lubuskie
„Pochwalę się, mimo że jeszcze duuuużo pracy przed nami. Mamy izbę pamięci. Wyglądała tak, jak na pierwszych zdjęciach. Wygląda tak, jak na kolejnych. Teraz praca nad opracowaniem tablic i innych rzeczy. Kończymy w maju 2022 roku. Trzymajcie kciuki!” – napisał na swoim profilu na Facebooku Marek Pych, mieszkaniec Dąbrówki Wielkopolskiej, lokalny aktywista i założyciel nieformalnej grupy Wiesioło, na co dzień pracujący w lubuskim urzędzie marszałkowskim.r e k l a m a
Prusak już u nich nie mieszka
Zdjęcia przykuły uwagę, bo na tych opisywanych jako wcześniejsze widać wnętrze w nieco archaicznej już, peerelowskiej stylistyce. Z ciasno ustawionymi gablotami wypakowanymi dokumentami, na których żeby coś przeczytać, trzeba zgiąć się w pół i nosem wodzić po szybie. Pod tymi stojącymi w rządku pod ścianą sznureczek przesuwających się w jednym kierunku zwiedzających. Tak oglądało się eksponaty w muzeach jeszcze niedawno. Ale członkowie Wiesioła, wśród których jest też żona Marka, Alina, i przyjaciele Paweł i Bożena, i rady sołeckiej postanowili coś zmienić. Na zdjęciach opisywanych jako „kolejne” widać już spore efekty ich pracy. To samo wnętrze – a jakże inne! Zachwyca nowoczesną kolorystyką i ciekawym podziałem przestrzeni. Wygląda jak jedna z sal w największych interaktywnych polskich muzeach.– Chcieliśmy wreszcie odczarować Dąbrówkę. Sześć lat temu cała Polska kojarzyła ją tylko z jednym – składowiskiem odpadów i dosłownie milionami prusaków, które rozchodziły się ze składowiska po całej wsi. Znano nas z nagrywanych nocą filmików, na których roje robactwa obłaziły nam nogi. A Dąbrówka to coś znacznie więcej, ona ma ogromny potencjał. Z Aliną, jeszcze kiedy nie było na świecie naszego syna, jeździliśmy również w celu podglądania rozwiązań po największych muzeach w Polsce – byliśmy w Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, Muzeum Polin i Muzeum Powstania Warszawskiego czy Muzeum Emigracji w Gdyni – opowiada Marek.
Dąbrówka wielce polska
Przez kilka ostatnich lat zbierał w tych placówkach inspiracje do przebudowy istniejącej od dziesięcioleci w Dąbrówce Izby Pamięci.Izba powstała już w 1965 roku, początkowo mieściła się w XIX-wiecznym pałacu i od początku odwiedzały ją tłumy. Eksponaty zbierała od mieszkańców Wanda Chełkowska, nauczycielka miejscowej szkoły. Ludzie dawali po dziadkach legitymacje, dokumenty... Są tam stroje dąbrowieckie i seniorów, i dziecięce. Jest trochę starej porcelany.
Izba dokumentuje i przypomina niezwykły patriotyzm dąbrowszczan. We wsi jeszcze w czasach zaborów prężnie działało wiele polskich organizacji, na bazie których powstały potem w wolnej Polsce Ludowy Klub Sportowy „Sokół”, który za chwilę będzie miał sto lat, czy Regionalny Zespół Pieśni i Tańca z Dąbrówki. Też zaraz będzie stulatkiem. To najstarsze tego typu formacje w całym Lubuskiem, nie mówiąc już o Ochotniczej Straży Pożarnej, która najprawdopodobniej ma 175 lat! W Dąbrówce było tak polsko, że polszczyli się nawet niemieccy księża, którzy przyjeżdżali tam, by germanizować.
– Przyjechał tu w XIX wieku ksiądz Leon Binder, by głosić kazania po niemiecku. Kiedy zaczynał, ludzie wychodzili z kościoła. Byli tak konsekwentni, że w którymś momencie zdecydował się mówić po polsku. A potem stał się wielkim orędownikiem i obrońcą Polaków. Pochowano go na miejscowym cmentarzu jako bohatera – mówi Marek.
