Dzwonek Pierwszy miesiąc prenumeraty za 50% ceny Sprawdź

r e k l a m a

Partner serwisu

Pieniądze z powietrza

Data publikacji 02.11.2021r.

Jednym z najbardziej istotnych zeszłotygodniowych wydarzeń było przyjęcie unijnej Strategii „Od pola do stołu”. Pewne jest, że to co było jedynie zapowiedzią już wkrótce zacznie nabierać kształtów. Z radością przyjęła ten fakt kontrowersyjna posłanka Sylwia Spurek stwierdzając, że następuje początek końca produkcji zwierzęcej w Unii Europejskiej. W bardziej dosadnych słowach stwierdziła również, że odsyła mięso i mleko do historii.

Parlament Europejski dopuścił możliwość uzależniania stawek VAT na produkty żywnościowe w odniesieniu do śladu środowiskowego, jaki jest przez nie generowany. Nowo przyjęte przepisy pozwalają stosować najwyższe możliwe stawki w danym kraju, na produkty niezdrowe oraz te, które zostaną uznane za mające negatywny wpływ na środowisko. Niestety, nie jest to nic nowego. Dyskusja nad różnorodnymi podatkami mającymi niwelować negatywny wpływ na klimat toczy się zagorzale już od kilkunastu lat. Popularnie zwane są one podatkami węglowymi (carbon tax).

r e k l a m a

Pierwszym pomysłodawcą

opodatkowania emisji gazów cieplarnianych, jak i emisji dwutlenku węgla do atmosfery był Artur Pigou już na początku XX wieku. Zaproponował on podatek od węgla i zanieczyszczenia powietrza. Wtedy nie dotyczył on żywności a fabryk, przez które współczesny mu Londyn był pokryty smogiem. Od ponad dziesięciu lat wraca się do idei sprzed wieku. Co więcej, jest ona poszerzana o kolejne elementy. Nie umyka tu również branża rolno-spożywcza.

Przez lata, kiedy w Unii Europejskiej tworzono system obrotu emisjami, nie przychodziło nikomu do głowy, aby włączać do niego rolnictwo. Podatki i opłaty nakładano przede wszystkim na branżę energetyczną. Sam początek systemu obrotu emisjami miał zapobiegać generowanym przez nią „kwaśnym deszczom’’, które były medialnym tematem na początku lat dziewięćdziesiątych. Unijny System ETS (handlu emisjami) jeszcze w 2017 roku był największym rynkiem handlu emisjami na świecie. Jego głównym celem jest przeciwdziałanie zmianom klimatu poprzez redukcję emisji gazów cieplarnianych. Z założenia działania w tym celu podejmowane mają być efektywne ekonomicznie i przynosić oszczędności. Na dziś większy rynek emisji posiadają jedynie Chiny. W skali globalnej emisje są regulowane w 24 państwach świata. Do obszarów gospodarki nimi objętych wciąga się w ostatnich latach są kolejne pozycje. Uchwalona trzy miesiące temu dyrektywa FIT for 55 włącza w system emisji cały unijny transport.

Coraz częściej
w kilku państwach

podejmuje się temat objęcia systemem handlu emisjami całego rolnictwa. Prekursorem w dyskusji na ten temat jest Nowa Zelandia. Powstały tam w 2019 roku Tymczasowy Komitet do spraw Zmian Klimatu zlecił rządowi zbadanie, w jaki sposób możliwe jest całkowite zredukowanie emisji gazów cieplarnianych do roku 2050. Jedną z propozycji przedstawionych do rozważenia przez nowozelandzkie władze było wprowadzenie sektora rolnictwa do systemu handlu emisjami. Faktycznie posiada on w tym kraju znaczący udział w ilości emitowanych gazów cieplarnianych. Wspomniana Komisja w szybkim tempie opublikowała dwa raporty. Pierwszy z nich dotyczył emisji gazów cieplarnianych w rolnictwie, natomiast drugi, wytwarzania energii ze źródeł odnawialnych. Kluczowym wnioskiem płynącym z pierwszego z wymienionych było stwierdzenie, że od ponad 25 lat nowozelandzcy rolnicy stali się bardziej wydajni pod względem efektywności produkcji. W efekcie tego następowała redukcja gazów o około 1% rocznie. Stwierdzenie to znajduje odzwierciedlenie również w przypadku wielu prac nadawczych powstałych w innych państwach. Stoi też w sprzeczności z tezą, że intensywna produkcja niszczy klimat. Okazuje się, że jest wręcz odwrotnie.

