Dzwonek Pierwszy miesiąc prenumeraty za 50% ceny Sprawdź

r e k l a m a

Partner serwisu

Od wełniaka do Sorrento

Data publikacji 07.02.2021r.

Lubochnia nieduża, a sprawy w niej dzieją się wielkie. "Folk Fashion Show" to nie paryskie wydarzenie, lecz pokaz mody ludowej, który odbył się niedawno w ramach projektu w tej podtomaszowskiej wsi. A za folkowym zamieszaniem stoi Step by Step – stowarzyszenie z Tarnowskiej Woli. "Folk Fashion Show, czyli wielka draka wokół wełniaka" to ich najświeższy, pandemiczny projekt. Ale mają na swoim koncie znacznie więcej kulturalnych "drak".

łódzkie
Nie byłoby draki wokół wełniaka, gdyby do Tarnowskiej Woli nie zjechała lata temu Joanna Seliga. Urodzona w mieście, każdą wolną chwilę spędzała u dziadków w podłódzkim Agnopolu. Kiedy miała kilkanaście lat, rodzice przeprowadzili się z Łodzi na wieś. Joanna skończyła liceum w Brzezinach i wróciła do Łodzi na studia. Skończyła inżynierię środowiska ze specjalizacją BHP w Radomiu. Nigdy nie rozpoczęła pracy w zawodzie.
– Od zawsze mam duszę społeczniczki. Kiedy dzieci były małe i mieszkaliśmy już z mężem w Tarnowskiej Woli, organizowałam Dnie Babci, opłatki dla mieszkańców – opowiada Joanna.
Jej przygoda z aktywnością społeczną na większą, choć wciąż nieformalną, skalę zaczęła się siedem lat temu przy okazji pracowni Orange.
– W 2012 roku Fundacja Orange ogłosiła konkurs na pracownie komputerowe. Zawiązaliśmy nieformalną grupę inicjatywną. Stworzono wtedy w Polsce pięćdziesiąt takich pracowni i jedną z nich przyznano nam, co nas zaskoczyło. Zostałam jej liderem. To było dla nas zbawienie, bo na naszej wsi nie było Internetu "z kabla". Telefony – tylko radiowe. Świetlica, czyli pracownia, była zawsze pełna – wspomina Joanna.
Wokół pracowni zaczęło się sporo dziać. Dzieci i dorośli przychodzili nie tylko "na komputer". Fundacja Orange wspierała grantami wiele niecyfrowych inicjatyw, więc w pracowni organizowali warsztaty, szkolenia, raz urządzili huczną pierzawkę, na którą zjechali goście aż z Warszawy. Z czasem każdy we wsi dorobił się prywatnego komputera i pracownia straciła na znaczeniu.

r e k l a m a

Jest Wola, jest Wollywood

W międzyczasie wokół Joanny skupiło się kilka osób, które rozochociły się w pisaniu projektów.
– Zaczęliśmy od programu "Równać szanse". Najpierw był projekt "Moja miejscowość wczoraj i dziś". Powstał album fotograficzny ze zdjęciami naszych rodziców i dziadków oraz współczesnymi fotografiami. Młodzież chodziła po wsi, pożyczała zdjęcia i skanowała je. Z instruktorką uczyła się obróbki zdjęć, ale też ich wywoływania i renowacji. Potem młodzi zrealizowali projekt "Zakeszowani", w którym zakładali skrzynki do gier terenowych. A potem postanowili tańczyć i śpiewać. I tak powstał trzeci projekt – "Wollywood" – opowiada Joanna.
Projekt zakładał powstanie grupy tanecznej i wystawienie musicalu. Takiego w stylu Hollywood. A że to w Tarnowskiej Woli, to właśnie Wollywood.
– Powstał spektakl słowno-muzyczny w formie gali oscarowej. Musical wystawiliśmy w Miejskim Domu Kultury w Tomaszowie Mazowieckim. A po spektaklu młodzi powiedzieli: "Nie, nie kończymy. Robimy z tym coś więcej". I tak powstały formacja i stowarzyszenie "Step by Step", czyli krok po kroku – mówi Joanna.

Światowa wioska

Zaczęli występować na piknikach, dawać koncerty w salach widowiskowych. Aż zauważyło ich stowarzyszenie skupiające Polaków mieszkających pod Paryżem. I w 2018 roku dostali od nich zaproszenie na Dni Europy do podparyskiego Aulany sous Bois (czyt. olani su bua). Pojechali tam z dwoma programami – patriotycznym i rozrywkowym – z okazji 100-lecia odzyskania niepodległości. W ich pokazie ubijania masła wzięli udział nawet francuski ksiądz i policjant. A że apetyt rośnie w miarę jedzenia, a z jedną otwartą furtką otwiera się pięć kolejnych, w marcu 2019 pojechali na Międzynarodowy Festiwal Folkloru w Wiedniu. Zatańczyli tam między innymi poloneza w strojach z okresu Księstwa Warszawskiego. Przydała się wtedy znajomość z lokalną firmą, która szyje suknie wieczorowe. A po Wiedniu przyszedł czas na włoskie Sorrento. Pojechali tam z grupą Mali Lubochnianie. Jeszcze przed pandemią zrealizowali projekt "3P – praca, pasja, pokora", który miał zachęcać mieszkańców gminy do spędzania wolnego czasu w ruchu i tańcu.

