W Europie rosną w siłę związki i organizacje, które nie przebierają w słowach i czynach w walce o rolnictwo. Wielu rolników uznało, że zwykła dyskusja nie wystarczy i po swoje idzie poprzez akcje protestacyjne. W Polsce zasłynęła z takiej działalności AgroUnia. Głośne, medialne wydarzenia stały się znakiem rozpoznawczym tej organizacji. Wielokrotnie już pokazała, że jest to dość skuteczna metoda. Niestety, nie zawsze kierowanie pism czy dialog pozwala obronić swoją rację. Czy metody AgroUnii są wyjątkowe? W skali Polski owszem. Jednak w skali Europy coraz częściej uwidaczniają się jej odpowiedniki. Analogii pomiędzy nimi jest zresztą znacznie więcej.
Podobnych organizacji pojawiło się w państwach unijnych już kilka. Nie powinno to dziwić. Pierwszą wyraźnie zaznaczającą mocno swoją działalność było European Milk Board (Europejska Rada Mleczarska). Związek zrzesza producentów mleka z większości państw Unii Europejskiej. Ich działalność to połączenie głośnych strajków z merytoryczną pracą. Kolejnym przykładem jest niemieckie LSV. Organizacja powstała w wyniku rozłamu w niemieckich związkach rolnych. Część rolników stwierdziła, że samo wyrażanie opinii nie zawsze przynosi pozytywny efekt. Można właściwie powiedzieć, że przestało przynosić jakikolwiek.
Najpopularniejszą ze względu na kilka faktów jest Farmer Defence Force. To już twór międzynarodowy, który powstał w Holandii. Zrzesza obecnie 58 tysięcy rolników z Holandii, Belgii i Niemiec. Posiada również liczące pół miliona osób wspierających, wśród których są nie tylko posiadacze gospodarstw rolnych. Sama nazwa Farmer Defence Force, czyli Siły Obrony Rolników może się kojarzyć z dawną polską Samoobroną. Faktycznie, zalążek organizacji powstał w trakcie obrony jednej z holenderskich chlewni. Aktywiści na rzecz praw zwierząt zajęli obiekt w miejscowości Boxtel w Brabancji Północnej. Gospodarstwo zostało obronione w wyniku interwencji grupy rolników. Okazało się, że z podobnym problemem mierzy się coraz większa grupa producentów trzody chlewnej, czy bydła mięsnego i mlecznego. Z czasem rolnicy zaczęli organizować się w grupy, które strzegły obiekty rolne. Organizacja urosła wyjątkowo szybko. Sprzyjał temu fakt, że holenderskie, jak i całe unijne rolnictwo znalazło się na zakręcie. Każde z państw ma swoje specyficzne problemy związane z produkcją żywności. Dla Holendrów jest to dyrektywa azotanowa.
W 2019 roku FDF zorganizował jeden z największych strajków, jakie miały miejsce w Europie. Głównym powodem była wspomniana dyrektywa azotanowa. Rolnikom wprost oświadczono, że będzie się ona wiązać z ograniczeniem hodowli w kraju. Znaczącym, bo o połowę. Rolnicy podkreślali jednak, że równie ważnym było dla nich zamanifestowanie swojej obecności w społeczeństwie. Twierdzili, że byli pomijani w jakimkolwiek dialogu, a duża część mediów i polityków nie zwracała uwagi na ich zdanie. W holenderskiej Izbie Reprezentantów ogromnym wsparciem zaczęli cieszyć się aktywiści forsujący prawa zwierząt. W wyniku manifestacji została zablokowana część kraju. Już pierwszego dnia wywołały korki ponad tysiąc kilometrowej długości. Doszło do zajęcia kilku obiektów publicznych, czy blokady dworca kolejowego w Hadze. FDF mierzył się również z zamiarem zablokowania centrów dystrybucyjnych sieci handlowych tuż przed świętami, z czego ostatecznie się wycofał. Do uniemożliwienia blokad zaczęto używać wojska, a część organizatorów została zatrzymana przed ministerstwem rolnictwa. Organizacja osiągnęła jednak sukces. Wokół uderzających w rolników protestów rozpętała się żywa dyskusja. Niektóre regiony jak Fryzja wycofały się z wprowadzenia przepisów dyrektywy azotanowej.
Farmer Defence Force jednak nie ustaje w działaniach. Temat redukcji azotu co jakiś czas odżywa. Holenderska minister rolnictwa jednak nie ma już tak łatwo. Zarówno w wymienionym, jak i innych działaniach, które mogą skutkować ograniczeniem lub likwidacją możliwości prowadzenia produkcji rolnej. Sama organizacja jest na bakier z większością opcji politycznych. Finalnie została sklasyfikowana w jednym z raportów Ministerstwa Spraw Wewnętrznych jako rozwijająca działalność terrorystyczną. Dokument został upubliczniony na stronie internetowej urzędu, a rolnicy z FDF zostali wymienieni obok islamskich ekstremistów, czy ukierunkowanych politycznie bojówek. Część holenderskich polityków stwierdziła, że jest zastraszana przez wściekłych rolników. Padały zarzuty niszczenia mienia czy zastraszania dziennikarzy. Organizacja odpowiedziała wytoczeniem procesu, który już niedługo powinien mieć swoje rozstrzygnięcie w haskim sądzie. Pozwanym przez rolników z liderem Markiem van der Oeverem na czele jest … Holandia. Sam proces prawdopodobnie zakończy się już wkrótce i jest dość bezprecedensowy. Drugie posiedzenia miało miejsce 4 listopada, kolejne wyznaczono na 25. FDF pozostaje w sporze prawnym również z politykami, którzy przedstawiali jej fałszywy obraz. Jedną z takich osób jest była już minister Sigrid Kaag. Na rychłe rozstrzygnięcie pozostaje czekać z niecierpliwością.