Dzwonek Pierwszy miesiąc prenumeraty za 50% ceny Sprawdź

r e k l a m a

Partner serwisu

Jak Kaszuby z Kociewiem nicią połączyli

Data publikacji 21.02.2021r.

Kilka miesięcy temu byliśmy z wizytą w Słonecznej Galerii w pomorskim Wysinie. Tamtejsza fundacja już miała na koncie kilka ciekawych projektów. Tuż przed naszym wyjazdem jej członkowie oznajmili, że mają w planach projekt wyzwanie: że chcą połączyć haftem dwie grupy etniczne. Właśnie się im to udało. Projekt "Przenikanie kultur" realizują dzięki dotacji ze środków programu "UTW – Seniorzy w akcji" Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności realizowanego przez Towarzystwo Inicjatyw Twórczych "ę".

pomorskie
Mieliśmy do Wysina pojechać raz jeszcze. Ale kiedy zadzwoniliśmy tam tydzień temu, okazało się, że dwie biorące udział w hafciarskim projekcie panie są na kwarantannie. W takich sytuacjach od roku z pomocą przychodzi Internet. Piotr Krzyżanowski, prezes fundacji Słoneczna Galeria, zaprosił wszystkich na spotkanie za pośrednictwem platformy Zoom. Pokój zorganizowany na małym ekranie, wirtualny, ma swoje ograniczenia, ale i zalety. Zmusza do uważnego słuchania siebie nawzajem, bo w tych platformach do spotkań jest tak, że kiedy ktoś choć jednym słowem wtrąci się do czyjejś wypowiedzi, nie słychać pierwszego rozmówcy.

r e k l a m a

Każda ze swoją makatką

Na ekranie pojawili się Piotr i Krystyna, założyciele Galerii, Jola z pobliskiej wsi Głodowo i Maryla, która mieszka w niedalekim Liniewie.
– Znaliśmy się z Krysią i Piotrem, zanim powstała Słoneczna Galeria. Na każde zaproszenie jeździliśmy do Wysina, spotykaliśmy się na wystawach, wernisażach, przy okazji projektów. Im w Wysinie wszystko się zawsze udaje – opowiada Jola.
Z zawodu jest chemiczką. Lata temu brała nawet udział w przygotowaniach do budowy elektrowni atomowej w Żarnowcu, która nigdy nie powstała. Teraz wraz ze swoimi koleżankami z kilku wsi za sprawą projektu powróciła do haftowania. Już nie rozszczepia atomów, za to igłą i nitką buduje silne jak wiązania atomowe więzi międzyludzkie.
Z tym haftem było tak: dwa lata temu Krystyna i Piotr zorganizowali w Wysinie pierwsze od dziesięcioleci obchody rocznicy wywiezienia Kaszubów z istniejącego na terenie wsi obozu przejściowego w czasie drugiej wojny światowej. Część mieszkańców została, część musiała zostawić wszystko, by wrócić po latach. To było niezwykle traumatyczne dla tamtejszej społeczności wydarzenie. Na lata poróżniło wiele rodzin.
– Nie tylko wywózka podzieliła mieszkańców. Przez Wysin biegnie droga powiatowa. Po jednej stronie mieszkają Kaszubi, a po drugiej Kociewiacy. I mimo że wiele jest już małżeństw mieszanych, wciąż czuje się, że wzajemna niechęć między tymi grupami nie gaśnie. Okazuje się, że od tych mniej więcej trzydziestu lat, kiedy zaczęło przybywać rodzin mieszanych, nie haftuje się już w domach, choć istnieje charakterystyczny, tradycyjny haft kaszubski i równie stary kociewski. Haft był czymś tak bardzo stanowiącym o tożsamości, że żeby przeżyć w tych rodzinach bez niesnasek, kobiety wolały chyba zrezygnować z takiego zaznaczania swojej obecności. I w ogóle przestały haftować. Dlatego pomyśleliśmy, że stworzenie zupełnie nowej jakości, nowego haftu, bazującego na motywach obu tych tradycyjnych, będzie czymś, co pogodzi Kaszuby z Kociewiem. Taki nowy haft byłby dla obu stron bezpieczny – opowiada Krystyna, a Piotr dodaje, że jeśli ktoś ma w domu makatkę czy serwetkę kaszubską, to znaczy, że to jest Kaszub – i koniec. A Kociewiance trudno było czasem usiąść do stołu z taką serwetą.

Gdzie hafciarek jedenaście...

