– Przy obecnej sytuacji, niezależnie od zastosowanych metod cięcia kosztów, większość rolników i tak będzie ponosić straty. Kwestią otwartą pozostaje, czy producent straci na tuczniku 100 czy 20 zł. W momencie jednak wzrostu opłacalności dzięki kontrolowanemu żywieniu osiągnięty zysk też będzie różny, podobnie jak czas, który pozwoli odrobić straty – podkreśla dr Mirosław Wantuła, kierownik działu żywienia trzody chlewnej w firmie Blattin Polska.
Jego zdaniem tylko nieliczna grupa rolników zna faktyczne wyniki, jakie osiągają w chowie świń, oraz dokładnie liczy koszty produkcji trzody chlewnej, a więc nie tylko cenę paszy, ale także jej zużycie na kilogram przyrostu. Zdecydowana większość hodowców, zwłaszcza jeśli prowadzi cykl zamknięty, nie podejmuje się liczenia, ile tak naprawdę inwestuje pieniędzy w wyprodukowanie tucznika.
r e k l a m a
Poznaj koszty
– Nie wyobrażam sobie produkcji trzody chlewnej bez stałego monitoringu składu receptur paszowych. Ma to szczególne znaczenie przy zmieniających się cenach komponentów. Zamiana jednego surowca na inny skutkuje bowiem koniecznością zwiększenia bądź zmniejszenia udziału innych komponentów i musimy mieć pełny obraz, jak kształtuje się cena naszej paszy w danych uwarunkowaniach rynkowych. Zużycie paszy na kilogram przyrostu w najlepszych chlewniach wynosi 2,4 kg, w przeciętnych 2,8 kg, ale często zdarza się, że ponad 3 kg. Jeśli żywiec wieprzowy kosztuje 3,5–4 zł/kg, nie jesteśmy w stanie pokryć wszystkich kosztów produkcji – wylicza specjalista.Przy zmniejszaniu kosztów żywienia zwierząt ważne, aby nie stracić na efekcie produkcyjnym i nie pogorszyć wyników. Trzeba dążyć przede wszystkim do jak największych przyrostów, gdyż warunkują one małe zużycie paszy i dobrą mięsność. Chodzi o to, aby nie skracać okresu tuczu. Czasami jednak warto rozważyć, czy może bardziej się opłaca obniżyć parametry paszy w końcowym okresie tuczu, nawet jeśli przez to sprzedamy tucznika później. Przy bardzo istotnym wzroście cen surowców paszowych finalnie może to obniżyć koszty żywienia.
– Czasami wydłużenie tuczu o kilka dni może zostać zrekompensowane przez zastosowanie tańszej receptury. Zużycie paszy wzrośnie, ale nie na tyle istotnie, aby zaprzepaścić oszczędności w cenie mieszanki. Dlatego tak ważne jest, aby producent prowadził wyliczenia i znał koszty żywienia, gdyż wówczas można ocenić, który z wariantów sprawdzi się w przypadku danego gospodarstwa – tłumaczy Mirosław Wantuła.
Tucz krótszy czy dłuższy?
Należy bazować na analizach zbóż zebranych z pola, ponieważ jest to główny komponent pasz, który dostarcza białka i energii. Podczas bilansowania istotne jest na przykład, czy pszenica zawiera 10 czy 14% białka. Nie tylko dlatego, że lepiej zbilansujemy paszę, ale również dlatego, że przy dużej zawartości białka w zbożach możemy zaoszczędzić na udziale śruty sojowej.– Ciągłe liczenie jest podstawą szukania oszczędności w Danii. Tamtejsi rolnicy wiedzą w każdym momencie produkcji, ile ich kosztuje wyprodukowanie tucznika i gdzie szukać oszczędności w przypadku spadku opłacalności chowu. W Danii każdego roku na podstawie badań zawartości składników w surowcach wydawane są rekomendacje, na których bazują producenci zwierząt przy układaniu mieszanek. Dzięki temu korzystają z faktycznych danych na temat składu dostępnych w danym sezonie surowców. Duńskie rekomendacje w momencie znaczącego wzrostu cen zbóż zalecają, aby zwiększyć wówczas koncentrację pozostałych składników w paszy, zwłaszcza aminokwasów, gdyż tuczniki będą dzięki temu szybciej rosły i szybciej je sprzedamy. Krótko mówiąc – zjedzą mniej zboża, ponieważ okres tuczu będzie krótszy – wyjaśnia dr Mirosław Wantuła.
