Po tym sukcesie w równie krótkim czasie na początku lat 90. areał uprawy na nasiona zmniejszył się 3-krotnie do nieco ponad 100 tys. ha. Od 2010 r. zaczęto podejmować działania odbudowy produkcji rodzimych roślin bobowatych na nasiona w celu zapewnienia bezpieczeństwa białkowego kraju wprowadzając płatności do roślin wysokobiałkowych. Wszystkiemu przyświeca cel – zwiększenie udziału rodzimego białka roślinnego w paszach jako czynnik bezpieczeństwa białkowego kraju.
r e k l a m a
Mimo płatności areał spada
Wsparcie uprawy bobowatych na nasiona na początku zadziałało, ale niestety w kolejnych latach (od 2017 r.) spada powierzchnia upraw zgłoszona w ramach wsparcia związanego z produkcją w sektorze roślin wysokobiałkowych (płatność do roślin wysokobiałkowych w latach 2015–2016 oraz płatność do roślin bobowatych na ziarno i płatność do roślin pastewnych bobowatych drobnonasiennych):
2015 r. – ok. 690,8 tys. ha,
r e k l a m a
2016 r. – ok. 681,3 tys. ha,
2017 r. – ok. 556,1 tys. ha, w tym 190 tys. ha w ramach płatności do roślin pastewnych,
Zobacz także
2018 r. – ok. 477,2 tys. ha, w tym 167,3 tys. ha w ramach płatności do roślin pastewnych,
2019 r. – ok. 462,5 tys. ha, w tym 162,9 tys. ha w ramach płatności do roślin pastewnych,
2020 r. – ok. 488,9 tys. ha, w tym 164,7 tys. ha w ramach płatności do roślin pastewnych.
Jednocześnie suma płatności w ramach wsparcia UE wzrosła z ok. 272,8 mln zł w 2015 roku do ok. 293,5 mln zł w 2019 roku.
Przyczyn malejącego zainteresowania rolników uprawą bobowatych z pewnością należy upatrywać w braku opłacalności, w tym w zbyt niskiej stawce dopłaty i braku pewności jej utrzymywania (wysokość uzależniona jest od areału zgłoszonego do wsparcia). Jednak zasadniczym problemem jest swoisty zaklęty krąg, w którym rolnicy nie produkują bobowatych z powodu małego zainteresowania producentów pasz, a ci z kolei nie wprowadzają bobowatych pochodzenia krajowego do receptur z powodu niskiej podaży.
Bezpieczeństwo białkowe to bezpieczeństwo żywnościowe
Program Wieloletni w dwóch turach (2011–2015 i 2016–2020) był realizowany przez 10 lat i można rzec wpłynął i z pewnością zbudował pewien poziom świadomości i zainteresowania rolników uprawą bobowatych. Wzrosła także chęć wykorzystania tych nasion przez przemysł w produkcji pasz. Niestety nadal, pomimo tego, że jest potencjał, rynek bobowatych nie funkcjonuje. Dzisiaj ciężko jest nawet określić, jaka jest skala ich produkcji w Polsce. Niezależnie bowiem od oficjalnych statystyk rzeczywistość jest taka, że producenci pasz mają duże problemy w zakupie większych partii bobowatych. Wynika to po części z faktu rozproszenia produkcji na małych areałach, przez co nie ma szans wpłynąć realnie na zastąpienie białka soi w produkcji pasz przemysłowych. Musimy mieć w Polsce odpowiedni areał uprawy rodzimych bobowatych (i teoretycznie wydaje się, że 200 tys. ha jest wystarczający), ale przede wszystkim odpowiedni tonaż nasion oferowanych z gospodarstwa dla przemysłu paszowego.
Rynek słabo funkcjonuje, bo z punktu widzenia przemysłu paszowego ważna jest, jak nie najważniejsza, jednolitość odmianowa nasion. Właściwie to przemysł paszowy powinien dać rolnikom wyraźny sygnał, które odmiany poszczególnych gatunków bobowatych preferuje i skupuje. Wiemy, że przemysł paszowy prowadzi badania przemysłowe, których celem jest właśnie określenie, które gatunki bobowatych mogą najlepiej i najbezpieczniej zastąpić część śruty sojowej stosowanej w recepturach paszowych. Badania mają pokazać także, które z odmian w obrębie gatunku mają najlepsze parametry chemiczne i jakościowe białka.
