wielkopolskie
Produkcja trzody chlewnej ma strategiczne znaczenie dla wielkopolskiego rolnictwa, które jest dostawcą około 35% wieprzowiny w skali kraju. Wiele rodzin na wsi utrzymuje się z tego kierunku produkcji, bezpośrednio lub pośrednio sprzedając zboża z przeznaczeniem na paszę. Spotkanie zorganizowane przez Wielkopolską Izbę Rolniczą dotyczyło dramatycznej sytuacji rolników produkujących trzodę chlewną. Prelegenci wskazywali na ciągle dużą liczbę dzików oraz uciążliwości związane z czerwoną strefą nakładaną przez Komisję Europejską.
Na miejsce spotkania nieprzypadkowo wybrano Osieczną w powiecie leszczyńskim. To region będący jednym z zagłębi produkcji trzody chlewnej, a ze względu na ASF oraz sytuację rynkową od dłuższego czasu jest pogrążony w głębokim kryzysie. Kilkanaście dni wcześniej w tym rejonie wykryto ognisko choroby, a okoliczne gminy wciąż pozostają w strefie ASF.
Ta sytuacja sprawia, że coraz trudniej jest sprzedać tuczniki, a także przemieszczać prosięta lub warchlaki. Jak podkreślali przedstawiciele Izby, nie tylko potwierdzenie ogniska w gospodarstwie jest dla właściciela prawdziwym dramatem, ale również samo znalezienie się w strefie czerwonej czy też zapowietrzonej staje się wyrokiem dla hodowców. Wielu z nich rezygnuje z utrzymywania świń, ponieważ nie jest już w stanie dłużej dokładać do tej produkcji. W ciągu roku pogłowie świń w Polsce zmniejszyło się o milion sztuk, a w Wielkopolsce o 600 tys. sztuk. Dlatego uczestnicy spotkania apelowali do władz o zwiększenie efektywności walki z ASF oraz złagodzenie utrudnień dla rolników wynikających z restrykcji obowiązujących w ramach czerwonej strefy.
Zatrzymać dopływ zakażonych dzików
W 2021 roku w Polsce stwierdzono 2266 ognisk afrykańskiego pomoru świń u dzików i 117 ognisk u świń, w tym w województwie wielkopolskim 9 ognisk w stadach trzody chlewnej oraz 41 u dzików. Blisko 2/3 kraju są objęte strefami ASF, a około 35% stad trzody chlewnej znalazło się w strefie czerwonej. Jak wyjaśniał Tomasz Wielich z Wojewódzkiego Inspektoratu Weterynarii w Poznaniu, w bieżącym roku w Wielkopolsce zbadano 13 619 dzików i u 41 z nich wykryto wirusa ASF, co stanowi, na szczęście, jedynie 0,3%, czyli bardzo niewielki odsetek. W 2020 roku mieliśmy w tym województwie 408 przypadków ASF u dzików, ale w 2019 roku było ich tylko 11.
– W obszarze zagrożenia wystąpieniem ASF w Wielkopolsce z planowanych do odstrzału prawie 22 tys. dzików odstrzelono 8026 sztuk, co oznacza 37% wykonanego planu. Na podstawie rozporządzenia wojewody nakazano także nadleśnictwom Bobrowo oraz Międzychód wykonanie ogrodzeń oraz zamknięcie przejść dla zwierząt, nie tylko na autostradzie A2, ale także na drodze S5. Powstał płot na północ od autostrady, który ma ograniczać przemieszczanie dzików z terenów zakażonych na obszary wolne od choroby – wskazywał przedstawiciel weterynarii.
Głównym wektorem przenoszenia się ASF wciąż pozostają dziki. Zdaniem Wielicha, im więcej znajdzie się dzików, tym lepiej, gdyż doprowadzi to do wyeliminowania potencjalnych źródeł zakażenia. Jedna instytucja nie poradzi sobie jednak w walce z tą chorobą, dlatego jego zdaniem urzędnicy, rolnicy, służby weterynaryjne, myśliwi i leśnicy muszą ze sobą współpracować.
– Problemem okazuje się serwisowanie ogrodzeń i ich szczelność, stąd apel do rolników o zamykanie bram, jeśli występują na terenach przez nich użytkowanych. Płoty chronią przed przemieszczaniem zakażonych dzików, czego najlepszym przykładem jest powiat wolsztyński, na terenie którego powstało kilka ogrodzeń. Prawdopodobnie dzięki temu udało się uniknąć ognisk u dzików, co było istotnym argumentem w negocjacjach z Komisją Europejską o uwolnienie ze strefy czerwonej gmin w tym właśnie powiecie – mówił Tomasz Wielich.
Jak przekonywał Mikołaj Jakubowski, przewodniczący Zarządu Okręgowego PZŁ w Poznaniu, łowczy okręgowy, województwo wielkopolskie ma największy odstrzał dzików w kraju. Jego zdaniem dzik nie przemieści się o 300 km, więc to nie te zwierzęta przeniosły chorobę ze wschodu na zachód kraju. Niemniej w ostatnich dwóch sezonach łowieckich koła znacząco zwiększyły pozyskanie tych zwierząt.
