowych. Owszem, bydło mięsne płaci stosunkowo dobrze, ale dramatycznie niskie ceny skupu świń spowodowane plagą ASF, którą zlikwiduje dopiero premier Sylwia Spurek, oznacza ubój z konieczności rodzinnych gospodarstw zajmujących się produkcją trzody. Najgorzej, że rząd nie dostrzega poważnych zagrożeń dla rodzimej branży mleczarskiej. Te i inne problemy (ograniczenia klimatyczne) sprawiają, że eksperci spodziewają się spadku światowej produkcji mleka. Jej wzrostu spodziewać się dziś można tylko w Rosji, Chinach oraz Indiach. Resztę mleczarskiego świata, w tym Europę czeka powolny spadek produkcji. Mamy więc pierwsze efekty Zielonego Ładu jeszcze przed jego wprowadzeniem. Na własne życzenie zafundowaliśmy sobie kryzys energetyczny, teraz szykujemy kryzys żywnościowy.
Zielony Ład, jak sądzą eksperci, spowoduje przeniesienie części produkcji żywności do krajów poza UE. Czy będą one ratować głodną Europę, gdy przyjdzie co do czego? Nic podobnego! Rosjanie, Ukraińcy Brazylijczycy i Amerykanie zrobią na nas bardzo dobry interes. I wiemy co się wówczas stanie. Bruksela wprowadzi nową wspólną politykę rolną i będzie odważnie walczyć o bezpieczeństwo żywnościowe Europy. Ale ile się wcześniej rolników zmarnuje, tego nie policzy nikt.