Wsparcie musi być wyższe i bardziej ukierunkowane
Problem spadającego zainteresowania rolników uprawą bobowatych na nasiona może być złagodzony poprzez odpowiednią interwencję państwa. Pierwszym krokiem powinna być modyfikacja założeń proponowanej w Planie Strategicznym WPR Interwencji: Wsparcie dochodów związane z produkcją do roślin bobowatych na ziarno.
Obecny projekt zakłada, że będzie to płatność roczna do kwalifikującej się powierzchni uprawy roślin bobowatych na ziarno dla upraw następujących roślin (również w przypadku upraw tych roślin w formie mieszanek): bobik; groch siewny, w tym peluszka, z wyłączeniem grochu siewnego cukrowego i grochu siewnego łuskowego; łubin biały; łubin wąskolistny; łubin żółty; soja zwyczajna.
Szacunkowa wysokość stawki do bobowatych na nasiona to ok. 200 EUR/ha, a budżet interwencji szacowany jest na 324,25 mln EUR.
I to jest duża, pozytywna
zmiana w stosunku do pierwotnych założeń.
Tym niemniej należy zauważyć, że:
planowany w ramach interwencji obszar (ok. 325 tys. ha) zakłada utrzymanie produkcji na poziomie 2020 roku co oznacza, że już na starcie przyjmuje się, że interwencja nie przyczyni się do wzrostu produkcji, a tym samym nie przybliży nas do osiągnięcia celu, jakim jest wzrost zużycia krajowego białka w paszach,
nie pozwala także na zwiększenie pozytywnego efektu dla jakości gleby oraz ograniczenia stosowania nawozów sztucznych (tym samym emisji gazów cieplarnianych), jaki niesie ze sobą uprawa bobowatych,
jednocześnie dla osiągnięcia 30% substytucji śruty sojowej bobikiem w paszach ogółem niezbędna powierzchnia uprawy w przypadku bobiku to około 240 tys. ha.
Przy wyższym wsparciu
cel jest w zasięgu ręki
Oznacza to, że istnieje możliwość wykorzystania interwencji do skokowego zwiększenia udziału białka krajowego w paszach, ale pod warunkiem zmiany jej założeń, tak aby mogła przynieść spodziewane efekty. Powinna zatem zakładać:
1. Koncentrację wsparcia państwa na wybranych roślinach, gwarantujących szybkie uzyskanie celu, jakim jest znaczący wzrost udziału krajowego białka roślinnego w produkcji pasz. Powinno to przede wszystkim dotyczyć bobiku i grochu.
2. Wprowadzenie stawki gwarantowanej dla preferowanych roślin – nie niższej niż 200 EUR/ha (stawka gwarantowana mogłaby dotyczyć rolników, którzy przyjmą zobowiązanie do uprawy na określonym areale w okresie minimum 3 lat. Jednocześnie w związku z ograniczeniami budżetowymi można wprowadzić limit powierzchni objętej wsparciem gwarantowanym np. 200 tys. ha).
3. Warunek otrzymywania wsparcia w postaci potwierdzenia sprzedaży nasion (minimalny poziom 3 tony z hektara, w okresie 12 miesięcy od zbiorów) do producenta pasz lub zużywania ich na cele chowu i hodowli zwierząt we własnym gospodarstwie.
Dodatkowo powinien zostać zmodyfikowany program dopłat do materiału siewnego poprzez ustalenie stałej atrakcyjnej dopłaty do materiału siewnego dla bobiku i grochu. Jednocześnie w udzielaniu jakiegokolwiek wsparcia przez producentów pasz ze środków publicznych (nie tylko w ramach WPR) powinien towarzyszyć warunek zawierania umów kontraktacyjnych z producentami roślin bobowatych.
Dlaczego warto postawić
na bobik i groch
Bobik zawiera około 25–26% białka i ok. 38% skrobi. Groch ma mniej białka (około 19–20%), ale nieco więcej skrobi (około 44%). Skład aminokwasowy jest mniej korzystny niż skład aminokwasowy soi ze względu na niskie poziomy lizyny. Natomiast zaletą jest stosunkowo wysoki poziom argininy, który to poziom niestety nie jest w stanie „nadrobić” braku odpowiedniej zawartości lizyny. Mimo to bobik i groch w odpowiednich cenach dobrze komponują się w paszach dla drobiu wypierając z receptur śrutę sojową oraz surowce skrobiowe (pszenicę i kukurydzę).
