zachodniopomorskie
Z wykształcenia jest technikiem technologii drewna o specjalności wyroby z drewna i technikiem ekonomistą, ale od kilku lat pracuje jako pomoc nauczyciela w przedszkolu.
Przez pierwszych kilka lat po studiach pracowała w tartaku. Nabawiła się tam kontuzji kręgosłupa.
– Nie jest to praca lekka, nie jest to raczej praca dla kobiet. Jednak mnie zawsze interesowała mechanika. Mój tato był mechanikiem. Uwielbiałam siedzieć z nim w garażu i naprawiać. Mieliśmy kawałek pola, rodzice je obrabiali. Byłam prawie najmłodsza w rodzinie, więc wiadomo, że nie wykonywałam ciężkich prac. Ale podjeżdżałam traktorem, kiedy zbieraliśmy siano – opowiada Izabela.
Lalki? Jak nowe
Pytam, ile miała lat. Mówi, że jakieś sześć, siedem. Mówię, że chyba rozmawiamy o nielegalnym procederze. Iza przyznaje, że te niemal czterdzieści lat temu bywało, że w kabinie siedziała sama.
– To był ciągniczek. Tata włączał bieg polowy. Ciągniczek powoli sobie jechał, ja trochę kierowałam, żeby nie najeżdżać na zrolowane siano. Bywało, że obok na siedzeniu siedział mój dwa lata młodszy brat. Jechałam zwykle tylko po prostej, kiedy trzeba było zakręcić, tata wskakiwał i na chwilę przejmował kontrolę. Wiedziałam, że żeby zatrzymać maszynę, muszę się ześlizgnąć z siedzenia i przycisnąć pedał na dole. Ale dziecko chyba nie byłoby w stanie tego zrobić. Przyznam się, że na dwa lata przed zrobieniem prawa jazdy podjeżdżałam samochodem do sąsiednich gospodarstw. Dziś byśmy w żadnym wypadku nie pozwolili na to dzieciom. Ale kiedyś tak było – mówi Iza.
W latach osiemdziesiątych nie było w Polsce za wiele zagranicznych samochodów. Jednak Iza pamięta, że ojciec miał starego pięknego czerwonego vauxhalla [czyt. woksola] victor super z 1961 roku. To nic innego jak opel. Na całym świecie marka znana jest pod taką nazwą, ale Brytyjczycy postanowili być wyjątkowi i u nich opel zwie się vauxhallem. Iza jako dziecko mówiła, że to będzie kiedyś jej auto. Niestety nie doczekało jej dorosłego wieku.
– Pamiętam, że marzyłam, by pójść do szkoły zawodowej i uczyć się na mechanika samochodowego. Moje lalki? Miałam – do dziś są jak nowe. Nie byłam chyba jakimś wyjątkiem. Pracuję w przedszkolu i obserwuję dzieci. Naprawdę jest tak, że dziewczynki bardzo chętnie bawią się też samochodami. Budują z chłopcami z klocków. A chłopcy też często potrafią rzucić na chwilę samochody, idą do kącika lalek i bawią się nimi. Zawsze tak było i nie ma w tym nic, co powinno martwić rodziców. Mamy zabytkową autolawetę – mercedes 508D. To pięciotonowa ciężarówka. Kiedy ją kupiliśmy, mój mąż powiedział: „No, jestem ciekawy. Taka jesteś mądra, taka »ojejej« na tych konkursach. A ciekawy jestem, czy postawisz równolegle do płotu u sąsiada tę lawetę”. Powiedziałam: „Zobaczysz!”, wycofałam i od razu się udało, chociaż pierwszy raz takim samochodem jechałam i pierwszy raz taki manewr – mówi z dumą Iza.
A wszystko przez dzika
Ruszyła do zawodówki. Jednak zanim zostało się przyjętym do szkoły, uczeń musiał zorganizować sobie gdzieś praktyki. Iza chodziła, chodziła i nic. A chłopakom udawało się od razu. Dziś wie, że już po kilku zdaniach tłumaczono się najdziwniejszymi powodami, a potem odmawiano, dlatego że była dziewczyną. Niektórzy, kiedy słyszeli, że chce zostać mechanikiem, pukali się w głowę. Przetrwała. Poszła do technikum, a potem na studia. W 2002 roku wyszła za mąż. Po dwóch latach urodził się im syn. Iza pracowała wtedy w tartaku w Sławsku, ale miała tam umowę na czas określony, więc z dniem porodu została bez pracy. Postanowiła, że najbliższe dziesięć lat poświęci wychowaniu syna i posiedzi w domu.
