Dzwonek Pierwszy miesiąc prenumeraty za 50% ceny Sprawdź

r e k l a m a

Partner serwisu

Czy ceny pasz zachwieją rynkiem mleka?

Data publikacji 14.02.2021r.

Rolnictwo jest bez wątpienia jednym z najbardziej złożonych działów gospodarki. Niczym zespół naczyń połączonych – jeden dział produkcji bardzo mocno wpływa na drugi. Jest to też powód dla którego notowania giełdowe produktów rolnych, takich jak soja, pszenica, kawa czy olej palmowy, towarzyszą paliom kopalnym czy wykorzystywanym w przemyśle rudom metali. Nagłe zmiany ich ceny, zarówno na plus jak i minus, potrafią niejednokrotnie zdestabilizować całe sektory gospodarki.
Od kilku tygodni jednym z najbardziej gorących tematów wśród producentów mleka jest wzrost kosztów, zarówno po stronie gospodarstwa rolnego jak i przetwórcy. Zakłady mleczarskie muszą mierzyć się z rosnącymi cenami energii, kosztów pracy, opakowań i transportu. Natomiast od strony dostawców gospodarstw rolnych, najbardziej dotkliwe w ostatnim czasie są bez wątpienia rosnące ceny pasz. Wraz z wydatkami na opiekę weterynaryjna, energię, wodę i paliwo, są one jednym z głównych elementów wpływających na koszt produkcji mleka. Ich rola w tym zestawieniu jest na tyle istotna, że jakiekolwiek zmiany cen bardzo szybko odbijają się na rentowności produkcji mleka.
To właśnie w oparciu o zmiany cen pasz podejmowane były pierwsze próby prognozowania marży jaką można uzyskać podczas produkcji mleka. Pomysł modelowania ceny mleka na podstawie ceny pasz ma już prawie wiekową historię. Pierwszy raport na ten temat stworzyli urzędnicy z amerykańskiego stanu Pensylwania w 1937 roku. W części amerykańskich stanów takie dane gromadzone są do dziś, przez lata te raporty były sukcesywnie poszerzane o kolejne kategorie kosztów powstające w gospodarstwach rolnych. Nie zmienia to jednak faktu, że według niemal każdego raportu koszty żywienia wynosiły od 40 do 60% kosztów produkcji. Dzisiejsze modele prognozowania rentowności produkcji mleka są już o wiele bardziej skomplikowane i obejmują wiele zmiennych, jednakże nadal istotną zmienną jest cena paszy niezbędnej do utrzymania produkcji.
Udział kosztów pasz w produkcji mleka nie zmienił się znacząco od czasów pierwszego raportu amerykańskich urzędników. Nawet w Polsce. W polskich gospodarstwach rolnych waha się on pomiędzy 50-60% nakładów jakie ponosi się podczas produkcji mleka. Można więc śmiało stwierdzić, że determinuje on opłacalność produkcji, stąd też nawet niewielkie wahania cen mogą stawiać rentowność produkcji pod znakiem zapytania. Dla porównania: druga kategoria kosztów, czyli tak zwany remont stada, stanowi w statystycznym gospodarstwie od 15-20% kosztów. Po ostatnich podwyżkach cen wielu producentów mleka już teraz zastanawia się czy osiągnięcie zysków z produkcji będzie w najbliższym czasie wykonalne. Zakłady mleczarskie zwyczajowo wypłacały premie roczne, więc wzrosty cen nie były tak bardzo odczuwalne pod koniec ubiegłego roku. Grudniowa średnia cena skupowanego mleka podana przez Główny Urząd Statystyczny wynosiła aż 152,92 zł/hl. Ostatnie ceny zbliżone do tego poziomu odnotowano w grudniu 2017 roku. Co więcej, cena ta była o 9,4% wyższa od oferowanej przez mleczarnie w grudniu 2019 roku. Niestety, po dobrej końcówce roku gospodarstwom być może przyjdzie się zderzyć z trudną rzeczywistością.