Jak dodaje, inaczej jest przy wysokich cenach poekstrakcyjnej śruty sojowej. W takiej sytuacji duńskie rekomendacje żywieniowe zalecają odwrotne postępowanie, a mianowicie zmniejszanie zawartości lizyny, a tym samym innych aminokwasów, nawet o 10–15%. Zużycie paszy na kilogram przyrostu trochę wtedy wzrośnie, ale w ogólnym rozrachunku wyjdzie korzystnie, ponieważ rolnicy nie będą musieli kupować aż tak dużo drogiej śruty sojowej.
– Duńskie zalecenia są wydawane co najmniej raz w roku, a nawet częściej – zależnie od sytuacji cenowej na rynku. Nie zawsze chodzi bowiem o znalezienie zastępczego, tańszego surowca. Czasami wystarczy zmiana receptury paszy w oparciu o dotychczasowe komponenty, ale uwzględniająca wszystkie uwarunkowania – twierdzi specjalista.
r e k l a m a
Nie białko, lecz aminokwasy
Białko jest niezbędnym składnikiem, a przy jego bilansowaniu konieczne jest zachowanie właściwej proporcji z energią, gdyż zbyt dużo energii w stosunku do potrzeb powoduje przetłuszczenie tuszy i gorsze wykorzystanie paszy. Organizm zwierzęcy nie będzie w stanie wykorzystać też zbyt dużej ilości podanego białka, a ponieważ jest ono najdroższym składnikiem paszy, nie warto zawyżać jego poziomu. Wzrost zwierząt determinuje nie tyle ilość białka, co właściwe stężenie aminokwasów, których niedobory skutkują nieefektywnym tuczem. Co więcej, bilansowanie należy opierać na aminokwasach strawnych.Choć w obecnej sytuacji logiczne wydawałoby się zastąpienie poekstrakcyjnej śruty sojowej krajowymi surowcami białkowymi czy ubocznymi z przemysłu rolno-spożywczego (np. DDGS), okazuje się, że niekoniecznie jest to opłacalne. Jak bowiem twierdzi dr Wantuła, przy bilansowaniu dawek okazuje się, że mimo wszystko koszt białka śruty sojowej wychodzi podobnie jak tańszych surowców, gdyż nie pogarszamy jakości mieszanki, jej składu aminokwasowego i strawności. Czasami surowiec o połowę tańszy dostarcza wymaganą ilość białka, jednak jest ono gorszej strawności, a poza tym konieczne jest uzupełnienie aminokwasów, co ostatecznie może się nie kalkulować. Surowce tańsze często zawierają też więcej włókna, co wpływa na strawność mieszanek paszowych. Zbyt duża zawartość włókna w przypadku tuczników powoduje, że pobierają mniej paszy i wolniej rosną.
– Skład krajowych surowców białkowych jest odmienny od śruty sojowej. Dotyczy to również strawności białka czy zawartości włókna surowego. Czynniki antyżywieniowe występują w nasionach roślin strączkowych, podobnie jak w nasionach soi, ale my żywimy zwierzęta poddaną obróbce technologicznej poekstrakcyjną śrutą sojową, dlatego jest dla nich bezpieczniejsza i lepiej strawna. Nie można całkowicie zastąpić śruty sojowej, ale jeśli rolnik uprawia strączkowe, może nimi uzupełniać dawki – mówi Mirosław Wantuła.
