podkarpackie
– Od kilku lat praktykuję uprawę pasową na swoich gruntach. Zastosowanie tej technologii wynikało z chęci ograniczania kosztów i czasu, jakie pochłaniała orka czy inne zabiegi doprawiające pole. Chciałem również ograniczyć ilość zużywanych nawozów, które są dzisiaj horrendalnie drogie – podkreśla Marek Kudła. – Przez lata korzystałem z maszyn usługowych, ale w tym roku po raz pierwszy na pole wyjechałem z własnym agregatem do strip-tillu, który powstał w gospodarstwie. Zasiałem nim 30 hektarów rzepaku i zbóż. Koszty są niewspółmiernie niższe niż wcześniej, bo dzięki tej maszynie w jednym przejeździe wykonywana jest głęboka uprawa, nawożenie, równomierne zagęszczenie gleby oraz siew nasion i nawozów, czyli jedna maszyna zastąpiła pracę pługa, rozsiewacza, brony wirnikowej i siewnika. Jeżeli chodzi o zużycie nawozów fosforowych to spadło o połowę z 300 do 150 kg/ha. Nie mniej istotne jest też to, że z tym agregatem spokojnie radzi sobie 110-konny Zetor Forterra 115, który ma 3000 motogodzin przebiegu. Liczę, że maszyną zainteresują się rolnicy, bo daje ona możliwość wprowadzenia uprawy pasowej na niewielkich areałach.
r e k l a m a
Unikalne dłuta z nakładkami
Jak udało się zredukować moc potrzebną do ciągnięcia agregatu mimo że maszyna pracuje na głębokości nawet 30 cm? Odpowiedzieć na to pytanie zawiera się w samej budowie agregatu, a dokładniej w zastosowanych w nim dłutach roboczych. Mają nietypowy kształt wpływający na to, że stawiają niewielkie opory robocze. Oparto je na masywnych półkolistych grządzielach o szerokości 30 mm, do których dołożono czołowe, zaostrzone nakładki. Wykonano je z mocnego hardoxu. Powstały według pomysłu rolnika. Rozcinają glebę i kruszą podeszwę, ale bez wyciągania na wierzch gleby z głębszych warstw. Za dłutami poprowadzone są przewody, którymi podawany jest nawóz, a doglebowa aplikacja – jak podkreśla Marek Kudła – stymuluje rośliny do głębokiego zakorzenienia się, co ułatwia ich wzrost nawet w trudnych warunkach.
– Na razie przewody są zamontowane na dłutach tak, że nawóz podawany jest na dno bruzdy, co zdaje egzamin przy rzepaku, który ma korzeń palowy drążący głębokie korytarze. Przy siewie zbóż tak głęboka aplikacja nie zdawałaby egzaminu, bo rośliny nie byłyby w stanie wykorzystać nawozu, dlatego w naszej maszynie możliwe będzie podawanie go na płytsze warstwy profilu glebowego – zapewnia konstruktor.
Maszyna wyposażona została w osiem łap rozstawionych w dwóch rządach, które są oddalane od siebie na 70 cm. Przed kamieniami chronią je sprężyny. Przed łapami pracują kroje talerzowe o średnicy 410 mm rozcinające glebę i resztki pożniwne. Ich zabezpieczenie stanowią amortyzatory gumowe. W identyczny sposób zabezpieczone zostały koła wału oponowego. Wał porusza się tuż za dłutami i składa się z ośmiocalowych indywidualnie mocowanych kół. Każde toczy się po wąskich uprawionych pasach gleby wykonując zagęszczanie roli. Za wałem znajduje się belka wysiewająca z wymiennymi zębami – szersze służą do wysiewu zbóż rozsypując nasiona w pasach o szerokości 17–18 cm. Węższe są do rzepaku. Za szerszymi poruszają się podwójne koła dociskająco-kopiujące, a za węższymi mocowane są pojedyncze koła. Zadaniem tych kół jest zamykanie bruzdy oraz utrzymywanie zadanej głębokości roboczej.
Będzie niższy i łatwiejszy w załadunku
Agregat ma kompaktową budowę. Ma 2,5 m szerokości i 3,4 m długości. Jego podstawę stanowi rama pochodząca z agregatu ścierniskowego typu gruber. Nabudowano na niej zbiornik z dwoma komorami. Jedna jest na nasiona, druga na nawóz. Każdy z zasobników ma po 600 litrów pojemności. U ich podstawy znajdują się napędzane elektrycznie kołeczkowe zespoły wysiewające marki Amazone oraz po dwie elektrycznie zasilane dmuchawy odpowiedzialne za wytworzenie strumienia powietrza, który porywa nasiona czy nawóz spod aparatów i transportuje je do gleby.
