Dzwonek Pierwszy miesiąc prenumeraty za 50% ceny Sprawdź

r e k l a m a

Partner serwisu

Odczarować mit uciążliwej produkcji

Data publikacji 02.11.2021r.

Nie tylko drastycznie rosnące koszty środków do produkcji, ale także zwiększone wymagania dobrostanu i ochrony środowiska generują dodatkowe koszty chowu trzody chlewnej. Ponieważ dochód w przeliczeniu na tucznika sukcesywnie się obniża, konieczne staje się zarabianie na tzw. efekcie skali. Z tego między innymi powodu konieczna staje się intensywna, profesjonalna produkcja trzody chlewnej, która napotyka jednak na opór.

Struktura pogłowia trzody chlewnej w Polsce wciąż przedstawia się niekorzystnie na tle innych państw. Krajowa produkcja wieprzowiny spadła w ciągu 10 lat, a w tym czasie import wzrósł 4-krotnie. Wyraźnie za mały w pogłowiu jest udział loch i prosiąt, a importowanych warchlaków wynosi aż 40%, przez co Polska stała się największym odbiorcą duńskich prosiąt, prześcigając w tym Niemcy. To uzależnienie naszych tuczarni od zagranicznego materiału z roku na rok się pogłębia, a wynika z rozdrobnienia produkcji świń w Polsce, co powoduje, że coraz więcej rolników zainteresowanych jest kupnem prosiąt z importu, akceptując niejednokrotnie wyższe ceny zakupu. Producenci nabywający duńskie warchlaki podkreślają, że importerzy oferują duże, wyrównane wagowo partie o wysokim statusie zdrowotnym.

Sto świń to za mało

Wzrost liczby zwierząt sprowadzanych z zagranicy wpływa na dalsze pogorszenie opłacalności krajowej produkcji, powodując kolejny sukcesywny spadek pogłowia macior i w konsekwencji liczby produkowanych prosiąt. To z kolei jest istotną przesłanką do wzrostu importu. W Polsce utrzymywanych jest 795 tys. loch, co oznacza, że efektywność krajowej produkcji jest o około 40% niższa od wyników uzyskiwanych przez duńskich hodowców. W Danii liczba prosiąt odsadzonych rocznie od lochy w przodujących fermach wynosi około 40 sztuk, a w większości przekracza 33 sztuki. W Polsce średnio liczba odsadzanych od jednej lochy w roku prosiąt nie przekracza 20 sztuk. W czterech województwach utrzymywanych jest 67,5% naszego pogłowia krajowego. Największe udziały mają województwa wielkopolskie (36,4%), mazowieckie (11,2%), łódzkie (10,2%) i kujawsko-pomorskie (9,7%).

W 2020 roku po raz pierwszy w historii średnia liczba świń w stadzie przekroczyła 100 sztuk. Choć koncentracja produkcji wciąż postępuje, to mimo wszystko średnia liczba sztuk w gospodarstwie w Polsce wciąż jest znacznie niższa niż w innych krajach Europy Zachodniej. Niemcy produkują dwa razy więcej świń, a mają 20 tys. stad. W Danii jest 7 tys. gospodarstw utrzymujących trzodę chlewną, a w Holandii – 3 tys. W Rosji udział dziesięciu największych firm w całkowitej produkcji wynosi ponad 52%.

Produkcja żywca jest od dłuższego czasu niedochodowa, jednak wyniki badań Instytutu Ekonomik Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej przedstawione w raporcie „Wieprzowina – nowa perspektywa” potwierdzają duże zróżnicowanie wyników gospodarstwa, a także ewentualnych strat w zależności od skali produkcji. W 2019 roku produkcja żywca wieprzowego ogólnie przynosiła straty, jednak w przypadku producentów prowadzących tucz na dużą skalę była najmniejsza (83 zł/100 kg) w porównaniu ze średnią (143 zł/100 kg) i małą (235 zł/100 kg) skalą chowu. W gospodarstwach prowadzących tucz na dużą skalę na jedno gospodarstwo przypadała sprzedaż 809 tuczników rocznie, podczas gdy w chlewniach o średniej skali produkcji sprzedano 163 tuczniki, a w tych o małej skali – 33 tuczniki.

Mniej białka, mniej emisji

Wraz z intensyfikacją produkcji należy się liczyć ze wzrostem uciążliwości na niektórych obszarach, a lokalne społeczności boją się w związku z tym pogorszenia jakości życia i degradacji środowiska naturalnego. Jak twierdzą autorzy raportu „Wieprzowina – nowa perspektywa” przygotowanego przez Związek „Polskie Mięso” i zaprezentowanego podczas Europejskiego Forum Przyszłości, przy stosowaniu nowoczes­nych rozwiązań technologicznych i uzyskiwaniu lepszych wyników produkcyjnych uciążliwość kilku większych ferm jest mniejsza niż setek mniejszych gospodarstw. W przypadku dużych obiektów inwentarskich emisja szkodliwych gazów do środowiska jest mniejsza w przeliczeniu na kilogram żywca niż w przypadku chlewni o mniejszej skali.

Zdaniem Tomasza Schwarza z Katedry Genetyki, Hodowli i Etologii Zwierząt Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie, dobrym przykładem jest Dania – kraj o wiele mniejszy od Polski, o pogłowiu świń porównywalnym lub nawet nieco większym, a radzący sobie z problemem intensyfikacji produkcji. Ma ona jednak wysokie wskaźniki efektywności na poziomie ferm wielkotowarowych. W ciągu ostatnich 25 lat przeszła ogromne przeobrażenie w strukturze produkcji i wynoszące obecnie około 12 mln szt. pogłowie utrzymywane jest w 7 tys. gospodarstw specjalistycznych. Dzięki rosnącej efektywności produkcji w coraz lepiej wyspecjalizowanych, wyposażonych i zarządzanych fermach problem uciążliwości zapachowej został ograniczony do wartości niewyczuwalnych, a występuje jedynie punktowo na niektórych obszarach.