Jego zdaniem w naszym kraju często przekarmia się maciory prośne i tutaj rolnicy jak najbardziej mogą szukać oszczędności. Lochy dostają bowiem zbyt dużą ilość mieszanki, co sprawia, że są nadmiernie otłuszczone. Producenci świń szkodzą sobie podwójnie, gdyż wydają pieniądze na paszę, a dodatkowo u takich loch pojawiają się problemy z produkcją mleka i odchowem prosiąt. Efekt jest więc odwrotny od zakładanego.
Nie dopuścić do chorób
Przy szukaniu oszczędności ważne jest zachowanie bezpieczeństwa stosowania pasz, aby nie odbyło się to kosztem zdrowia zwierząt, a co za tym idzie – nie pogorszyło opłacalności. Źle dobrane surowce czy bardzo oszczędne receptury mogą zwiększyć ryzyko wystąpienia chorób. Wówczas zużycie paszy na kilogram przyrostu będzie znacząco wzrastało, czas tuczu także się wydłuży, więc stosowanie bardzo taniej paszy ostatecznie się nie opłaci.Trzeba mieć świadomość, że nawet najlepsza pasza nie zrekompensuje złych warunków utrzymania zwierząt. Oprócz żywienia na wyniki tuczu wpływają temperatura i mikroklimat w chlewni. Niebezpieczne jest zwiększenie stężenia szkodliwych gazów oraz zła wilgotność powietrza, gdyż nie tylko zwiększają podatność na schorzenia, ale także wpływają na wzrost agresji w stadzie.
– Błędem popełnianym zimą jest zamykanie dopływu świeżego powietrza i ogrzewanie pomieszczenia tylko ciepłem wytworzonym przez zwierzęta. Pamiętajmy, że wentylacja służy przede wszystkim do wymiany powietrza, a nie do regulacji temperatury. Dużo większą szkodę niż niska temperatura wyrządzi duże stężenie szkodliwych gazów oraz bardzo duża ilość pary wodnej w powietrzu. Pogorszenie uwarunkowań środowiskowych może uaktywnić niektóre jednostki chorobowe, które w normalnych warunkach by się nie rozwinęły. Dochodzi wówczas do schorzeń układu oddechowego czy kanibalizmu – wyjaśnia dr Wantuła.
Zobacz także
Zła struktura
Rolnicy, którzy chcą szukać oszczędności, zaczynają sami wytwarzać pasze w gospodarstwie na bazie koncentratów czy mieszanek uzupełniających. Należy jednak robić to właściwie. Znaczenie ma między innymi struktura wytwarzanej paszy, która wpływa na strawność składników. Analizie laboratoryjnej należy poddawać nie tylko skład poszczególnych komponentów, ale także na bieżąco kontrolować formę podawanej paszy.– Nasi doradcy mają specjalne sita, dzięki którym oceniają jakość struktury pasz. Niedopuszczalne są całe ziarna zbóż, które niestety czasami się zdarzają. Wiąże się to z podwójną stratą ponoszoną przez rolnika, gdyż podajemy zboże, a świnie go nie trawią i nie przyrastają – wyjaśnia nasz rozmówca.
Pasza granulowana jest łatwiej strawna ze względu na proces technologiczny przebiegający w wysokiej temperaturze. Użyte komponenty muszą być termostabilne, aby nie ograniczyć ich dostępności dla organizmu zwierząt. Oczywiście jest to droższa forma mieszanek, więc inwestycja w nią musi naprawdę przekładać się na realną poprawę wyników produkcyjnych. Pasza granulowana sprawdza się w przypadku karmienia prosiąt, pod warunkiem że granulki są wystarczająco miękkie, małe i smakowite, aby prosięta je chętnie pobierały. Jednak zdania wśród ekspertów, czy lepiej podawać prosiętom paszę sypką, czy granulowaną, są podzielone.
– Formą pośrednią jest kruszonka, czyli rozdrobniony granulat. Mamy tutaj wykorzystany proces granulacji, ale formę paszy łatwą do pobrania dla prosiąt. Niezależnie od struktury paszy najważniejsze są jej skład, jakość i strawność wykorzystanych składników – podkreśla dr Mirosław Wantuła.