Większość gospodarstw wyspecjalizowanych w produkcji mleka zazwyczaj nie jest w stanie uzyskiwać znaczących dochodów z innych rodzajów produkcji. Sprzedaż inwentarza żywego nie pozwala zrównoważyć przychodów i kosztów. W związku z coraz większymi problemami z powiększeniem areału, jedynym rozwiązaniem staje się intensyfikacja produkcji. Każdy nowopowstały w gospodarstwie koszt wymaga nakładów pracy nad zwiększeniem wydajności lub powiększeniem stada.
W Polsce, jak i w innych państwach unijnych zamieszanie na rynku pasz może być boleśnie odczuwalne. W jednym z ostatnich numerów pisaliśmy, że przychody podczas produkcji litra mleka w Polsce w ostatnich latach zrównały się z występującymi w innych państwach Unii Europejskiej. Analogiczne zjawiska mają miejsce po stronie kosztowej. Kiedy wchodziliśmy w struktury Unii Europejskiej polskie mleczarnie mogły konkurować, ponieważ skupowany przez nie surowiec był relatywnie tani. Niemiecki ośrodek badawczy IFCN w swoich raportach porównywał koszt polskiej produkcji w okresie okołoakcesyjnym do nowozelandzkiego. Co ciekawe, cena wypłacana w tym kraju była i jest nadal znacznie niższa niż te wypłacane w Europie. Dla przykładu średnia grudniowa cena mleka surowego w Nowej Zelandii wynosiła w grudniu 2020 roku – 1,36 zł. To blisko 20 groszy mniej niż ta wypłacona w Polsce. Niemniej koszt produkcji jest tam – w porównaniu do Europy – aż o 20% niższy. Bez wątpienia wpływ na ten stan ma niski koszt żywienia – nowozelandzkie krowy jedzą najtańszą paszę – są wypasane na łąkach. Z drugiej strony mamy Chiny, gdzie koszt produkcji mleka jest o 50% wyższy niż w krajach Unii Europejskiej. Również tutaj kluczowy wpływ mają koszty związane z wyżywieniem stada. W przeciwieństwie do Nowej Zelandii czy Argentyny, większość paszy używanej w chińskich farmach mlecznych pochodzi z importu. Nie jest ona jednak najdroższa – produkcja mleka jest jeszcze bardziej kosztochłonna od chińskiej, w Kanadzie, Meksyku, krajach skandynawskich, Francji i Austrii. Z kolei najniższe koszty, poza wymienioną Nową Zelandią, ponoszone są w Indiach, Australii, na Ukranie i Białorusi. Stan kiedy polskie firmy mogły wykorzystywać niskie koszty funkcjonowania jest już bezpowrotną przeszłością. Dziś bliżej nam do wymienionej Francji, czy Niemiec, czyli rywalizacji poprzez efektywność funkcjonowania.
Europejskie mleczarstwo bez wątpienia czekać będą problemy ze spięciem przychodów i kosztów. Już nie tylko zjawiska naturalne, takie jak m.in. susza, powodują zmiany w podaży mleka na rynku. W grę wchodzi również konkurencja międzynarodowa o dostęp do tańszej paszy. Ponadto znaczący wpływ na cenę surowca będą miały zmiany jakie planowane są w najbliższym czasie w Unii Europejskiej. Kolejne unijne państwa stawiają na zwiększenie wykorzystania pasz wyprodukowanych na wspólnotowym rynku. Ponadto założenia tak zwanego Zielonego Ładu, który ma na celu w znacznym stopniu ukierunkować produkcję żywności na ekologiczną lub wręcz organiczną, co znacząco obniża wydajność produkcji. Na dzień dzisiejszy trudno jest sobie wyobrazić – a tym bardziej oszacować, jak bardzo wzrosną w wyniku tego ceny żywności. Według wszelkich prognoz będą one odczuwalne. Uwidacznia się tu również pewna rozbieżność w działaniach: zubożone w wyniku pandemii COVID-19 społeczeństwa wydają się oczekiwać czegoś diametralnie innego. Jest to relatywnie tania i bezpieczna żywność, która nie koniecznie musi pochodzić z ekologicznej produkcji.

Artur Puławski

r e k l a m a

r e k l a m a

r e k l a m a