Profesor Tomasz Schwarz wskazuje, że zwiększenie efektywności chowu trzody chlewnej w Polsce może pozwolić na utrzymanie obecnej produkcji wieprzowiny przy pogłowiu mniejszym o 2 mln sztuk. Oznacza to w skali kraju obniżenie emisji amoniaku o ponad 14 tys. ton i ponad 430 ton siarkowodoru rocznie. Jak wylicza specjalista, poprawa bilansu mieszanki, zastosowanie lepszych jakościowo surowców i dodatków wspomagających strawność oraz przyswajalność powoduje, że zużycie paszy na 1 kg przyrostu masy ciała waha się pomiędzy 2,4 a 2,7 kg, zaś w produkcji drobnotowarowej 2,8–3,5, a nawet 4 kg. Oznacza to, że jednostkowa produkcja odchodów z ferm jest dużo niższa, a w ich składzie chemicznym jest mniej szkodliwych związków azotowych i fosforowych.

Jak twierdzą autorzy raportu, w latach 1990–2010 emisja amoniaku z produkcji świń w Europie obniżyła się o 24%, podczas gdy wielkość produkcji wzrosła o 19%. Jest to efekt wzrostu intensywności chowu i efektywności wykorzystania pogłowia, a także wdrożenia systemów redukcji emisji. W normach duńskich zawartość białka dla wszystkich grup technologicznych świń została znacząco zredukowana, jednak równolegle zalecana jest większa zawartość amino­kwasów egzogennych (o około 5%). Dzięki redukcji wykorzystania białka w paszach o 24% ograniczono tam emisję amoniaku od 28% do nawet 79% bez obniżenia parametrów produkcyjnych.

Na białko roślinne potrzeba więcej areału i wody

Zdaniem autorów raportu, ograniczając wielkość produkcji zwierzęcej na rzecz wzrostu produkcji roślinnej, wcale nie przyczynimy się do ochrony środowiska, a możemy ponadto spowodować szybsze kurczenie się zasobów wody. Biorąc pod uwagę obniżoną wartość odżywczą pokarmu roślinnego, aby pokryć zapotrzebowanie ludzi na białko, konieczny jest wzrost powierzchni upraw konsumpcyjnych, czego efektem będzie jeszcze zmniejszanie się powierzchni lasów. Wartość biologiczna białka mierzona zdolnością organizmu do jego wykorzystania wynosi w przypadku mięsa około 80%, zaś w przypadku białka zbożowego około 64%.

Jeśli dołożymy jeszcze jeden czynnik, jakim jest wykorzystywanie przez zwierzęta ubocznych produktów przemysłu rolno-spożywczego niemających zastosowania w żywieniu ludzi, to okaże się, że wiele elementów oddziaływania produkcji zwierzęcej na środowisko ma charakter pozytywny. W opinii ekspertów efektywniejsze wykorzystanie powierzchni upraw poprzez podwójne zastosowanie pozyskanych z nich roślin pozwala przypuszczać, że ograniczenie spożycia mięsa przyczyni się do wzrostu powierzchni upraw, a jednocześnie pojawi się ogromny problem koniecznej utylizacji produktów ubocznych przemysłu tłuszczowego.

Przeciętnie z 1 ha możemy wyprodukować 260 kg przyswajalnego białka zwierzęcego, jednak uwzględniając wykorzystanie białka z produktów ubocznych przemysłu rolno-spożywczego, można uzyskać 433 kg białka zwierzęcego, natomiast białka roślinnego przyswajalnego dla człowieka 256 kg.

Biogazownie nie śmierdzą

Naukowcy przyjrzeli się także bliżej problemowi emisji gazów cieplarnianych z rolnictwa oraz możliwości jej ograniczenia. W ich opinii zerowy ślad węglowy można uzyskać bez zmniejszania skali produkcji zwierzęcej. W Niemczech istnieje ponad 10 tys. biogazowni rolniczych, podczas gdy w Polsce jest ich nieco ponad 100, gdyż kojarzą się bardziej z zagrożeniem aniżeli szansą. Tymczasem eksperci przekonują, że ich działalność ogranicza emisję gazów cieplarnianych i to na kilka sposobów. Po pierwsze spalanie biogazu nie wlicza się do statystyk emisji dwutlenku węgla. Po drugie ubocznym produktem biogazowni jest naturalny nawóz – poferment.

Jak czytamy w raporcie, szacuje się, że biogazownia o mocy 1 MW wytwarza rocznie około 20 tys. m3 pofermentu. Na jeden hektar upraw stosuje się średnio 30 ton, co odpowiada 1,25 tony ekwiwalentu dwutlenku węgla, który powstałby w wyniku produkcji nawozów sztucznych. Tak więc poferment z biogazowni 1 MW przekłada się na 830 ton mniej emisji dwutlenku węgla z niewyprodukowanego nawozu sztucznego. Biogazownie pozwalają na redukcję emisji metanu i przykrego zapachu, gdyż ten pochodzący z pofermentu jest o 60% mniejszy niż obornika i gnojowicy stosowanych na polach.

Dominika Stancelewska

r e k l a m a



r e k l a m a

r e k l a m a

Zobacz także

r e k l a m a