Dzwonek Pierwszy miesiąc prenumeraty za 50% ceny Sprawdź

r e k l a m a

Partner serwisu

Jest dobrze, a będzie źle

Data publikacji 28.02.2021r.

Zdawać by się mogło, że obecnie mamy najlepszą sytuację w branży mleczarskiej od 2014 roku. Świadczy o tym indeks cenowy na nowozelandzkiej Światowej Giełdzie Mleczarskiej (GDT). Podczas ostatniego notowania giełdy wskaźnik ten przekroczył poziom, który po raz ostatni osiągnął w maju 2014 r. Eksperci twierdzą, że to głównie zasługa Chińczyków, którzy kupują na zapas, bo na świecie są ogromne problemy z transportem, a bałagan spowodowany pandemią sprawił, że dostawy są utrudnione.
Jednocześnie jednak studzą entuzjazm. Połowa roku przynieść ma pogorszenie sytuacji, kiedy szczyt osiągnie produkcja mleka na północnej półkuli, m.in. w Polsce. Sytuację ratowałoby otwarcie restauracji zużywających dużo masła i sera, ale koronawirus raczej na to nie pozwoli. Ciągle więc pandemia miesza na rynkach. Oczywiście sytuacja na GDT nie ma bezpośredniego przełożenia na cenę skupu mleka w Polsce i ceny zbytu przetworów mleczarskich, ale wskazuje, jaka jest na rynkach tendencja.
Złe informacje nadchodzą do nas z Chin. Tamtejszy rząd z okazji 100-lecia partii komunistycznej przygotował program osiągnięcia pełnej żywnościowej samowystarczalności. Na pierwszy ogień pójdą zboża, więc spodziewać się należy spadku ich importu, następna będzie wieprzowina – skończą się dobre czasy dla producentów trzody w Hiszpanii, ale ceny spadną w całej Europie. Mleko pewnie będzie na końcu, ze względu na specyfikę produkcji.
I tu pojawia się pytanie? Czy Chińczycy dadzą radę osiągnąć cel? Wiele w tym programie typowej dla komunistów fanfaronady. Polska przecież przez wiele powojennych lat ćwiczyła doganianie i przeganianie Zachodu, produkcję antyimportową, przekraczanie planów i współzawodnictwo przodowników pracy. Jednak dziś Chiny to kraj komunistyczny tylko dlatego, że rządzi w nim partia komunistyczna. Funkcjonuje tam bardzo sprawna i jedna z najbardziej konkurencyjnych gospodarek na świecie. Jeśli ich rząd uruchomi wsparcie (kredyty, dotacje) to Chińczycy swój import żywności ograniczą bardzo znacznie, do towarów luksusowych. Pamiętamy, że jeszcze niedawno Rosja (w czasach Związku Radzieckiego) importowała ogromne ilości pszenicy. Dziś jest jednym z największych eksporterów ziarna. A jeśli już mówimy o Rosji, to trzeba wspomnieć, jakie skutki miało dla nas wprowadzenie 7 sierpnia 2014 r. embarga na import żywności. Najbardziej pomogło ono rosyjskim przedsiębiorstwom rolnym, które dzięki temu zyskały olbrzymie rządowe finansowanie. Polska już nigdy nie sprzeda w Rosji tyle żywności ile eksportowała przed embargiem. Na przykładzie Rosji widać, że uniezależnienie się od importu jest realne. A polskie rolnictwo nie poradzi sobie bez sprzedaży za granicę nadwyżek. Temu eksportowi nie pomoże majstrowanie przy krajowych przepisach, między innymi tych dotyczących uboju rytualnego. Marek Suski, ważny polityk Zjednoczonej Prawicy, potwierdził nasze obawy związane z "Piątką dla zwierząt". Nie będzie ustawy o zakazie uboju rytualnego na eksport, pojawią się za to tzw. preferencje (w dopłatach za dobrostan) dla producentów bydła nietrafiającego na ubój rytualny. Przy tej okazji nie możemy powstrzymać się od złośliwości. Chcielibyśmy usłyszeć, jakie "preferencje" spotkają producentów "norek" i kurczaków.
Jesteśmy przekonani, że samowystarczalność żywnościowa Polski, jak i Unii Europejskiej schodzi na dalszy plan. Czynnych zawodowo rolników będzie ubywało z roku na rok. Zaś hasło Żywią i Bronią będzie niechybnie zastąpione innym – na przykład takim jak: Trują, Śmierdzą, Hałasują. Tego typu hasła lansowane przez radyklanych ekologów oraz wpływowe media mocno się utrwalą w polskim społeczeństwie! Naszym zdaniem, liczba mieszkańców wsi niezwiązanych z rolnictwem będzie gwałtownie wzrastała. Bowiem pandemia koronawirusa sprawiła, że mieszkanie na wsi stało się nie tylko modne, ale i wygodne. I to tzw. "nowowiejscy" sprawią, że oracze będą musieli zejść do "podziemia", albo jak kto woli pracować na czarno. Naszym zdaniem, nie politycy, lecz tylko mocne, apolityczne związki zawodowe rolników oraz inne organizacje związane z rolnictwem – np. Krajowy Związek Spółdzielni Mleczarskich – mogą zapobiec tej tragedii. Jednak obrona rolników wymaga odwagi, wiedzy, systematycznego działania oraz… dużych pieniędzy. Niespełna 7 lat temu o mało co nie doszło do powstania Związku Zawodowego Producentów Mleka. Nie doszło, bo górę wzięła głupota i partykularne interesy. Jednym z celów tego Związku było wywarcie nacisku na rząd, aby doprowadził do pewnego ucywilizowania dzikiego handlu uprawianego przez wielkie sieci handlowe. Tak, by ich działalność nie odbiegała od standardów francuskich czy też niemieckich. A przecież farmerom z tych państw bardzo nie podobają się niektóre praktyki stosowane przez owe korporacje handlowe. Wszak nie tak dawno ciągniki niemieckich rolników blokowało magazyny Lidla i Kauflanda. Teraz na horyzoncie pojawiła się nadzieja w postaci AgroUnii, która ma się wnet przekształcić w silny związek zawodowy. Od jej lidera Michała Kołodziejczaka oraz od jemu podobnych młodych działaczy, także z innych organizacji, zależy przyszłość polskiego rolnictwa. To wielka odpowiedzialność, którą na swoje barki bierze także samorząd rolniczy. Jeżeli młodzi zawiodą, to polskie rolnictwo czeka krach. I będzie powtórka z Wesela Wyspiańskiego. Czyli: miałeś chamie złoty róg, miałeś chamie czapkę z piór: czapkę wicher niesie, róg huka po lesie, ostał ci się ino sznur.









r e k l a m a

r e k l a m a

Zobacz także

r e k l a m a