opolskie
W wielu gminach w ogóle nie ma spółek wodnych, a więc żadna gospodarka wodna nie jest prowadzona. W rezultacie na przykład podtopienia wiosek, choćby po deszczach nawalnych, albo zalewanie pól po ulewach jest standardem. Na szczęście nie zawsze i nie wszędzie tak jest.
Choć powoli i stopniowo, jednak powyższy czarny scenariusz zmienia się na Opolszczyźnie. Tamtejsza izba rolnicza wspiera te zmiany.
Marek Froelich, prezes Izby Rolniczej w Opolu, mówi dyplomatycznie o słabej kondycji spółek wodnych, ale jako jednego z winowajców tego stanu rzeczy wskazuje także rolników i mieszkańców wsi, którzy w niewielkiej części płacą składki na rzecz spółek, czyli 5 zł za posesję i 10 zł/ha ziemi uprawnej.
Mimo to próbuje znaleźć panaceum na zmianę tak fatalnego stanu rzeczy. W coraz większym stopniu to mu się udaje, ponieważ w regionie jest coraz więcej dobrych przykładów.
– W naszej spółce ściągalność składek jest na poziomie 90%. Tylko niektórzy z rolników nie płacą – cieszy się Kazimierz Morawiec z Samodzielnej Miejsko-Gminnej Spółki Wodnej w Byczynie (powiat kluczborski). – Ale wiem, że jest różnie w różnych miejscowościach.
Składek w wysokości 20 zł/ha rocznie nie płacą tylko rolnicy, którzy nie są mieszkańcami gminy i kupili na jej terenie grunt.
Jeszcze niedawno było dużo gorzej, ponieważ spółka była w bardzo złej sytuacji finansowej, ale od momentu kiedy rolnicy zaczęli płacić składki, spółka zaczęła rzetelniej realizować swoje podstawowe działania. Do płacących dołączyły także dwa nadleśnictwa. A to od dwóch, trzech lat daje możliwość dofinansowania przez Urząd Wojewódzki i ARiMR. Dobrym przykładem jest zakup ciągnika, który dofinansowała Agencja.
Zdaniem rolnika i członka spółki płacić powinni wszyscy, czyli nawet mieszkańcy wsi pracujący w mieście – przecież rowy melioracyjne chronią ich domy przed nawalnymi deszczami.
– Byłem sceptyczny w sprawie płacenia składek, ale kiedy zobaczyłem, że daje to dobre rezultaty, zacząłem płacić. Widzę po prostu efekty jej codziennego, stopniowego działania – przyznaje rolnik. – Płacę także dlatego, że dobrze funkcjonująca spółka może dużo uratować. W przypadku pogodowych anomalii można uniknąć w ogóle strat albo je zminimalizować.
Dlatego niedawno spółka kupiła nowy sprzęt do udrażniania rur i przepustów.
– Obecnie oprócz pieniędzy największy problem to przepisy – wskazuje Elżbieta Starościak, główny specjalista w Wydziale Ochrony Środowiska i Leśnictwa Urzędu Miejskiego w Kluczborku, która ściśle współpracuje z zarządem Spółki Wodnej Gminy Kluczbork. – Przepisy Prawa wodnego określają dobrowolne członkostwo w spółkach wodnych, co z pewnością ogranicza napływ pieniędzy na konserwację urządzeń melioracyjnych.
Widzi także inne problemy, ponieważ obecnie dużo mówi się również o retencji korytowej, ale w tym przypadku nie tylko rowy powinny znajdować się w należytym stanie technicznym, ale również rzeki. A one teraz, w większości – w obrębie gruntów rolnych – są w opłakanym stanie.
– Spółka boryka się również z problemami podczas prowadzenia prac. Ustawa określa, że każdy użytkownik gruntu musi umożliwić konserwację urządzeń melioracyjnych. Jednak przystępując do prac po żniwach, nie zawsze można pogodzić wszystkich rolników. Mają inne uprawy i w innym okresie dokonują zbiorów – relacjonuje Elżbieta Starościak.
