Jednym z wielu problemów, z jakimi borykają się nie tylko dolnośląscy rolnicy jest brak następców. Jak ten temat wygląda w pana gospodarstwie?
– Zaliczam się do szczęśliwego grona tych rolników, którzy mają następcę i wspólnie prowadzimy 200-hektarowe gospodarstwo. Smutne jest to, że jesteśmy jedynymi rolnikami w gminie, którzy uprawiają buraki cukrowe. Jestem tradycjonalistą i uprawiam wiele roślin m.in. wspomniane buraki, rzepak, zboża, kukurydzę, groch. Zajmuje się również chowem
bydła.
r e k l a m a
Czy coś panu przeszkadza w pracy?
– Może nazwę to inaczej, od kilku lat drażni mnie np. sztywne ograniczanie terminami możliwości stosowania nawozów. Dlaczego nie możemy ich stosować wcześniej, szczególnie, że od kilku lat obserwujemy wiosenne susze. Uważam, że terminy powinny być dostosowane do warunków klimatycznych czy lokalizacji gospodarstw. Jako „stary” rolnik nie podchodzę sztywno np. do terminu siewu buraków cukrowych. Nie sieję ich 25 marca lub 10 czy 20 kwietnia, sieję je w terminie kwitnienia tarniny. Podobnie powinno być z nawozami chociaż oczywiście rozumiem, że urzędnicy stracą swoją moc, ale nie można prowadzić gospodarstwa siedząc za biurkiem w jakimś gmachu. Kolejnym tematem, który mnie drażni tym razem jako plantatora buraka cukrowego jest fakt, że za odstawione na początku października buraki pełne rozliczenie otrzymam dopiero w czerwcu przyszłego roku. Spyta pan dlaczego? Bo nie wiem czy na ich uprawie zarobię choć trochę czy będę zmuszony dołożyć. Z drugiej strony, koncerny w ten sposób gwarantują sobie dostawy na kolejny rok, gdyż rolnik już w tym okresie ma zasiane buraki. Kolejnym minusem są poważne ograniczenia w stosowaniu środków ochrony roślin w uprawach buraka cukrowego.
Czy możemy mówić o opłacalności produkcji rolnej?
– Z jednej strony rolnicy, którzy odstawili do skupu wyprodukowane ziarno, opasy, tuczniki i inne płody rolne oczekują zapłaty od odbiorców. Z drugiej jednak, stoją firmy, które oczekują od rolników zapłaty za dostarczone do ich gospodarstw paliwo, nawozy, środki ochrony itd. O tym czy dana produkcja okaże się opłacalna decydują środki, które pozostaną w gospodarstwie. Zazwyczaj jest ich niewiele, a zatem i opłacalność produkcji jest niewielka.
r e k l a m a
Co jest największą bolączką dolnośląskich i polskich rolników?
– W tym temacie jest z pewnością bardzo wiele różnych poglądów. Z mojego punktu widzenia jest kilka rzeczy, na które rolnicy nie mają już najmniejszego wpływu. Na pierwszym miejscu wymieniłbym przetwórstwo, mieszkam w powiecie, w którym nie ma żadnej ubojni zwierząt czy mleczarni. Jeszcze funkcjonuje przetwórnia owocowo-warzywna. Do najbliższej cukrowni mamy 100 km, a krochmalni 80 km. W ostatnich 2–3 latach na terenie powiatu powstały 2 nowe punkty skupu zboża. To dla rolników niemających możliwości przechowywania zboża duża rzecz.
Dlaczego młodzi ludzie nie chcą przejmować gospodarstw?
– Moim zdaniem podstawowym problemem jest to, że w gospodarstwie nie pracuje się 40 godzin tygodniowo i to raczej się nie zmieni. Problem ten dotyczy wszystkich kierunków produkcji rolnej, a w szczególności w przypadku hodowli bydła mlecznego. Dobrze by było, żeby rolnictwem zajmowali się ludzie, którzy zdają sobie z tego sprawę. Bez względu na obietnice składane np. przez rząd liczba będzie maleć.