Wzrostowi cen artykułów mleczarskich na świecie bardzo sprzyja niesłabnący popyt na nie na rynku azjatyckim, zwłaszcza w Chinach. Co ciekawe, pomimo tych korzystnych zmian, wyraźnie widać spadek dostaw z głównych ośrodków produkcyjnych, tj. Unii Europejskiej, Nowej Zelandii, Australii czy też Stanów Zjednoczonych. Oznacza to, że wiodący, do tej pory, gracze na świecie, swoją produkcję systematycznie z roku na rok obniżają. Ponadto, co jest oczywiste, produkcja na półkuli południowej wchodzi obecnie w okres szczytu sezonowego, co zawsze ma decydujący wpływ na światowy rynek mleka.
Chiny, mimo swojego wielkiego potencjału, powinny budzić jednak uzasadnione obawy i swoistą podejrzliwość. Jest to, owszem, główny pozaunijny importer krajowych artykułów mleczarskich. Ponad wszelką wątpliwość rodzime produkty mleczarskie, z uwagi na ich wysoką jakość, sukcesywnie stają się coraz bardziej doceniane przez azjatyckich konsumentów.
Czy aby na pewno chłonność tamtejszego rynku nie ma kresu? Nic nie jest nieskończone, a nawet jeżeli jakikolwiek obszar rynku chwilowo wykazuje duże obszary niesłabnącego popytu, to chwilę później jest ona natychmiastowo wychwytywana i zapełniana.
Popyt na nasze produkty podyktowany jest zarówno przez rosnącą i aktualnie największą na świecie, klasę średnią w Chinach, jak i przez odbudowane w ostatnich dwóch latach pogłowie trzody chlewnej. Ten ostatni czynnik zasadniczo zwiększył zapotrzebowanie na komponenty paszowe, w tym zboża.
W ostatnim roku powstało tam 2 mln nowych gospodarstw rolnych, które wyspecjalizowały się w produkcji trzody chlewnej.
Z pewnością impulsem nie była tylko chęć budowania własnej polityki wewnętrznego bezpieczeństwa żywnościowego, ale również zupełnie pragmatyczne podejście do zysku, wszak w okresie niedoboru zysk ze sprzedaży jednego tucznika sięgał nawet 450 dolarów amerykańskich.
Ceny jednak spadły, a wielu hodowców obecnie już myśli o rezygnacji z produkcji.
Jawi się to w dalszej perspektywie jako ryzyko spadku zainteresowania komponentami paszowymi, w tym również mleczarskimi.
Kolejnym czynnikiem, który należy uwzględnić w przygotowaniu krajowej strategii eksportowej jest fakt, że chińskie ministerstwo handlu zaapelowało, aby Chińczycy gromadzili zapasy żywności. Ma to związek z sytuacją polityczną i społeczną, tj. przede wszystkim rosnącymi napięciami pomiędzy Chinami a Tajwanem oraz wciąż nieopanowaną pandemią Covid-19. Gromadzeniu zapasów sprzyjają również warunki pogodowe, bowiem ulewy dotknęły rodzime rolnictwo, a to z kolei wywołało panikę mieszkańców związaną z obawami o brak żywności.
Przywołuje to niestety przykłady z lat poprzednich, kiedy to ceny artykułów mleczarskich rosły, a następnie po zgromadzeniu zapasów, zaczynały drastycznie spadać.
Czy oznacza to, że mamy podstawy do negatywnego myślenia o przyszłości?
Obiektywnie, nic na to nie wskazuje, ponieważ nasz sektor mleczarski jest doskonale zarządzany i wciąż szuka nowych kierunków eksportowych, zwiększając tym samym bezpieczeństwo stabilności cen poprzez dywersyfikację źródeł przychodów.
Oznacza to, że znajdujemy się obecnie w kluczowym momencie, by skorzystać ze swojej szansy i właśnie teraz zintensyfikować działania proeksportowe. Mimo że pasmo dotychczasowych osiągnięć w tym zakresie wynika nie z działań polityków, a przede wszystkim z umiejętności naszych kadr zarządzających, nie oznacza, że ten pierwszy czynnik należy zbagatelizować.
Od strony formalnej zwiększenie wolumenu polskiego eksportu wymaga bowiem zarówno nowych regulacji, jak i deregulacji, a to już wymaga zaangażowania polityków i prowadzenia dyplomacji gospodarczej, na czym, w co głęboko wierzę, skorzystamy wszyscy.