– Nie żałuję ani jednego dnia. Syn był chorowity, więc się przydało. Mąż zarabiał, ja uprawiałam ogród, dbałam o obejście. I ta dekada w domu to właściwie pączkowanie traktorowej pasji – wspomina Iza.
Wszystko zaczęło się od tego, że dziadek męża Izy miał kiedyś dzika 21-4 K, czyli dzika 21, którego przerabiano w POM-ach, czyli państwowych ośrodkach maszynowych. Żeby zrozumieć wszystko, o czym mówi Iza, włączam Internet i szukam starych ciągniczków.
– Widzi pani? Tu jest taki półokrąg pod maską. I te dwa koła tylne do tego półokręgu to jest dzik 21. I do tego dołożono ten cały przód i powstał dzik 21-4K. Można też na YouTube obejrzeć krótki film z orką takim dzikiem. To mój mąż na naszym poletku – wyjaśnia Iza.
Jakie one wypieszczone!
Dziadek męża tym dzikiem potrafił jeździć z kapustą na przyczepce nawet dwadzieścia pięć kilometrów na rynek w Słupsku. Iza opowiada, że później miał jeszcze RS09 z przystawką, czyli nośnikiem narzędzi. Tłumaczy, że konstrukcja była ta sama co w dziku, ale mają dokładane siedzenie i inaczej usytuowane lewarki biegów. A siedzisko na kołach to tzw. lisek. RS09 były ośmio- i dwunastokonne.
– Mąż kupił dwadzieścia lat temu dzika. Dwa lata go remontował, wchodził na fora, szukając porad. Trafił na forum „Retro traktor”. Z forum dostaliśmy zaproszenie na festiwal starych ciągników w Wilkowicach i pojechaliśmy turystycznie. Był 2006 rok, syn miał dwa lata. Wzięliśmy go i spaliśmy w samochodzie, bo nie wiedzieliśmy, że tam większość rozbija namioty. Zostaliśmy na te dwa dni, a małemu mówiliśmy, że śpimy, bo zepsuł się nam samochód. Byliśmy zafascynowani, że te traktory są takie śliczne, tak dopieszczone. Złapaliśmy ciekawe znajomości i pojechaliśmy w kolejnym roku. W 2008 roku zapisaliśmy się do klubu starych traktorów. I wtedy pojechaliśmy na festiwal już przerobionym dziadkowym dzikiem – opowiada Iza, która przed domem ma kwietnik ociekający wszystkimi kolorami i polską flagę zatkniętą na froncie. Przed domem – dekorację w postaci ciągnika, która zdradza „męskie” pasje gospodyni. Ciągnik pomalowała na reprezentacyjny, królewski kolor – kobalt.
Ursusy i columbusy
Kiedy w 2008 roku pojechali na festiwal już bardziej jako uczestnicy, Iza nie miała pojęcia, że za chwilę ciągnicza rodzina zacznie się powiększać. Dzika wystawili, zebrali pochwały. Wrócili i zaczęli buszowanie po ogłoszeniach. Gdzieś w Polsce znaleźli zetora 25A. Miał być w świetnym stanie, ale po przywiezieniu do domu okazało się, że ma blok do szlifu. A takie rzeczy to tylko w Pruszczu Gdańskim.
– Zrobiliśmy generalny remont – i wizualny, i mechaniczny. Do wymiany były panewki. Mąż remontował go przez dwa lata. Zetor 25A to bardzo ładny traktor, najczęściej jeżdżę właśnie nim. To ten kobaltowy przed domem. Kultowy ciągnik? Pewnie chodzi o ursusa C-4011. Też go mamy. Nie mamy za to ursusa C-45. To ursus na licencji Lanz Buldoga. Produkowali go Niemcy, ale kiedy przegrali wojnę, oddali Polakom licencję i ciągnik był produkowany w Polsce. To marzenie męża, stara piękna żeliwna maszyna – znów zaskakuje wiedzą staniewicka gospodyni.
W 2013 roku dokupili claasa columbusa w kolorze metalic z 1958 roku. To pierwsze kombajny produkowane przez tę markę. Sprzęt, który sortuje do worków trzy rodzaje zboża i ma silniki garbusa. Iza mówi, że ma ciekawą bryłę i wygląda jak połączenie czołgu z kombajnem. A metaliczny kolor szybko zamieniono na zieleń, bo za mocno odbijał światło i męczył wzrok.