r e k l a m a

Wyciągnięte wnioski

nie wystarczyły, aby postawić przysłowiową kropkę. Komitet proponuje pójść dalej. Być może wstępne założenia postawione jeszcze przed wynikiem badań, najzwyczajniej nie pasowały do założonej tezy. Należy wobec tego podejmować kolejne kroki. Pierwszym miałaby być wycena emisji na poziomie gospodarstwa. Drugim, wycena emisji związanej ze stosowaniem nawozów w działalności rolnej. Zaproponowano również środki tymczasowe, które miałyby obowiązywać do roku 2025. Z kolei co do samych limitów i opłat z tytułu emisji miałyby one obowiązywać po roku 2025. Istniałaby również możliwość otrzymywania kredytów na cele związane z jej redukcją. Według rekomendacji już w 2022 r. mają pojawić się szczegóły związane z ewentualnymi opłatami z tego tytułu oraz propozycje zmian regulacyjnych. Temat opłat z tytułu emisji gazów cieplarnianych przez zwierzęta jest wyjątkowo burzliwie dyskutowany wśród nowozelandzkich rolników. Przeważają tam hodowcy bydła i owiec. W tym kraju funkcjonuje również największa na świecie spółdzielnia mleczarska. Nowozelandzka Fonterra przez lata była stawiana za wzór dla spółdzielni z innych państw. To właśnie w niej powstał pomysł tak zwanych potrąceń na udziały, który jest powszechnie stosowany przez większość polskich spółdzielni mleczarskich. To, że nowozelandzki gigant będzie z czasem zbierał dane o emisji w gospodarstwach swoich członków jest niemal pewne. Nastąpi to czy będzie tego chciał czy nie. Pytaniem, które należy postawić jest to czy inne państwa pójdą ścieżką wytyczoną przez nowozelandczyków. Dyrektor generalny nowozelandzkiej organizacji producentów mleka Dairy NZ stwierdza, że sama redukcja już następuje, co potwierdzają badania naukowe. Według niego, włączenie mleczarstwa, jak i pozostałych sektorów rolnictwa w system handlu emisjami to na obecnym etapie nic innego jak szeroko zakrojony podatek. Najpierw należałoby wdrożyć i szerzyć wiedzę o zjawisku emisji gazów cieplarnianych podczas hodowli zwierząt, jak i o sposobach jej redukcji. Dopiero w kolejnych krokach mówić o limitach.

Decyzja
Parlamentu Europejskiego

dotycząca możliwości kształtowania stawki podatku VAT w zależności od śladu środowiskowego pozostawianego w środowisku wydała się wielu osobom szokująca. Jednak w roku 2010 pojawiały się jeszcze „ciekawsze’’ pomysły, które na szczęście nie weszły w życie. Jednym z nich był podatek CAT (carbon added tax), działający jak podatek VAT. Problemem w przypadku takich pomysłów jest ukierunkowanie ideologiczne. Wśród pomysłodawców tego rodzaju obciążeń, nie widać chęci opodatkowania wysokoprzetworzonych produktów roślinnych, a takie również znajdują się na rynku. Wydaje się, że niejednokrotnie chodzi tylko o podparte ideologią wyszukiwanie kolejnych grup, które można dociążyć podatkami i opłatami. Jak zwykle w takiej sytuacji najbardziej poszkodowanymi są najmniejsi i średniacy. Zarówno rolnicy, jak i konsumenci.

Artur Puławski

r e k l a m a

r e k l a m a

Zobacz także

r e k l a m a