– Ułatwiło to między innymi zakupienie chłodni, których w samym okręgu poznańskim jest 117, a koszt każdej z nich to około 30 tys. zł. To wciąż jednak za mało, gdyż odstrzelone dziki trzeba w nich przechowywać aż do uzyskania wyników na obecność ASF, które trwają średnio od 2 do 4 dni. W takim wypadku chłodnie są wyłączone z użytkowania, a przy ich braku nie można wykonywać polowań. Laboratorium w Poznaniu przyjmuje dziennie aż 400 próbek pobranych od dzików odstrzelonych, padłych oraz z wypadków komunikacyjnych. Tak duża liczba próbek kierowanych do badań wydłuża czas oczekiwania na wyniki w kierunku obecności wirusa ASF – podkreślał Mikołaj Jakubowski.
Jego zdaniem należy umożliwić wprowadzenie do obrotu mięsa dzików pozyskanych w ramach odstrzału sanitarnego na obszarach objętych ograniczeniami, czyli w strefach niebieskiej i czerwonej, przebadanych i bezpiecznych pod kątem ASF. Zwrócił też uwagę na problem odstrzału dzików na terenach zabudowanych, które są wyłączone z obwodów łowieckich (miasta, rezerwaty) i brak środków finansowych na te działania. Jego zdaniem w takiej sytuacji pomogłoby wykorzystanie łuczników, którzy w sposób bezpieczny i cichy mogliby zredukować populację tych zwierząt.
Niebezpiecznie uzależnieni od importu warchlaków
Andrzej Przepióra z WIR podkreślał, że strefy ASF nakładane przez Komisję Europejską są zbyt duże i obowiązują za długo. Jego zdaniem afrykański pomór świń to jednak niejedyny problem producentów trzody chlewnej w kraju. Największym obecnie jest dramatycznie niska cena skupu tuczników, która w wadze żywej wynosi 3,92 zł/kg netto. Bardzo zła sytuacja rynkowa wynika z globalnych trendów, głównie zmniejszonego eksportu wieprzowiny do Chin. Odbudowa pogłowia w tym kraju doprowadziła do około 30-procentowej nadwyżki mięsa wieprzowego na rynku europejskim. Trudną sytuację odczuwają rolnicy w całej Europie. Widoczne jest to również w bardzo niskich cenach warchlaków importowanych z Danii. W opinii przedstawiciela Izby duże uzależnienie się od importowanych warchlaków jest ryzykowne, gdyż Duńczycy już myślą o tym, by zmienić podejście do produkcji trzody chlewnej i część rolników rozważa, aby zacząć tuczyć swoje prosięta.
– Jeśli tamtejsi hodowcy ze względu na brak opłacalności zaczną zamykać cykl produkcyjny, to nasze krajowe tuczarnie mogą mieć kłopoty z zakupem materiału do wstawień. Do tego dochodzą jeszcze rosnące ceny pasz i energii, które mocno odczujemy w przyszłym roku, a stawki za tuczniki w najbliższym czasie raczej nie wzrosną – mówił Andrzej Przepióra.
Zdaniem przedstawiciela Izby, tragiczna sytuacja rynkowa sprawia, że rolnicy coraz częściej przechodzą na tucz nakładczy, który w Wielkopolsce stanowi już 30% produkcji świń.
– Musimy zaakceptować sytuację, że znaczna część rolników już podjęła tucz nakładczy, a wielu kolejnych zamierza to zrobić. I nie ma się co dziwić, że wolą stabilnie zarabiać, zwłaszcza jeśli są obciążeni zobowiązaniami kredytowymi i nie są w stanie dłużej ponosić ryzyka rynkowego. Jako Wielkopolska Izba Rolnicza od lat wnioskujemy o wsparcie krajowej produkcji prosiąt, co powinno być naszym celem strategicznym po to, aby konsument miał dostęp do polskiej wieprzowiny. Jednak o ile jeszcze w maju, kiedy eksport do Chin był na wysokim poziomie, na produkcji tucznika więcej zarabiali rolnicy utrzymujący stada w cyklu zamkniętym, obecnie to cykl zamknięty generuje większe straty, choć tracą wszyscy, niezależnie od systemu produkcji. Wszystko to sprawia, że liczba stad w Polsce spadła do około 80 tys. – wyliczał Andrzej Przepióra.
Aż trudno uwierzyć, że w 2010 roku gospodarstw utrzymujących świnie było 398 tys., a tylko w ciągu 10 lat ich liczba spadła do 109 tys. Słabe perspektywy na wzrost cen w najbliższym czasie z pewnością przyczynią się do dalszej likwidacji. Eksperci twierdzą, że podwyżek można spodziewać się dopiero w lutym, marcu przyszłego roku. Nie wiadomo, ilu rolnikom uda się przetrwać do tego czasu.
– Niezależnie od tego powinni zmienić podejście do produkcji i stawiać na współpracę między sobą, dzięki czemu będą mogli osiągnąć efekt skali. Trudno będzie w obecnych realiach rynkowych zarabiać, jeśli będą uzależnieni od pośredników, zarówno w zakupie warchlaków, pasz, nawozów, jak i w sprzedaży tuczników – mówił Przepióra.
Dominika Stancelewska
r e k l a m a