lubelskie
Na początku października odwiedziłem gospodarstwo prowadzone przez Michała Sawickiego, zlokalizowane w Józefinie w pow. chełmskim. To plantator, który na ok. 210 ha prowadzi uprawy metodą bezorkową (pasową). Współprowadzi też firmę zajmującą się projektowaniem i wytwarzaniem maszyn dedykowanych bezorkowym systemom uprawy gleby.
r e k l a m a
Nawożenie
poprzedzone analizą potrzeb
W tym gospodarstwie formułowanie strategii nawożenia jest zawsze poprzedzone analizą wyników badań zasobności gleby. Weźmy pszenicę ozimą. W celu osiągnięcia optymalnego jej rozkrzewienia jesienią, należy wcześniej zadbać o zapewnienie jej dostępności fosforu i potasu na odpowiednim poziomie. Co nie znaczy, że należy stosować z automatu standardowe czy maksymalne dawki. Dla przykładu: jeśli z wyników analiz zasobności gleby wynika, że zasobność przyswajalnych form tych dwóch makroelementów sytuuje się w środkowych granicach średniej zasobności, to przedsiewną aplikację PK można zmniejszyć o ok. 20–25%, a nawet o ok. 50%, gdy wyniki analiz wskazują na zawartość P i K w górnych granicach średniej zasobności tych składników, zbliżając się do wysokiej zasobności.
Plantator z Józefina decydując o właściwym w przypadku jego upraw nawożeniu bierze też pod uwagę szereg innych czynników. To m.in. cechy danych odmian roślin, czy warunki wegetacji w bieżącym sezonie. – Na tej podstawie decyduję, czy do dokarmiania dolistnego pszenic mikroelementami włączyć potas i fosfor. Dokarmianie dolistne odbywa się zawsze w miarę potrzeb, po ewentualnym stwierdzeniu niedoborów będących zwykle spowodowanych przebiegiem pogody. Nie prowadzimy tego nawożenia wszędzie, z automatu i na siłę – mówi Michał Sawicki.
Istotne są też fizyczne właściwości gleby. Ich zróżnicowanie w ramach jednego gospodarstwa wymusza odpowiedniego podejścia do nawożenia. Co prawda zdecydowana większość uprawianych przez Michała Sawickiego gruntów to ciężkie rędziny na podłożu kredowym, ale są i piaski (w sumie przeważają gleby klas IVa i IVb).
Każde stanowisko
ma swoje wymagania
– Na stanowiskach lekkich, przewiewnych, gdzie kompleks sorpcyjny jest słaby, tam strategia nawożenia musi być zupełnie inna niż w przypadku gleb cięższych – mówi Michał Sawicki. – Trzymajmy się dalej przykładu pszenicy ozimej. Na piaskach nie przekraczam wiosną w sumie 140–150 kg N w czystym składniku na 1 ha. Podawanie większych dawek jest nieskuteczne, bo zwiększa koszt, a nie przekłada się na większy plon i satysfakcjonujący wynik finansowy. Staram się natomiast, żeby azot był podany na tych stanowiskach w trzech terminach.
A jak można ograniczać nawożenie azotowe? W gospodarstwie w sezonie 2020/2021 po raz pierwszy pojawiła się soja. Być może w przyszłości zastąpi buraki cukrowe. A na razie spełnia pozytywną rolę rozluźniając profil glebowy i dostarczając azot roślinom następczym wiążąc go z atmosfery w bakteriach brodawkowych (nawet ponad 100 kg/ha).
Inny przykład? Na stanowisku po jęczmieniu wraz z rzepakiem Michał Sawicki wysiał rośliny towarzyszące: koniczynę, kozieradkę i soczewicę. To rośliny bobowate podobnie jak soja wiążące azot z atmosfery, dzięki czemu możliwe jest obniżenie nawożenia azotowego. A kozieradka dodatkowo odstrasza szkodniki.
Równie ważne jak racjonalne nawożenie jest w opinii naszego rozmówcy właściwe dbanie o glebę, prowadzone na różnych poziomach. Na jej właściwą strukturę niebagatelny wpływ ma bezplużna technologia prowadzenia upraw. Swoje dokładają bytujące w tak uprawianej glebie dżdżownice.