– W maszynie planuję wprowadzić kilka zmian. Zbiorniki przeniosę bliżej ciągnika, co pozwoli zmniejszyć wymagania dotyczące udźwigu podnośnika oraz wpłynie na lepsze dociążanie przedniej osi. Zamocuję je niżej dzięki temu łatwiej będzie można je napełnić. Teraz – jak dodaje Marek Kudła – do górnej krawędzi skrzyni jest 2,6 metra, a docelowo wysokość zostanie ograniczona do około 2 metrów. Zamierzam również zastąpić elektryczne dmuchawy bardziej wydajną jedną dmuchawą zasilaną hydraulicznie. Mam zamiar również wymienić koła wału na węższe, które według mnie będą lepiej zagęszczały spulchnioną glebę. Przeniosę też pomost na tylną część maszyny. Planuję również zamontować na każdym przewodzie nasiennym czujniki kontrolujące przepływ nasion i nawozów. Redlice zbożowe zostaną ustawione na offset (część będzie z przodu, część z tyłu) co będzie ograniczało możliwość zapychania się resztkami pożniwnymi. Zamontowana zostanie kamera umożliwiająca podgląd na tablecie co dzieje się z tył maszyny. Pojawi się oświetlenie led.
r e k l a m a
Sterowanie z tabletu
Agregat jest w stanie zasiać 2 hektary na godzinę. Wyższa wydajność nie jest przewidziana, bo wedle słów konstruktora, agregat powinien poruszać się po polu z prędkością nie większą niż 8 km/h. To ograniczenie tłumaczone jest koniecznością zachowania precyzji siewu. Operator ma stały podgląd na to ile aktualnie jest wysiewanych nasion, widzi ile materiału siewnego i nawozu pozostało w zbiornikach, ile zostało zasianych hektarów oraz jaka jest aktualna prędkość robocza, która jest odczytywana z radaru z bardzo dużą dokładnością. Jest informowany też o tym czy wentylator oraz aparaty wysiewające pracują. Takie możliwości daje system w postaci tabletu z wgraną aplikacją oraz jednostką wykonawczą zamontowaną na maszynie. Twórcą aplikacji i całego systemu sterowania maszyną jest Radosław Pietrzkowski, konstruktor z Mąkoszyna (woj. łódzkie) – właściciel firmy Rapitronics, która w swojej historii projektowała już elektronikę sterującą do agregatów uprawowo-siewnych ST firmy Czajkowski, agregatów Tygrys firmy Smela-maszyny rolnicze, Alien System, maszyn do zbierania kamieni Husarya oraz paszowozów i rozrzutników firmy Alima-Bis.
– System nazwaliśmy ECC-Pro (Electronic Control Concept Professional) – prezentuje Radosław Pietrzkowski. – Bazuje na dwóch moduły zamocowanych na maszynie. Pierwszy jest odpowiedzialny za elektroniczne sterowanie napędami dwóch aparatów wysiewających. Drugi zbiera dane z szeregu czujników zamontowanych na maszynie oraz tworzy bezprzewodowy punkt dostępu. System działa tak, że między maszyną a tabletem tworzona jest sieć bezprzewodowa wi-fi na wzór tej stosowanej w routerach pozwalających na korzystanie z internetu w sieci domowej. Aplikacja zainstalowana na tablecie sama wyszukuje sterownik maszyny i łączy się z nią. W przypadku gdy w zasięgu jest więcej naszych sterowników, aplikacja zapyta z którym sterownikiem chcemy się połączyć. Gdy odbywa się to pierwszy raz, wtedy konieczne jest podanie autoryzującego kodu PIN. Każdy sterownik posiada swój unikalny kod. Przy kolejnych łączeniach nie jest to już wymagane, gdyż sterownik zostaje zapamiętany w pamięci tabletu. Aplikacja w tym przypadku nie tylko zbiera sygnały pochodzące z czujników, ale pozwala także na sterowanie pracą maszyny. Możliwe jest na przykład zwiększanie lub zmniejszanie dawki wysiewu nawozu czy nasion w trakcie pracy. Wystarczy tylko nacisnąć dedykowany tej funkcji przycisk na bocznym pasku. Z poziomu aplikacji można także sterować trybem prac wentylatorów (ręczny lub automatyczny) lub sterować oświetleniem roboczym maszyny. Pracujemy teraz nad możliwością wyświetlania na tablecie obrazu z wielu kamer, które będą docelowo zamontowane na agregacie. Prace są zaawansowane. Pozwoli to na rezygnację z dodatkowego monitora jak ma to miejsce w tradycyjnych systemach podglądu.
– A dlaczego zdecydowano się na wyświetlacz w formie tabletu? – dopytujemy.
– Tablet jest urządzeniem uniwersalnym, w miarę tanim i bardzo rozpowszechnionym. Za jego zastosowaniem przemawia duży, czytelny ekran, na którym o wiele więcej widać niż na wielu firmowych sterownikach, gdzie mamy praktycznie jeden niewielki wyświetlacz monochromatyczny i diody oznaczające poszczególne operacje. Atutem tabletu jest również to, że gdyby doszło do awarii, to zawsze można zastąpić go innym tabletem, a nawet smartfonem. W przypadku dedykowanych monitorów oferowanych przez producentów, trzeba niestety oczekiwać na naprawę i liczyć się z koniecznością ponoszenia wysokich kosztów usunięcia usterki. Problem jest naprawdę istotny, gdy awaria wydarzy się w pełni sezonu – dodaje Radosław Pietrzkowski.
Marek Kudła planuje rozpocząć produkcję agregatów do strip-tillu. Zapewnia, że jeżeli znajdzie się zainteresowany nią rolnik to pierwszą maszynę przeznaczoną do sprzedaży wyprodukuje już za dwa miesiące. Istotne dla całej konstrukcji będą jednak wyniki prototypowej maszyny, która trafiła na testy do dużego 200-hektarowego gospodarstwa. Na razie – jak informuje rolnik – wypadają one pozytywnie.
– Szacunkowa cena za 2,5-metrowy agregat wyniesie ok. 120 tys. zł netto. Maszyna będzie produkowana też w wersji 3-metrowej, która będzie droższa o jakieś 20 tys. zł netto – kończy Marek Kudła.