Jola, Krystyna i Maryla długo zastanawiały się, co zrobić, żeby żaden z haftów nie zanikł. Zwłaszcza że już nawet mało kto znał się na obu haftach. Wpadły na pomysł, żeby na zrębach starego stworzyć coś zupełnie nowego.
– Najpierw rozmawiałyśmy, co tu zrobić, żeby przeskoczyć tę różnicę kulturową. I zdecydowałyśmy, że przemieszamy hafty. Zachowamy poszczególne elementy. Maki i polne kłosy weźmiemy z kociewskiego, a tulipany z kaszubskiego. Wzięłyśmy mniej więcej po tyle samo motywów. Dodałyśmy jeden od siebie, nowy. To motyl. Symbolizuje lekkość, niewinność, łączenie. I ustaliłyśmy kolorystykę. Chciałyśmy, żeby to było coś niezbyt barwnego, żeby można było nanosić na strój, w którym chodzimy. Padło na jeden kolor. Wybrałyśmy żółć, ale o jedenastu odcieniach! Mają symbolizować światło, słońce, bursztyn, którego na Kaszubach pełno, nawet na polach – opowiada Krystyna.
Przez kilka listopadowych wieczorów siedziała jak w transie nad wielkimi pergaminami i rysowała wzory. Projekt przewiduje bowiem, że powstanie teczka wzorów, które mają być spuścizną dla przyszłych pokoleń. Potem zaczęła obdzwaniać hurtownie. Udało się jej znaleźć mulinę w jedenastu żółtych odcieniach. Tak, tak, w jedenastu. A potem spotkały się w jedenaście osób w listopadowy wieczór. Jola jest animatorką projektu. Krysia zajęła się częścią artystyczną, Maryla wspiera koleżanki. Są też: Ela, Grażyna, Bernadeta, Ewa, Irena, Wiesia, Małgosia i Agnieszka.

r e k l a m a

Ponczo łączy

Postanowiły haftować dwiema nitkami, żeby haft był sprężysty. Jedna byłaby za cienka. Tak raczej haftuje się na jedwabiu. A one haftują na grubszej, ale równie szlachetnej tkaninie.
– Zamawiałyśmy próbki tkanin, potem woziłyśmy je do pań z projektu. Niektóre mieszkają dalej, jedna wręcz w polu. Ale trzeba było podotykać, żeby wiedzieć, czy będziemy się w tym dobrze czuć. Zdecydowałyśmy się na kaszmir. Bo milutki, mięciutki. Nie był wcale taki drogi. Mówiłam, że mam fundację i negocjowałam dobrą cenę – cieszy się Krystyna.
– Kilka z nas stworzyło mniejsze grupki wsparcia, z paniami, które mieszkają dalej. Instruowałyśmy się co do ściegów. Mamy wśród uczestniczek panią z cieśnią nadgarstka, więc ona robi wzory metodą patchworkową. Nanosi na materiał drobniutkie wzory ze skrawków materiału. A jedna nawet obawiała się udziału, bo ma poważne zwyrodnienie stawów. Prawie nie ruszała palcami. Ale się zawzięła. I po kilku dniach zadzwoniła, że palce sprawniejsze, a haft leczy! – dodaje Maryla.
Postawiły na kaszmirowe poncza w kolorze ecru. Gotowe mają już Krystyna, Wiesia, Irenka. Jola, Maryla i inne jeszcze pracują. Dwie panie, uczulone na wełnę, zdecydowały się na haftowanie poduszek na jasnym welurze. Będą też filcowe torby i serwety. Krystyna dodaje, że haft ma być artystyczny. Dlatego dużą rolę odgrywa w nim twórcza praca hafciarek.
– Jest kilka obowiązujących motywów. Ale w rękodziele wiele elementów jest narzuconych. A w naszym projekcie panie mają pełną dowolność w stosowaniu tych kilkunastu odcieni i tworzeniu kompozycji. Każda jest twórczynią – wyjaśnia Piotr.

Nowy haft w ruchomej wystawie

Haftują o różnych porach. Czasem między obiadem a kolacją. Jola twierdzi, że to najlepsza pora, zwłaszcza kiedy do domu wpadają pierwsze promienie słońca. Na chwilę znika sprzed kamerki i przynosi kaszmir pokryty bursztynowymi tulipanami i makami.
– Dobrze się wyszywa, bo świetnie się układa do ręki. Nie gniecie się. A jest bardziej miękki, niż ten akrylowy szal, który mam na sobie. Mam już bilety do filharmonii w Gdańsku na 18 kwietnia. Wybieram się z koleżanką z Gdańska. Pomyślałam, że pożyczę dla niej ponczo od Krysi i będziemy tam razem reklamować nowy, kaszubsko-kociewski haft. Zwłaszcza że projekt przewiduje wystawę. Pomyślałyśmy, że my ją zrobimy w wersji ruchomej – opowiada Jola, która nowym haftem już pokrywa abażur do starej lampy.
Maryla całe życie pracowała na kolei. W ogromnym stresie nadzorowała pracę dużych grup ludzi. Nawet w domu nie potrafiła zatrzymać gonitwy nerwowych myśli. Teraz, przy hafcie, tak koncentruje ją właściwe ułożenie igły i nitki, że znikają wszystkie problemy. Trzeba trochę skupienia, żeby wnętrze tulipana pokryć "siatką", czyli odmianą haftu krzyżykowego, która nadaje całemu wzorowi lekkości. A potem, żeby ściegiem atłaskowym wypełnić resztę płatków.
Haftują w szybkim tempie, bo za chwilę wiosna, a ta, jak mówi Jola, wygna je wszystkie z pewnością do ogrodów. Z tulipanów na kaszmirze przerzucą się na te pachnące.
– Wszystkie pójdziemy do ogrodów. Już czekają na nas hortensje. Zaczynamy je przycinać. Mam też tysiąc tulipanów, sto koszyków po dziesięć cebulek, a jeszcze będą przybyszowe. Jak urosną, musimy się wszyscy spotkać – kończy Jola.

Karolina Kasperek

r e k l a m a

r e k l a m a

Zobacz także

r e k l a m a