"Za mundurem panny sznurem, za rolnikiem panny z krzykiem" – to refren twojego hitu "Rolnik", który ma niemal 10 mln wyświetleń. Co oprócz piosenki łączy żywą legendę disco-polo z polską wsią?
– Przede wszystkim ogromny szacunek do pracy. Moi dziadkowie mieli gospodarstwo. Od dziecka biegałam po polach i łąkach, podczas gdy moi rodzice pomagali dziadkom przy wykopkach czy żniwach, tak więc z własnego doświadczenia wiem, jak ciężki jest to kawałek chleba i ile wysiłku trzeba włożyć, żeby zebrać dobre plony. Gdy inni wyjeżdżają na urlop czy wakacje, to dla rolników okres najbardziej intensywnej pracy w polu. A jeżeli dochodzi jeszcze praca przy zwierzętach to w ogóle chapeau bas. Tam nie ma urlopu na żądanie z powodu złego samopoczucia. Krowa musi dostać jeść i zostać wydojona bez względu na twoją chorobę, czy niedyspozycję. W naszej rodzinie szacunek do pracy polskich rolników był przekazywany z pokolenia na pokolenie.
Dlatego sama przeprowadziłaś się z Białegostoku na wieś?
– Rzeczywiście, zbudowaliśmy dom w niezwykle malowniczej okolicy na podlaskiej wsi. Ziemia pod domem to moja ojcowizna, którą dostałam od rodziców. Mieszkamy z dala od zabudowań, hałasu i zgiełku życia codziennego. Nawet nazwę ulicy sama wymyśliłam! Teraz mogę cieszyć się prawdziwą naturą, spokojem.
I nie narzekasz, gdy kombajn sąsiada wyjeżdża na pole?
– Choć kombajn jeżdżący naprzeciwko mego domu strasznie kurzy moje okna, wolę to niż zgiełk miasta. Trudno mi zrozumieć "nowobogackich", którzy przeprowadzają się na wieś i zaczynają narzekać na wiejskie życie. Skarżą się, że nawóz im brzydko pachnie, że podczas żniw jest głośno, że zwierzęta innych mieszkańców wydają odgłosy, choć o te coraz trudniej na wsi. Ja jestem zachwycona polską prowincją. Zakochałam się w niej i tutaj mogę dożyć swojej emerytury. Doceniam wieś za jej spokój, czyste powietrze i czas, który płynie tu wolniej. Nawet za to, że czasem brak tu zasięgu. To jest miejsce, gdzie chcę się zestarzeć.
Emerytura? Ale chyba się jeszcze na nią nie wybierasz? Po odejściu z branży Shazzy zostałaś naturalną królową muzyki disco...
– Oczywiście, że nie wybieram się na emeryturę! W ciągu roku mam kilkadziesiąt koncertów w całej Polsce. Bardzo często są to właśnie imprezy związane z branżą rolną: dożynki, różnego rodzaju festyny. Jako ciekawostkę mogę powiedzieć, że wspomnianego już "Rolnika" stworzyłam w samochodzie. Miałam wenę podczas trasy koncertowej. Musiałam zatrzymać auto i na karcie parkingowej zapisać kluczowe słowa, żeby nie zapomnieć. W taki sposób powstał mój hit, za który otrzymałam platynową płytę.
W branży żartują, że niezwykle aktywnie wspierasz rodzime mleczarstwo.
– Rzeczywiście nie wyobrażam sobie kawy bez polskiego mleka. Kupuję je całymi zgrzewkami. W domu zawsze musi stać potężny jego zapas.To oczywiście kwestia mojej prywatnej konsumpcji, ale pamiętam wywiad prezesa Sapińskiego, który powiedział kiedyś, że mleko jest naszym dobrem narodowym. Ja się podpisuję pod tym obiema rękoma. Po przemianach ustrojowych lat 90., to właśnie mleczarnie jako jedne z nielicznych polskich firm nie dotknęła dzika prywatyzacja. Okazało się, że wcale nie potrzebowały tzw. "know-how" z Zachodu i dzisiaj są wizytówką polskiej gospodarki na świecie. Miałam przyjemność być w kilku największych zakładach i byłam pod niewyobrażalnym wrażeniem. Przecież to supernowoczesne, w pełni zautomatyzowane przedsiębiorstwa o skali wręcz globalnej.
Skąd taka znajomość akurat tego segmentu rolnictwa?
– Przecież jestem z Podlasia. Tutaj całe województwo stoi mlekiem. Mlekovita, Mlekpol czy Piątnica to największe przedsiębiorstwa w regionie i jedni z największych pracodawców. A jeśli doliczy się ich dostawców surowca, to okaże się, że to główni "dobrodzieje" całej naszej ściany wschodniej. W okolicach Wysokiego Mazowieckiego czy Grajewa hektar ziemi jest czasami trzykrotnie droższy niż w innych regionach podlaskiego. Tam całe gminy, a nawet powiaty, żyją ze spółdzielni mleczarskich. Z racji tego, że moją pasją są podróże, to w swoim życiu zwiedziłam wiele krajów na świecie. I szczerze, jestem pod olbrzymim wrażeniem działalności rodzimych czempionów mlecznych, ponieważ polskie marki są na półkach od Australii poprzez Afrykę aż po Stany Zjednoczone. Jeżeli możemy kogoś nazwać ambasadorem polskiej gospodarki, to z pewnością są to giganci z Podlasia.
Czyli jesteś patriotką gospodarczą?
– Jestem w pełni świadomym konsumentem. Doskonale wiem, które produkty mleczne są produkowane przez polskie zakłady, a które są ich zachodnią konkurencją. Wybierając podczas codziennych zakupów lokalne wyroby, wspieramy sami siebie. Tworzymy dzięki temu nowe miejsca pracy. Te dobrze płatne. Nasze pieniądze nie wyjeżdżają za granicę, tylko zostają u nas. Za zachodnią granicą polski produkt musi być trzykrotnie lepszy, żeby przebić się na półkach i w świadomości klienta. Dlaczego u nas tak nie jest? Polskie produkty rolne, a zwłaszcza mleczne, są najwyższej jakości. Przejechałam sporo świata i próbowałam wyrobów wszędzie. I najchętniej sięgam po nasze – polskie.
W show-biznesie nie są to popularne słowa
– A szkoda, bo to od nas – piosenkarzy, aktorów, reżyserów, celebrytów powinniśmy w pierwszej kolejności wymagać wspierania rodzimej gospodarki. "Made in Poland". Część środowiska ma jakąś dziwną skłonność do faworyzowania wszystkiego co obce i wręcz wstydu za polskość. Czyli dokładnie odwrotnie niż obywatele krajów zachodnich. Wyobrażasz sobie, żeby niemiecki polityk powiedział, iż nie będzie tankował na niemieckiej stacji paliw, lecz pojedzie na polską? Albo, żeby francuski samorządowiec jeździł włoskim autem? To byłby koniec jego kariery. Dlatego chciałabym, żeby na naszych bankietach serwowane były przystawki z polskim serem, kawa podawana była z polskim mlekiem, a kanapki smarowane polskim masłem. Od tego zaczyna się tworzenie własnego dobrobytu.
Zaczęliśmy od piosenki disco-polo, a skończyliśmy na patriotyzmie gospodarczym...
Dziękuję za rozmowę.