Nawozy po 3000 zł/t, świnie po 3 zł/kg, słabe perspektywy na przyszłość wynikające z unijnego Zielonego Ładu i strategii „Od wideł do widelca” (w oryginale „Od pola do stołu”). Henryk Kowalczyk, nowy minister rolnictwa i wicepremier, będzie miał ostro pod górę. Ceny nawozów są trudne do obniżenia, bo rękę na kurku z gazem trzyma Władimir Putin, z którym cała Unia nie daje sobie rady, a co dopiero polski minister rolnictwa, niczego oczywiście naszemu ministrowi nie umniejszając. Jednak pozycja polityczna i siła decyzyjna wicepremiera Henryka Kowalczyka może być największa w historii III RP. Ostatnim ministrem rolnictwa, który był w randze wicepremiera był Jarosław Kalinowski. Ale był to rząd koalicyjny, w którym PSL było zdominowane przez lewicę i osobowość premiera Leszka Millera. Obecnie PiS wraz z innymi partiami Zjednoczonej Prawicy chce odzyskać polską wieś. Zaś były wójt gminy Winnica, który swoją pozycję polityczną budował mozolnie przez lata, jest człowiekiem wyważonym, statecznym i o dużych kompetencjach. Jeden z nas (Krzysztof Wróblewski zna go osobiście od lat) wie, że doskonale orientuje się w problemach polskiej wsi i rolnictwa. Czego dowodem jest to, że nie unika spotkań z oraczami i ludźmi, których miastowi określają mianem „wsioków”. Co najważniejsze, docenia pomysły AgroUnii i zamierza się spotkać z liderem polskiej wsi: Michałem Kołodziejczakiem. Jednak mimo tego, że wicepremiera Kowalczyka
obdarzamy kredytem zaufania, to będziemy oceniać efekty jego dokonań na podstawie konkretnych czynów. Zacznijmy od tańszego paliwa rolniczego, dopłat do nawozów oraz od skuteczniejszej walki z ASF. Same spotkania nie wystarczą. Zaś czcze gadki nie rozwiążą dramatycznych problemów polskiego rolnictwa.
Może UE zgodzi się na zawieszenie opłat za emisję dwutlenku węgla przy produkcji nawozów. Od wiosny 2020 roku ich ceny wzrosły czterokrotnie z 16 do 64 na tonę CO2. Jednak to nie rozwiąże problemu, ale może nieznacznie ulżyć rolnikom. Bo tym problemem jest cena gazu, która wzrosła dla zakładów azotowych dziesięciokrotnie. Jednak zmuszenie Brukseli do ustępstw w szalonej strategii uczynienia z Europy kontynentu nieemitującego dwutlenku węgla już będzie niemałym sukcesem. Oznaczać bowiem będzie, że są ważniejsze cele niż ratowanie planety przed ociepleniem klimatu. Jeśli jednak Bruksela się nie ugnie, to wyjdzie na to, że prowadzący do samozniszczenia utopijny plan jest ważniejszy, a to bardzo źle wróży na najbliższe lata dla wszystkich, nie tylko dla rolników.
Dość powiedzieć, że obliczono już w UE ile powinno płacić przeciętne gospodarstwo domowe za emisję dwutlenku węgla. Rocznie wychodzi 820 euro, czyli ponad 3700 zł, a rolnikom dołożą do tego za każdą kurę, kaczkę, gęś, świnię i krowę i nawóz stosowany na polu, no chyba że nie nawiozą, bo za drogo. Nieważne, że np. opłaty za stosowany w domu prąd zostały już odprowadzone przez jego producenta. Ludzie wydychają gazy cieplarniane, produkują śmieci, które gniją i tak dalej. Dzisiejsze (500+) na dziecko zamieni się więc w (500-) i to od razu, od pierwszego dziecka. Rolnicy oberwą jeszcze mocniej. Jeśli przyjąć, że na jeden litr mleka powstaje
1 kg CO2, to na 1000 l powinno być 64 euro, według obecnego kursu. Do ceny skupu trzeba byłoby dodać około 30 groszy na litr. Efekt – Europa natychmiast wypadnie ze światowego rynku mleka. W grę wchodzą więc opłaty ryczałtowe w wysokości od kilkudziesięciu do kilkuset euro rocznie. Podobnie będzie z wieprzowiną (ok. 7 kg CO2/1 kg mięsa).
Wróćmy jednak do wyzwań stojących przed nowym ministrem. Świnie po 3 zł/kg to wyrok dla branży. Przypominamy, że gdy ceny spadły do 2,8 zł/kg to w 2007 roku w Polsce rozpoczęły się protesty, a Andrzej Lepper, ówczesny minister musiał się przed rolnikami gęsto tłumaczyć, że „nie zapomniał wół, jak cielęciem był”. Gdy na przełomie 1998 i 1999 roku ceny żywca spadły poniżej 1,8 zł/kg protesty Samoobrony eksplodowały. Jednak wtedy mieliśmy w Polsce około 20 mln świń i setki tysięcy mniejszych i większych producentów.
Czy opracowanie kolejnego programu odbudowy pogłowia trzody chlewnej coś zmieni? Naszym zdaniem nie zmieni niczego. Tu potrzebne jest także działanie UE, bo problem niskich cen skupu dotknął wszystkich – od Hiszpanii po Polskę. Wiemy oczywiście, że Unia nie interweniuje na rynku trzody od lat. Co gorsza, świnie, zdaniem urzędników z Brukseli, mają przyczyniać się do zmiany klimatu w stopniu nie mniejszym niż samochody. Unia ma więc okazję, żeby się ich pozbyć i ulżyć planecie. A że setki tysięcy rolników wpędzi to w nędzę, kolejne setki milionów ludzi zapłacą więcej za żywność i kredyty, bo wzrosną ceny i inflacja, to już nie jest zmartwienie Brukseli. Drogi Czytelniku, europejski „rząd się wyżywi”, jak powiedział pewien rzecznik rządu w latach 80. ubiegłego wieku. Za parę lat usłyszymy w Biedronkach i Lidlach lament, że mięso drogie, a ci rolnicy to się na nim obłowili. Tyle, że jak już pisaliśmy, będą to rolnicy amerykańscy albo ukraińscy, którzy surowymi normami europejskimi przejmować się nie muszą.
Drodzy Czytelnicy, rozpoczynamy publiczną debatę o Waszym „Tygodniku Poradniku Rolniczym”. Tak Waszym, bo to Wy jesteście jego właścicielami – oczywiście pod względem moralnym. Zapraszamy Was do dyskusji. Wypowiedzcie się o naszych dobrych i złych stronach. Tak bez cenzury. Chcemy was poinformować, że sytuacja ekonomiczna TPR-u jest bardzo przyzwoita. Ale i nam z racji podwyżki cen gazu i energii elektrycznej grożą duże podwyżki cen papieru. Ale zwyciężymy. Prosimy Was jednak o wsparcie, nie finansowe, ale moralne, jakby komuś przyszło do głowy umniejszyć rolę Waszego TPR.