r e k l a m a

Wełniaki po babci

W 2020 roku przyszedł wirus i ograniczył próby. Stowarzyszenie, w którym lokomotywą są Joanna, jej koleżanka Ewelina Grzelka i młodszy od nich o pokolenie Jakub Wolak, zdążyło jeszcze zorganizować koncert mikołajkowy. Planowali warsztaty z fire show, czyli tańca z ogniem i światłem – nie udało się. Ale koronawirus nie zdołał zatrzymać projektu z modą. Napisali wniosek do urzędu marszałkowskiego w sierpniu 2020 roku, licząc, że jesienią uda się go zrealizować. Ale z wnioskowanych ponad 30 tys. zł dostali tylko 10 tys. A w planach był nie tylko pokaz mody z wybiegiem we francuskim stylu, ale i sesja zdjęciowa, a także wydanie katalogu strojów. Te robią niesamowite wrażenie. I nie pochodzą wcale z muzeów ani skansenów.
– Wypożyczaliśmy je od mieszkańców, od lokalnych kolekcjonerów. Znajdowane były, dosłownie, w kufrach, stodołach, na strychach. Dwadzieścia lat temu przyszedł do nas nowy proboszcz. Z ambony powiedział: "Słuchajcie, to jest wasze dziedzictwo. Szanujcie to, noście, naprawiajcie". I ludzie zaczęli z szaf wyciągać wełniaki, czyścić je, odświeżać. A jeszcze chwilę wcześniej robili z nich chodniki. Tym samym na pokazie wystąpili ludzie między innymi we własnych strojach – opowiada Joanna.
W gromadzenie strojów i przygotowanie komentarzy zaangażował się etnograf Michał Pająk. Na katalog zabrakło pieniędzy. Ale pokaz odbył się w grudniu z iście COVID-owym rozmachem.
– Musieliśmy zachować wszelkie obostrzenia. Nie mogliśmy ściągać ludzi w jednym momencie. W tym samym dniu, w którym nagrywaliśmy pokaz, w osobnym pomieszczeniu robiliśmy zdjęcia. Najpierw kilka osób wychodziło na wybieg, a potem schodziło do studia fotograficznego. Jedna grupa na 10.00, kolejna na 12.00 i tak co dwie godziny – opowiada prezeska stowarzyszenia i dodaje, że na zdjęciach starali się pokazać całe bogactwo wełniaka. A choćby takie, że jeden drugiemu nierówny, bo każdy ma inne "dno". To kolor, na tle którego pojawiają się różnobarwne pasy. Takich teł jest osiem – w ośmiu różnych kolorach. Poza tym wełniaki pochodzą z różnych okresów, ale też służyły różnym celom. Inaczej nosiła się wdowa, inaczej młoda mężatka, która tydzień po ślubie szła do kościoła z gromnicą na wywód, czyli po błogosławieństwo. Ze zdjęć, na których zapozowało 38 mieszkańców gminy Lubochnia, zrobili wystawę. A przedsięwzięciu towarzyszył jeszcze konkurs "Strój ludowy w mojej rodzinie". Organizatorzy wybrali w nim dwie rodziny, które mogły wziąć udział w pokazie i sesji zdjęciowej. Kiedy wójt gminy zobaczył efekty sesji zdjęciowej, zarządził wydanie kalendarza, żałując że rok ma tylko dwanaście miesięcy.
Koronawirus wciąż trzyma stowarzyszenie w szachu. Ale młodzież z formacji Step by Step już szykuje się do realizacji kolejnego projektu pod hasłem "Lubocheński Kufer Rozmaitości". W jego ramach za chwilę chcą otwierać w Lubochni kawiarenkę.
– Wójt dał nam lokal w stanie surowym. A młodzież ma zrobić tam kawiarenkę od podstaw. Młodzi mają wszystko sami zaprojektować, umeblować. W kawiarence mają uczyć się przedsiębiorczości, mają stworzyć sami plan funkcjonowania lokalu. Będą ekspres do kawy, wyciskarka do owoców, ale w kawiarence będzie też działać centrum informacji turystycznej – zaciera ręce Joanna.
Kawiarenka ma ruszyć w kwietniu. Kiedy już zacznie działać, nie omieszkamy pokazać wam zdjęć z pierwszymi klientami.

Karolina Kasperek

r e k l a m a

r e k l a m a

Zobacz także

r e k l a m a