łódzkie
Jałówki oczywiście są, a jakże, ale w dużej mierze zasilają inne gospodarstwa. Sprzedaż jałowic cielnych jest dodatkowym atutem niskiego brakowania i wysokiej żywotności stada. Wcześniej Włodzimierz Pabin bardzo chętnie sprzedawał jałówki na aukcjach hodowlanych, jakie odbywały się w Witoni czy też Bratoszewicach, a organizował je Łódzki Związek Hodowców Bydła, którego jest prezesem. Dziś z powodu pandemii aukcji nie ma, ale na jałówki nie brakuje chętnych. Teraz sprzedawane są za pośrednictwem ogłoszeń internetowych.– Ktoś może powiedzieć, że średnia wydajność na poziomie nieco ponad 7000 kg mleka od krowy w 305 dni laktacji to wynik nie na dzisiejsze czasy, ale my naszych krów nie doimy przez trzy laktacje, ale przez osiem. To oznacza, że średnia wydajność życiowa jest na poziomie 50–60 tys. kg mleka, a to zupełnie zmienia postać rzeczy – powiedział Włodzimierz Pabin.
r e k l a m a
Prawie 60 lat oceny
Bardzo ważna dla hodowcy z Romartowa jest ocena użytkowości mlecznej, bez której on nie wyobraża sobie prowadzenia stada. Przede wszystkim jałówki hodowlane z udokumentowanym pochodzeniem osiągają lepsze ceny. Do dziś Włodzimierz Pabin wspomina jak w 1972 roku jego rodzice kupili z przydziału Ursusa C-330 za 92 tys. zł, co było równowartością czterech jałówek hodowlanych sprzedanych na eksport.– Rodzice opowiadali, że ocenę użytkowości mlecznej prowadzili już po II wojnie światowej, ja tego nie pamiętam. Natomiast pamiętam, że na pewno stado znajduje się pod oceną od roku 1964 i to bez żadnej przerwy. Ocena jest niezastąpiona w codziennym prowadzeniu stada, pomaga szybko reagować na braki żywieniowe, a nawet stany chorobowe. Tabulogramy z oceny dostarczają nam bardzo szczegółowych danych dotyczących każdej krowy, jak chociażby zawartość w mleku mocznika czy komórek somatycznych, nie wspominając o tłuszczu i białku – oznajmił Włodzimierz Pabin.
Coraz trudniej zacielić
Pomimo bardzo dobrej żywotności stada Włodzimierz Pabin dostrzega coraz większe problemy ze skutecznością zacieleń. Dlatego też inseminacja uzupełniana jest kryciem naturalnym.– Już nie pierwszy raz mamy taki przypadek, że krowa nie może się zacielić po kilkukrotnym zabiegu unasienniania, natomiast ratuje ją krycie naturalne i dzięki temu zostaje w stadzie – przyznał hodowca.
Włodzimierz Pabin jest zwolennikiem spółdzielczego charakteru prowadzenia działalności skupu i przetwórstwa mleka. Martwi się, że spółdzielni mleczarskich jest coraz mniej, a sam uważa, że pozostanie na rynku mleka tylko kilku mocnych graczy może doprowadzić do takiej sytuacji, jaka zaistniała na rynku owoców miękkich. Sam tego doświadczył będąc plantatorem aronii.
– Do póki na rynku owoców miękkich było więcej podmiotów skupujących, w tym głównie z kapitałem polskim, to i opłacalność tej produkcji była na zadowalającym poziomie. Dziś jest ona minimalna lub wcale by jej nie było, gdyby nie dopłaty bezpośrednie – przyznał rozmówca.
r e k l a m a
Klienci cenią JOGO za jakość
Rolnik zauważył również, że kiedyś znacznie tańszy był koszt transportu mleka, gdyż każda mleczarnia skupowała surowiec maksymalnie w promieniu 20 km od zakładu.– Dziś jest duża konkurencja o surowiec. Nierzadko samochody jeżdżą po kilkaset kilometrów po mleko. Gdzie tu ekonomia. Na jednej wsi mleko kupuje kilka firm. Lepiej, żeby prezesi dogadywali się między sobą i handlowali mlekiem przerzutowym niż wyrywali sobie dostawców – podkreślił rolnik, który jednocześnie pochwalił współpracę z ŁSM JOGO, w której przez jedną kadencję był członkiem rady nadzorczej.
– Głównym atutem naszej spółdzielni JOGO są bardzo smaczne produkty wysokiej jakości. Potwierdza to wielu okolicznych konsumentów. Niestety, nasza marka nie jest tak silna, aby póki co wybić się na szerszy teren działania jak województwo łódzkie, dlatego wiele osób nawet nie ma okazji zapoznać się z naszymi produktami. Z tego co słyszę, to chwalone są zwłaszcza twarogi, masło, serek wiejski, śmietany i serki homogenizowane. Jeśli ktoś posmakował naszych produktów, to do nich wraca – zakończył Włodzimierz Pabin.