Kluczborska spółka liczy tylko ponad 300 członków i może pochwalić się bardzo dobrą ściągalnością składek – w 2020 roku na poziomie 93%, a poprzednie lata były również na tak wysokim poziomie. Od 2012 do 2020 roku składka wynosiła 20 zł/ha. A w 2021 roku na walnym zgromadzeniu podjęto uchwałę o podniesieniu składki do 25 zł/ha.
Dzięki takiej współpracy z rolnikami – członkami spółki – jej władze uzyskują dotacje na utrzymywanie urządzeń wodnych z Opolskiego Urzędu Wojewódzkiego oraz z gminy Kluczbork.
– Burmistrz Kluczborka każdego roku przeznacza 30 tys. zł na dotację dla spółki wodnej – informuje Elżbieta Starościak. – Pomoc finansową proponuje również ARMiR, ale jest to refundacja na zakup sprzętu i urządzeń. Jednak zdecydowanej większości spółek nie stać na tak duże inwestycje i późniejsze oczekiwanie na refundację kosztów. Byłoby zupełnie inaczej, gdyby oferowana pomoc była w formie dofinansowania w jakimś procencie, premii bądź kredytu.
Jeszcze inny problem to kwoty dotacji dla spółek wodnych z Opolskiego Urzędu Wojewódzkiego, które znane są dopiero w drugim półroczu.
– Brakuje również jasnych przepisów wykonawczych związanych ze ściąganiem zaległości od członków spółek wodnych. Dotyczy to także postępowania w myśl art. 454 Prawa wodnego dotyczącego naliczania świadczeń na rzecz spółek od osób niebędących jej członkami, a korzystających z urządzeń wodnych, których konserwacje wykonała dana spółka – wyjaśnia pani Elżbieta.
Jednak mimo takich trudności przynajmniej te spółki w poważnym stopniu realizują swoje zadania nie na papierze, ale w rzeczywistości, a rolnicy widząc to, coraz chętniej i coraz liczniej płacą składki.
Marek Froelich ciągle nie jest do końca zadowolony z funkcjonowania spółek i dlatego zabiega o ich rozwój. Przedstawił wnioski Izby Rolniczej w Opolu do wojewody, które opracował wspólnie z grupą roboczą wojewody opolskiego ds. strat w rolnictwie. To między innymi: wprowadzenie pomocy finansowej na działalność spółek wodnych w formie dotacji lub premii (a nie refundacji poniesionych kosztów); w wykazie prac objętych dotacją wpisanie punktu „Inne zadania”, aby rozszerzyć rodzaj prac; wcześniejsze uruchamianie naborów w urzędzie wojewódzkim; opracowanie wzorcowego statutu dla spółek wodnych; uruchomienie nieodpłatnej pomocy prawnej dla spółek wodnych, między innymi prowadzenie postępowań o zaległości. Chodzi też o prowadzenie obligatoryjnej jednolitej składki na spółkę wodną za 1 ha fizyczny gruntów, obowiązek odprowadzania składek na spółki przez wszystkich posiadaczy gruntów nieposiadających osobowości prawnej oraz jednostki publiczne – szkoły, urzędy, kolej, zarządy dróg, lasy państwowe; umożliwienie spółkom korzystania z ewidencji geodezyjnej w zakresie danych dotyczących działki i kontaktu z jej właścicielem. Uregulować należy także problem niszczenia istniejących urządzeń wodnych podczas budowy dróg.
– Tylko nasza wieś, Grudynia Mała, była już kilka razy zalewana mułem. Gdyby rowy były wyczyszczone, do takich sytuacji by nie doszło – mówi Froelich. – Warto inwestować w spółki, ponieważ dzięki nim ograniczymy straty w czasie suszy czy deszczy nawalnych nawet o połowę. W wielu miejscach udaje się nam rozwiązywać problemy spółek wodnych i poprawiać stan melioracji.
Artur Kowalczyk