kujawsko-pomorskie
Przed tragedią poszkodowany Zbigniew Zięcina utrzymywał 29 sztuk bydła, z którego padła ponad 1/3, w tym większość posiadanych krów. Co więcej, oba zabite przez prąd byki były już w wadze ciężkiej, większy ważył 850 kg i miał być niebawem sprzedany, a jeden z kupujących oferował 11 zł za kg, drugi byk ważył ponad 600 kg.
Do zdarzenia doszło wieczorem w sobotę 14 listopada br., gdy nikogo z domowników nie było na miejscu.
– Gdy rano w niedzielę poszedłem do obory już było po wszystkim. Przyjechał lekarz weterynarii i stwierdził, że przyczyną padnięcia bydła na 100% było porażenie prądem, ale jak doszło do zaistniałej sytuacji tego nikt nie wie. Dziwne, że bydło padło w sposób losowy, a nie po kolei tak jak stało w oborze uwięziowej. Ponadto byki korzystają zupełnie z innego pomieszczenia niż krowy i są wiązane na pasach, a nie łańcuchach – relacjonował Zbigniew.
Rolnik niestety nie może liczyć na odszkodowanie, wszak ubezpieczenie zwierząt hodowlanych to niemały wydatek. Ponadto trzeba ubezpieczyć każdą sztukę, bo skąd wiadomo, która akurat padnie. Dlatego w naszym kraju prawie nikt nie ubezpiecza bydła. Dane za rok 2020 mówią, że w Polsce było ubezpieczonych zaledwie 16 726 sztuk bydła, jednocześnie krajowe pogłowie bydła liczyło ponad 6,3 mln sztuk. Oznacza to, że ubezpieczonych było zaledwie 0,27% bydła, czyli 2,7 promila.
– Mieliśmy ubezpieczone budynki i mienie w tym oborę, ale ubezpieczenie nie obejmowało zwierząt i jak się dowiedzieliśmy, nie przysługuje nam żadne odszkodowanie – stwierdził z przykrością Zbigniew Zięcina dodając, że nieszczęście, które go spotkało zbiegło się z trudnym czasem w rolnictwie, kiedy koszty produkcji są bardzo wysokie ze względu na niespotykane dotąd ceny paliwa i nawozów.
Sam poszkodowany Zbigniew Zięcina, jako skromny człowiek, nie chciał informować redakcji o swojej tragedii. Zrobiła to kuzynka, którą w przeszłości spotkała ogromna gehenna i wie jak trudno samemu dźwignąć się z problemów. Pan Zbyszek nie oczekuje pomocy finansowej, woli własnymi siłami odbudować stado. Nasza redakcja poinformowała o trudnej sytuacji rolnika jego mleczarnię, a ta zaoferowała pomoc w postaci nisko oprocentowanej pożyczki na zakup krów i jałówek.
– Na pewno nie przyjmę pieniędzy w postaci jałmużny, dlatego odmówiłem wszystkim, łącznie z sołtysem, którzy chcieli przeprowadzać jakiekolwiek zbiórki. Chcę własnymi siłami odbudować stado. Oczywiście do tego potrzebne są fundusze dlatego skorzystam z pożyczki zaoferowanej przez OSM Łowicz, z bardzo niskim oprocentowaniem. Jednocześnie proszę o informacje za pośrednictwem „Tygodnika Poradnika Rolniczego” o możliwości okazyjnego zakupu dobrych sztuk mlecznych, krów lub jałówek cielnych z terenu województwa kujawsko-pomorskiego lub wielkopolskiego. Bardzo chętnie zakupiłbym sztuki z likwidowanego stada objętego oceną użytkowości mlecznej, które od razu produkowałyby mleko, bo najbardziej zależy mi na odtworzeniu produkcji mleka – powiedział Zbigniew Zięcina. Jako redakcja TPR również przyłączamy się do prośby poszkodowanego rolnika, aby zgłaszali się do nas hodowcy, którzy mogą sprzedać bydło po niewygórowanej cenie, niekoniecznie rynkowej, swojemu koledze po fachu, którego spotkało niespodziewane nieszczęście, a mogło przydarzyć się przecież każdemu. Tym bardziej, że postawa rolnika jest godna podziwu, nie liczy na litość, a bierze sprawy w swoje ręce. Informacje na ten temat prosimy przekazywać na adres e-mail: a.rutkowski@tygodnik-rolniczy.pl
lub pod telefonem 22 431-31-00.
– Wiem, że Zbyszek nigdy nie poprosi o pomoc, ale może znajdą się dobrzy ludzie, którzy ofiarują cieliczkę lub byczka, a on sobie je odchowa. Nikt tu nie mówi o krowie, bo to zbyt dużo. Mooże też firmy produkujące na potrzeby rolników będą mogły przekazać materiał siewny kukurydzy lub buraków, nawozy lub środki ochrony roślin – apelowała z kolei kuzynka rolnika Agnieszka Dąbrowska, która zgłosiła sprawę do naszej redakcji.
Oprócz mleka Zbigniew Zięcina produkuje na rynek żywiec wołowy oraz buraki cukrowe, jednak jak zaobserwował coraz więcej rolników, również z jego terenu, rezygnuje z uprawy buraków cukrowych.
– Koszty produkcji buraków cukrowych są znacznie wyższe niż w przypadku zbóż, a ceny buraka z roku na rok spadają. My uprawiamy buraki cukrowe tylko ze względu na płodozmian i wysłodki buraczane, które są bardzo dobrą paszą dla bydła. Co prawda ceny mleka rosną, ale problemem są koszty produkcji i to nie tylko koszty w gospodarstwie, ale i w mleczarni, gdzie podrożały opakowania, energia, transport itp. – oznajmił Zbigniew Zięcina, który cały czas w miarę możliwości rozwija swoje gospodarstwo, m.in. wymienił park maszynowy. W poprzednim roku zakupił używany ciągnik Case o mocy 140 KM, a wcześniej w roku 2012 nowego 90-konnego John Deera z ładowaczem czołowym, korzystając z PROW.