Mając do dyspozycji odpowiedni wachlarz aminokwasów syntetycznych (oprócz powszechnie stosowanych lizyny, metioniny i treoniny również syntetyczną walinę, tryptofan oraz izoleucynę) można zastosować znaczniejsze poziomy grochu i bobiku w paszach dla drobiu bez wpływu na wyniki produkcyjne na fermach. Dane literaturowe mówią o udziałach rzędu nawet 15–20%. Pozwala to osiągnąć pewien stopień redukcji śruty sojowej (o około 30% mniej śruty sojowej w przypadku zastosowania bobiku i o około 15% w przypadku wysokich udziałów grochu).
Bobik i groch zawierają skrobię, która ulega powolnemu trawieniu w przewodzie pokarmowym ptaków, co wywiera korzystny wpływ na wyniki produkcyjne (prawdopodobnie poprzez bardziej równomierne uwalnianie składników odżywczych oraz wpływ na mikroflorę przewodu pokarmowego). Należy jednak nadmienić, że bobik i groch charakteryzują się obecnością składników antyodżywczych, które limitują ich zastosowanie w paszach dla kurcząt. Są to taniny, inhibitory proteaz oraz polisacharydy nieskrobiowe i lektyny.
Bobik i groch to bobowate, z którymi można wiązać największe nadzieje przy próbach redukcji użycia śruty sojowej w paszach dla drobiu.
Obecne odmiany bobiku są niskotaninowe, wiele odmian grochu ma niski poziom substancji antyodżywczych, a szereg odmian łubinu też jest słodkich. Jest w tym zakresie sporo do zrobienia i poza ważnym celem hodowli roślin (którym jest oczywiście podnoszenie potencjału plonowania), hodowcy pracują nad udoskonaleniem cech jakościowych nasion bobowatych. Wiele środków na badania w zakresie hodowli odmian przeznaczono w Programach Wieloletnich i są pewne osiągnięcia pozwalające patrzeć z optymizmem. Wypracowano metody przyspieszające hodowlę bobowatych. W grochu np. zidentyfikowano geny odpowiedzialne za poziom olisacharydów: rafinozy, stachiozy i werbaskozy (RFO) a hodowcom już udało się wyodrębnić ciekawe nowe kreacje grochu o tzw. fasolowym składzie jakościowym, to jest z odwróconym stosunkiem stachiozy do werbaskozy w porównaniu do typowego stosunku dla grochu. Dla bobiku opracowano metodę hodowli linii syntetycznych. Co najciekawsze – oceniono możliwość krzyżowania międzygatunkowego rodzimych bobowatych. To pasjonujące, trudne w hodowli, ale możliwe i realne. Trwają prace krzyżowania międzygatunkowego łubinu białego z łubinem wąskolistnym oraz grochu z lędźwianem. Efekty nie przyjdą pewnie szybko, ale że są możliwe, pokazuje np. pszenżyto, które jest przecież gatunkiem stworzonym przez hodowców.
Zamiast Celu Wskaźnikowego integracja rolników z przemysłem paszowym
Mówiąc o krajowym białku z nasion roślin bobowatych trzeba myśleć w kategoriach ekonomii przede wszystkim rynku drobiu i możliwościach utrzymania obecnej konkurencyjnej pozycji na rynkach unijnym i światowym. Są na to realne szanse przy odpowiedniej podaży nasion roślin bobowatych. Teoretycznie do zaspokojenia tych potrzeb nasionami bobiku i grochu wystarczy areał uprawy ok. 240 tys. ha. Przy plonie 3 t/ha daje to ponad 700 tys. t nasion. Rynek paszowy jest tym bardzo zainteresowany, a naukowcy ciągle badają receptury paszowe i maksymalny udział rodzimych komponentów białkowych w paszach. Sęk w tym, że wiedza z badań rozmija się z rzeczywistością w produkcji przemysłowej.
