Dzwonek Pierwszy miesiąc prenumeraty za 50% ceny Sprawdź

r e k l a m a

Partner serwisu

Sprawa kryminalna odc. 66

Data publikacji 14.02.2021r.

Sześćdziesiąty szósty odcinek powieści sensacyjnej Józefa Ignacego Kraszewskiego "Sprawa kryminalna".


r e k l a m a




Siostra rzuciła mu się na szyję.


r e k l a m a

– Nie omyliły mnie uszy? Bracie...


– Co? Co? Ja nic nie mówiłem! Ja się dziwuję tylko i śmieję, że wy, tak odważne, przyprowadzone do rozpaczy, środków sobie znaleźć nie umiecie... Trzy baby i bernardyn... dalipan – wstyd i hańba!


Zobacz także

Benigna chciała jeszcze go o coś spytać – prezes rękami strzepnął...


– Ja nic nie wiem, ja o niczem wiedzieć nie mogę i nie chcę, ale gdybyście mnie oszukały, zwiodły... i coś okropnego zmalowały... wiesz, asińdźka... – szepnął cichuteńko – może bym się już i nie gniewał... tylko dla oka...


Benigna uściskała go jeszcze raz i jak strzała biegła ku drzwiom. Prezes ją powstrzymał w pędzie.


– Stój! Na Boga żywego! – zawołał. – Proszę pamiętać, że asińdźka bierzesz wszystko na swój własny koncept, odpowiedzialność, rozum, zręczność... a ja... o bożym świecie nie wiem... Nie wiem! Ja nie wiem!


I rzucił się na sofę, osłaniając twarz rękami.


Pędem wybiegłszy z pokoju brata, nie ochłonęła ciotka Benigna, aż gdy się znalazła w swojem mieszkaniu.


Ta nagła zmiana w usposobieniach ojca, sprowadzona właśnie tym, co położenie pogorszyć miało, ten zwrot, jaki tylko Opatrzność czasem, na przekór rachubom ludzkim, umie nadawać rzeczom, wprawił ja w rodzaj egzaltacyi, z którą musiała wprzódy przyjść do równowagi, aby tajemnicy braterskiej nie zdradzić.


Wypiła karafkę wody, wybiegała się po pokoju... oblała kolońskim spirytusem... powąchała soli trzeźwiących i, nierychło uspokojona, poszła wolnym krokiem do pokoju Leokadyi. Znalazła ją, jak zwykle siedzącą przy robocie u tego okna, z którego daleko, daleko widać było część białej ściany i dach orygowieckiego dworu.


– Wiesz, moja droga, że wy z panem Danielem przypominacie mi – rzekła na pół żartobliwie, na pół poważnie – Heloizę i Abelarda*. Patrzycie na siebie z daleka całe lata... i starzejecie się w tej tęsknocie...


– Moja ciociu, a kiedy inaczej być nie może, słodko choć spojrzeć w tę stronę...


– Nie macie odwagi i determinacyi! – odezwała się pani Pstrokońska. – A ja ci powiadam, że gdybyście się raz pobrali... bez wiedzy ojca... ja wam ręczę, że dałby się przebłagać.


– Nigdy! Nigdy! – zawołała Leokadya.


– A jeżeli ja mówię, że za to ręczę? – spytała ciotka. – Długo myślałam nad tym, wielem razy z nim mówiła i widzisz, że oto po raz pierwszy ci ogłaszam, że ja to zrobię, iż wam przebaczy...


Cała zarumieniona porwała się Leokadya od krosienek.


– Słowa cioci mimowolnie poruszyły mnie – rzekła. – Lecz pewną jestem, iż dobre serce wasze myli was. Ja tyle lat żyję z ojcem, znam go tak dobrze, tyle razy z jego ust słyszałam wyrok... A! Ciociu droga, to rzecz niemożliwa... a odepchnięciem od ojca, jego przekleństwem ani on, ani ja nie chcemy szczęścia kupować...


– Moja Leokadyo – spokojnie ręce na piersiach zakładając, poczęła ciotka – czy mnie masz za tak płochą, że, nie będąc pewną tego, co mówię, śmiałabym ci zaręczać?


– Chybaby – odezwała się Leokadya – zaszła w usposobieniach ojca nagła, niczem nie usprawiedliwiona zmiana, ale tej nie tylko nie ma – być ona nie może... Owszem, w ostatnich czasach był niecierpliwszym, podejrzliwszym niż kiedykolwiek. Dowodzi to historya listu tego, której nieszczęśliwym następstwom tylko cudem mógł ojciec Serafin zapobiec! Jakże ciocia może przypuszczać?(cdn.)


SŁOWNIK

[*] Heloiza i Abelard – ofiary nieszczęśliwej miłości. On znakomity filozof i teolog średniowieczny Piotr Abelard, ona to jego 17-letnia uczennica. Kiedy Abelard, okaleczony okrutnie przez najemnych zbirów, przywdział suknię zakon- ną, wierna mu Heloiza wstąpiła również do klasztoru.

r e k l a m a

r e k l a m a

Zobacz także

r e k l a m a