Bardzo często mówi się, że polskie mleczarnie przeszły przez kryzys związany z pandemią koronawirusa przysłowiową suchą nogą. Faktycznie – zdecydowana większość z nich świetnie poradziła sobie w tym niespokojnym okresie, niejednokrotnie osiągając rekordowe obroty. Odczuły to również gospodarstwa rolne. Grudniowa średnia cena mleka wynosiła według GUS, aż 1,52 zł/l. Szacuje się, że zwyczajowy styczniowy spadek prawdopodobnie nie będzie tak duży jak w poprzednich latach. Dzięki doskonałym wynikom w eksporcie mleczarnie nie były zmuszone do dokonywania znaczących korekt cen wypłacanych za surowiec, jak to zazwyczaj bywało z początkiem nowego roku.
Kupujemy mniej żywności
Co jednak wywołuje niepokój? Nie są to – jak to w ostatnim czasie często bywa – zawirowania na rynkach międzynarodowych, a nastroje wśród konsumentów. Od kilku lat przyzwyczailiśmy się, że konsumpcja w naszym kraju systematycznie rośnie. Bardzo często przytaczano argument, że jednym z motorów napędowych polskiej gospodarki jest ciągle zwiększający się popyt wewnętrzny. Niestety, z powodu pandemii, ten trend przestaje być aktualny. Porównując dane z roku 2020 z poprzednim kupiliśmy o 1,9% mniej żywności. Prognozy dynamiki sprzedaży na miesiąc styczeń br. to niestety w optymistycznym scenariuszu 10-procentowy spadek. Może to być wyjątkowo bolesne w przypadku niektórych kategorii produktów mleczarskich. Ponieważ o ile w ciągu roku wystąpił zaskakujący wzrost cen mleka UHT (o 8,8%), to już chociażby w przypadku serów twarogowych zmiany cen nie były tak znaczące. Niektóre z cen produktów nabiałowych znacząco zmniejszyły się w ciągu roku. Przykładem może tu być masło konfekcjonowane, którego ceny spadły o 9,5%. Uwidacznia się również nowy trend. Z końcem ubiegłego roku przedsiębiorstwa, również z branży spożywczej zaczęły upatrywać poprawy w sprzedaży bezpośredniej do konsumenta. Sprzedaż w tak zwanym kanale D2C (bezpośrednio do konsumenta) uruchomiło również kilka spółdzielni mleczarskich, wyprzedzając niejednokrotnie konkurentów z innych działów produkcji żywności. Opcję zamówienia produktów do domu posiada już wiele, zarówno tych mniejszych okręgowych spółdzielni mleczarskich, jak i osiągających miliardowe obroty firm, takich jak SM Mlekovita.
Firmy lokalne i globalne
Można odnieść wrażenie, że z początkiem roku optymizm branży mleczarskiej nieco przygasł. Cały rok 2020 bez wątpienia można określić jako dobry. W trudnym otoczeniu rynkowym zarówno polskie, jak i znaczna część europejskiego mleczarstwa poradziła sobie świetnie. Większość mleczarni osiągnęła dodatnie wyniki finansowe przy wysokich cenach skupu. Zaobserwować można jednak niepokojące zjawiska – podczas pandemii pogłębił się pewien dualizm w obrocie żywnością. Coraz bardziej widoczny jest podział na firmy lokalne i globalne oraz rosnący dystans pomiędzy nimi.
Trudno, aby z początkiem obecnego roku ceny mleka wypłacane przez średniej wielkości przedsiębiorstwo zajmujące się przetwórstwem mleka były równe znaczącemu eksporterowi. Dziś to ci mniejsi producenci są bez wątpienia najbardziej obciążeni sytuacją na rynku krajowym. Ich też najbardziej dotykają nadal obowiązujące obostrzenia związane z pandemią. Niemniej właśnie ta grupa producentów żywności z dużym prawdopodobieństwem powinna odczuć poprawę sytuacji, po ustaniu ograniczeń. Z kolei duzi producenci żywności, w tym produktów mleczarskich, którzy rządzą się nieco innymi prawami, zaczynają odczuwać niepewność. Służąca za pewien barometr nowozelandzka giełda mleczarska od połowy listopada osiąga dodatnie wyniki, nie są one jednak obecnie tak wysokie jak te styczniowe lub z początku grudnia.
Eksport wyhamowuje
Można powiedzieć, że obecna dobra sytuacja zarówno w polskim, jak i unijnym mleczarstwie to zasługa rosnącego eksportu. Gdyby nie import przez państwa trzecie, to ciągle pełna obostrzeń Europa zostałaby wręcz zalana mlekiem, którego produkcja ustawicznie się zwiększa. Nie opublikowano jeszcze ostatecznych danych, lecz wygląda na to, że przyrost eksportu z krajów Unii Europejskiej będzie znacznie większy niż ilość mleka, o którą zwiększyła się produkcja w gospodarstwach rolnych w 2020 roku. Niemniej eksport niektórych produktów w grudniu 2020 i na początku 2021 roku zaczął wyhamowywać. Za przykład może tu posłużyć masło, którego w grudniu 2020 wyeksportowano z UE o 27% mniej. Niezbyt optymistyczne dane przynoszą również wyniki osiągane, na nieco przyćmionym Chinami, algierskim rynku. Import mleka w proszku przez ten kraj, z państw UE zmniejszył się w grudniu o 51%. W niektórych kategoriach produktowych zaczynają pojawiać się zapasy. O ile na koniec 2020 roku kraje UE właściwie nie posiadały zapasów serów, to już w styczniu zaczęły się takowe pojawiać. Owe zawirowania już odczuła większość państw Unii Europejskiej – średnia cena skupu spadła w styczniu o 1,9% w porównaniu do grudniowej.
Sytuacja na polskim i europejskim rynku mleka wydaje się stawiać zakłady zajmujące się przetwórstwem mleka w dość niepewnej sytuacji. Jak już niejednokrotnie na naszych łamach wspominaliśmy, styczeń nowego roku to ogromny przyrost kosztów, zarówno po stronie zakładów mleczarskich, jak i gospodarstw rolnych. Niestety, ceny sprzedaży nie wzrosły aż tak znacząco, aby pokryć lukę w przychodach powstałą wśród producentów i przetwórców mleka. Przy wspomnianym wychłodzeniu nastrojów wśród konsumentów, można prognozować również żądania obniżek cen przez sieci handlowe. Fakt ten, w połączeniu z jakimkolwiek zachwianiem w eksporcie, spowodować może katastrofalne skutki na rynku mleka.