Jak podkreślała prawie rok temu Monika Piątkowska, prezes Izby Zbożowo-Paszowej, na webinarium podsumowującym program wieloletni realizowany w okresie 2016–2020, dane w normach żywienia drobiu i świń z 2015 r. w zakresie składu chemicznego nasion bobowatych są nieaktualne, a często na ich podstawie pokazuje się możliwości zastąpienia nimi śruty sojowej. Są nieaktualne, bo wpływ na skład chemiczny mają warunki uprawy, a klimat się zmienił. Obecnie uprawia się ponadto wiele odmian nowszych, których w trakcie badań tych norm żywieniowych nie było na rynku. Ponadto na skład chemiczny bobowatych wpływa technologia uprawy (coraz więcej gospodarstw upraszcza ją i wprowadza np. uprawę pasową), a także zmiany w podejściu do nawożenia i wprowadzanie dokarmiania dolistnego kluczowymi dla bobowatych mikroelementami. To powoduje potrzebę szybkiej aktualizacji składu jakościowego nasion bobowatych.
Programu odbudowy rodzimych źródeł białka nie można zaprzepaścić. Szkoda, że przez 10 lat jego realizacji brakowało w nim najważniejszego przedstawiciela ogniwa tego rynku – przemysłu paszowego. Do debaty w czasie wspomnianego webinarum podsumowującego ostatni 5-letni etap tego programu zaproszono przedstawicieli przemysłu paszowego. Izba Zbożowo-Paszowa oraz przedstawiciele wytwórni pasz zadeklarowali, że są zainteresowani nasionami bobowatych i są w stanie skupić wszystkie nasiona bobowatych. Warunek – musi być podaż o odpowiednim tonażu. Zdaniem części ekspertów, stawianie Narodowego Celu Wskaźnikowego określającego ile rocznie krajowych surowców białkowych wytwórnie pasz winny wykorzystać do produkcji nie da nic. O ile w paszach dla bydła i starszych grup żywieniowych trzody duże możliwości ma wykorzystanie poekstrakcyjnej śruty rzepakowej, to w przypadku pasz dla drobiu (a to ok. 70% pasz wytwarzanych w Polsce) najważniejsze są nasiona bobiku i grochu.
Konsekwencją wprowadzenia Celu Wskaźnikowego może być spadek konkurencyjności mięsa polskiej produkcji (przede wszystkim drobiu) na rynkach światowych. A utrzymanie pozycji lidera w produkcji drobiarskiej i odbudowa pozycji na rynku trzody chlewnej powinno być nadrzędnym celem polityki państwa. I na pewno zapewnienie odpowiedniego udziału rodzimego białka w paszach może wspierać realizację tego nadrzędnego celu. Musi to być jednak oparte na realistycznych założeniach, odpowiednio przygotowanym programie wsparcia i udziale w tym programie nauki, administracji, rolników i przemysłu. Decyzja o zwiększeniu planowanego wsparcia dla roślin bobowatych ze 161 EUR/ha do 200 EUR/ha oraz zwiększenie środków na ten cel o ok. 80 mln EUR to sygnał, że premier Henryk Kowalczyk dobrze diagnozuje potrzeby w tym zakresie. Jeżeli towarzyszyć temu będzie dialog i wsłuchiwanie się w głosy tych, którzy na co dzień realizują misję zapewnienia silnej pozycji polskiego rolnictwa – rolników i przetwórców – to jest szansa, że polskie białko będzie realnie i na wysokim poziomie wykorzystywane w żywieniu zwierząt.
O polskim rolnictwie i potrzebie zbudowania nowej strategii rozwoju uprawy roślin bobowatych oraz powiązania przygotowywanego krajowego Planu Strategicznego z polityką Europejskiego Zielonego Ładu trzeba myśleć długoterminowo. O tym rozmawialiśmy niedawno w redakcji „Tygodnika Poradnika Rolniczego” z posłem Markiem Zagórskim, byłym sekretarzem stanu w ministerstwie rolnictwa, byłym ministrem cyfryzacji oraz doradcą Fundacji Europejski Fundusz Rozwoju Wsi Polskiej. Artykuł jest podsumowaniem naszego spotkania, przy czym bobowate, których uprawę trzeba wspierać, to nie tylko nasiona, polskie białko i bezpieczeństwo żywnościowe. To zdaniem Marka Zagórskiego, jedna z alternatyw, która może wpłynąć na znaczące ograniczenie kosztów, jakie rolnicy ponoszą na nawożenie.
O zastosowaniu roślin białkowych w paszach piszemy też na str. 44–45.