– Daliśmy za niego 2300 zł. Kombajn był warty więcej na złomie, ale kobieta, która trzymała go w stodole, powiedziała, że kombajn jest po zmarłym mężu, już osiem lat stoi w stodole i ona go odda tylko komuś, kto będzie nim pracował i o niego zadba. Nagrywaliśmy jej potem filmiki, żeby pokazać, że kombajn dostał drugie życie – wspomina Iza.
Z notesika wynika...
Przez lata jeździli na festiwal swoim starym audi, którym ciągnęli przyczepkę, na której mieścił się dzik. Przyczepa na festiwalu pełniła funkcję wozu paradnego – Miszczakowie wkładali na nią materace i jeździli na niej w paradzie ulicami Wilkowic, bo na dziku mieściła się tylko jedna osoba. W 2015 roku kupili auto lawetę – mercedes 508D jest na żółtych blachach, czyli jest zarejestrowany jako zabytkowy. W 2016 pojechali na zlot z zetorem na lawecie. I zaczęli nim zdobywać trofea.
Mąż zajął III miejsce w wyścigach traktorzystów. Po miejsca na podium sięgnęła też Iza. Została pierwszą wśród traktorzystek. Na zetorze wersji transportowej, który osiąga zawrotną prędkość 30 km/h. Startowało wtedy tylko pięć kobiet. Nagrodą było pięć litrów oleju silnikowego i statuetka. Nagrody symboliczne, ale radość i satysfakcja ogromne.
Iza ma specjalny notes, w którym od kilku lat zapisuje wszystkie ciągnikowe zakupy i zdobyte wyróżnienia. Wyczytuje z niego, że w 2016 Piotr pojechał na zetorze na zlot do Niemiec. I że kupili ursusa 4011 z 1969 roku. W 2017 pojechali na zjazd w Łazach. Jeździli tam zetorem po plaży. W tym samym roku kupili też traktor „po przejściach” – deutsch D30S. Przechodził z rąk do rąk i nikt nie potrafił go uruchomić. A okazało się, że wystarczyło rozciągnąć sprężynkę w pompie. W 2018 roku Iza jako jedyna kobieta przyjechała do Łaz nie na lawecie, ale traktorem. W branży mówi się „po kołach”. A w Wilkowicach zdobyła III miejsce w wyścigu traktorzystek. Wtedy konkurowała już z benzynowymi fergussonami. Z takimi jej diesel ma małe szanse.
– Kto mnie wyprzedził? Jedna starsza ode mnie, jedna młodsza. A na zawody traktorzystek przyjeżdżają babki po sześćdziesiątce! Przecież kobiety kiedyś bardzo często jeździły ciągnikami. W szkołach rolniczych robiły prawo jazdy na traktory – mówi Iza i dodaje, że w tym samym roku kupili jeszcze ursusa C-325 z 1961 roku.
Bez Wilkowic jak bez ręki
W 2019 roku Piotr dostał w Wilkowicach nagrodę Kolekcjonera Roku. Iza znów była nie mniej zwycięska. Została trzecią traktorzystką festiwalu i odebrała nagrodę ufundowaną przez „Tygodnik Poradnik Rolniczy”. 2020 rok okazał się prawdziwie sądny. Kolekcjonerów ciągników bardziej niż pandemia w smutku pogrążył brak festiwalu.
– Tułaliśmy się po całej Polsce. A to do znajomych, a to, żeby się gdzieś przejechać. Zostaliśmy jak dziecko bez matki. Te Wilkowice to najbliższe sercu. Dlatego podwójną osłodą był zjazd w tym roku. Zdobyłam pierwsze miejsce w wyścigach i zostałam Traktorzystką Roku 2021. Nie wiem, chyba dzięki mojej aparycji, bo ja z każdym pogadam, każdego zaczepię, pokazuję ten ciągnik, opowiadam. Po prostu kocham ludzi. I jeszcze wystąpiłam w peruce z czarnymi lokami i w stroju w stylu meksykańskim. Ale ze zlotu można wrócić też z innymi trofeami. Któregoś roku wróciliśmy z kotem. Znajomym wskoczył do busa i przyjechał z nimi do Wilkowic. A potem wprowadził się do naszej lawety. Dzięki zlotowi powiększamy nie tylko kolekcję pojazdów, ale i nasz zwierzyniec – kończy Iza.
Już pucuje z mężem ursusa C-325. Pojadą z nim na zlot w 2022 roku.
Karolina Kasperek