– Proszę spojrzeć – Michał Sawicki demonstruje długi, palowy korzeń wysianego w tym roku rzepaku. – Nie ma zagęszczeń poziomych, zakrzywień, nie ma więc mowy o podeszwie płużnej. Fosfor i potas został podany w głębszą warstwę profilu glebowego po to, żeby mobilizować roślinę do rozwoju systemu korzeniowego w głąb. Dzięki temu lepiej przezimuje, a w przypadku suszy, skorzysta w wilgoci zmagazynowanej głębiej.
Z kolei erozji wietrznej zapobiegają pozostawiane na stanowiskach resztki pożniwne.
Na niektórych stanowiskach, tam gdzie jest to niezbędne, stosowane są też od kilku lat preparaty poprawiające parametry gleby. – Te wszystkie działania wzajemnie się uzupełniają i stanowią pewną syntezę. Dbamy na wszelkie możliwe sposoby o strukturę gleby, jej jakość, o jej walory fizyczne i o życie biologiczne. Uważam, że idziemy w dobrym kierunku i te zmiany są korzystne.
W zakresie stosowania i doboru wspomnianych preparatów gospodarstwo Michała Sawickiego współpracuje z Thorus Agro. Twórca tej firmy Paweł Saba, od lat przekonuje rolników do ograniczenia nawożenia mineralnego do niezbędnego minimum. Proponuje technologie sprzyjające wykorzystaniu zasobów znajdujących się w glebie i pomagające w jej regeneracji.
r e k l a m a
Terapia gleby
– Mamy paradoksalną sytuację. Osiągnięcia w genetyce skutkujące wzrostem potencjału plonotwórczego roślin oraz agrotechnika przez ostatnie lata bardzo poszły do przodu. Tyle, że nie widać efektów w plonowaniu – mówi Michał Sawicki. – W ostatnich latach obserwujemy nawet zniżki plonów – dodaje Paweł Saba.
Jego zdaniem, odpowiedź na pytanie o przyczynę tej sytuacji jest prosta. Jest nią bardzo intensywna produkcja roślinna. – Mam na myśli używanie ciężkiego sprzętu rujnującego fizyczne właściwości gleby, przenawożenie (np. nadmiar potasu skutkuje suszą fizjologiczną i zablokowaniem magnezu) oraz nadmierne stosowanie środków chemicznych. Do tego dochodzi deficyt materii organicznej w glebach w Polsce i ich nadmierne zakwaszenie.
Paweł Saba przekonuje, że wymienione czynniki prowadzą do degradacji gleby. – To zjawisko chorobowe, którego symptomami są: niedobory powietrza (zaburzone stosunki powietrzno-wodne), brak struktury gruzełkowatej, podatność na ugniecenia, znikoma aktywność biologiczna, deficyt fauny glebowej, nieprawidłowe przemiany (procesy gnilne) substancji organicznej – wylicza.
Nasz rozmówca proponuje system działań naprawczych. Punkt wyjścia to diagnoza stanu gleby: jej kondycji, parametrów fizykochemicznych i biologicznych. Na tej podstawie określa się potrzeby gleby i konkretne działania. – Najprostsze zabiegi regenerujące to odkwaszenie gleby, zostawienie słomy na polu oraz zabieg głęboszowania (napowietrzenie gleby) albo, jak robi to pan Michał, uprawa bezorkowa – stwierdza nasz rozmówca.
Co jeszcze? Możemy glebie dostarczyć „lekarstwa”, np.: w postaci nawozów bazaltowych, które ograniczają straty nawozowe, zwłaszcza azotu, poprawiają przyswajalność zasobów gleby, udostępniają roślinom uwstecznione i zablokowane formy pierwiastków, których laboratoria w swoich analizach „nie widzą”.
– Nawozy bazaltowe stabilizują pH, odtoksyczniają glebę z substancji chemicznych i metali ciężkich. Kumulują wodę w glebie (wysoka sorpcyjność), uodparniają rośliny na patogeny. Nawozy bazaltowe zagęszczają glebę lekką, luzują glebę ciężką, sprzyjają powstawaniu gruzełków i próchnicy – mówi Paweł Saba. – Innym, pomocnym nawozem jest azotowy nawóz organiczny, który wprowadza do gleby węgiel organiczny i wolno uwalniający się azot. Stymuluje życie biologiczne, jego działanie w glebie jest bardzo podobne do nawozu bazaltowego.
Leczniczym zabiegiem jest też stosowanie kwasów humusowych. – Świetnie działają we współpracy z nawozami opisanymi powyżej na zasadzie synergii, przyśpieszając proces regeneracji gleby – podsumowuje Paweł Saba.