r e k l a m a
Izbę rzeźbią światłem
W latach 80. ubiegłego wieku powstała nowa szkoła i do niej przeniesiono Izbę Pamięci. Marek, zainspirowany wnętrzami Muzeum Emigracji w Gdyni, jako członek rady sołeckiej powiercił dziurę w brzuchu sołtysowi.– Najpierw namówiłem na zmianę oświetlenia. Wiedziałem już, że światłem nieprawdopodobnie można rzeźbić przestrzeń. Kupiliśmy lampy za 3,5 tys. zł. Miały oświetlać stare krosna i kołowrotki. Potem zasugerowałem zmianę gablot na aluminiowe z podświetleniem. Kupowaliśmy ratami, teraz mamy ich szesnaście. Na nie namówiłem wójta – wydaliśmy kilkanaście tysięcy, dokładając z funduszu sołeckiego. W 2019 roku za 8 tys. zł z sołeckich pieniędzy wymieniliśmy w izbie gumoleum na panele. A w grudniu 2020 roku z powodu pandemii i małej liczby imprez zostało w funduszu sołeckim jakieś 12 tys. zł. Powiedziałem sołtysowi: „Słuchaj, mamy pieniądze, ja mam pomysł. Zróbmy taki sufit, jak w muzeach, rastrowy, podwieszany. Kupiliśmy sufit, a potem znów namówiłem burmistrza na dołożenie nam do podwieszenia tego sufitu. Zaprezentowałem przy okazji mój projekt wnętrza, który sam zrobiłem w 3D. Burmistrz dołożył kolejne 17 tys. zł. Teraz wymalowana na popielato izba czeka tylko na wypełnienie gablotami – mówi Marek.
Napisał do firmy Lug, w której kupowali oświetlenie, prośbę o zasponsorowanie kilku kolejnych lamp. Chcą też poprosić IKEA, której zakład mieści się obok Dąbrówki, o podarowanie kilku regałów. Marzą również, żeby w Izbie były tablice interaktywne. Marek już ma z przyjaciółmi pomysł, jak to zrobić za kilkaset złotych. I myśli, jak najlepiej wyeksponować starą porcelanę.
Masz cymper i niebecz!
Marek we wszystkim widzi potencjał i dodaje, że tradycja, którą żyją dziś w Dąbrówce, ma także charakter kulinarny.– Mamy regionalne dania, które w przenośni i dosłownie odgrzaliśmy. Kilka lat temu, próbując ożywić życie we wsi, kolega zaproponował organizowanie rajdu. Powiedziałem: „Dobrze, zróbmy, ale niech to będzie takie nasze, regionalne”. Wymyśliłem nazwę „Rajd koziołka”, bo gmina Zbąszynek leży w tzw. regionie kozła. Wpadliśmy na pomysł, żeby po skończonym rajdzie częstować ludzi regionalnym niebeczem, czyli zupą ziemniaczano-warzywną na wędzonce i kiełbasie. Częstujemy nim ludzi, a oni zwykle mówią: „Dobra grochówka!”. Ja im na to, że tam grama grochu nie ma. Że to nasz swojski niebecz! Do niego powinna być miseczka z kapustą na słodko-kwaśno. I mamy jeszcze nasz absolutnie lokalny kołocz na łymłydziach z łokruchelami, czyli ciasto drożdżowe z owocami i kruszonką – opowiada Marek.
Mają trzy trasy: 13-kilometrową rekreacyjną, rodzinną, pieszą. Nieco bardziej wyczynową 25-kilometrową i rowerową 40- i 50-kilometrową. Od pięciu lat organizują pikniki rodzinne. Na ostatnim, w 2019 roku, strażacy zrobili pokaz rozcinania auta z żywymi ludźmi w środku. Znajoma z Wiesioła, Bożena, założyła kilka lat temu Kabaret Dąbrowiecki „Klakoty”. W skeczach gwarą dąbrowiecką dowcipnie obgadują mieszkańców. W 2016 roku rzucili znajomym hasło „reaktywujemy cympra!”. Zgłosiło się natychmiast kilkadziesiąt osób. Cymper to pochód przebierańców odwiedzający domy w ostatni dzień karnawału. Taką zapustną zabawę ma wiele regionów – Śląsk ma combra, Kujawy – kozę. W cymprze idą para młoda, para dąbrowiecka, kominiarz, który smaruje sadzą, piekarz sypiący mąką, rzeźnik, gwiazdor i śmierć z kosą. Dąbrówka niby lubuska, ale jednak wielkopolska. Bo gdzie indziej może zdarzyć się coś takiego, jak regulamin cympra?
– Jak już nam się ten cymper na dobre rozkręcił, musieliśmy jakoś ująć tę zabawę w karby, bo dziś nie można już sobie pozwolić na takie hece jak dawniej. I napisaliśmy regulamin, że chodzimy chodnikiem, a nie drogą, że zgłaszamy oficjalną zbiórkę w Internecie – mówi Marek i dodaje, że za pieniądze z pierwszego cympra zakupili urządzenie do produkcji przypinek.
Ostatni przed reaktywacją pochód odbył się w Dąbrówce w 2002 roku. W cymprze reaktywowanym poszli jeszcze w zeszłym roku, zdążyli przed pandemią. Tegorocznego siedzenia w domu nie mogą odżałować. Ale Wiesioło, w którym chodzi i o wieś, i o sioło, i przede wszystkim o to, żeby było wesoło, już planują nagranie w ciekawych aranżacjach dąbrowieckich piosenek ludowych. A, jeszcze mają w sąsiedztwie Dąbrówki pozostałości po starych, pruskich magazynach amunicji. Marek chciałby jakoś uczynić to jedną z atrakcji lokalnych, a przynajmniej stworzyć w izbie tablicę o niezwykłym miejscu. Wyczytał gdzieś, że w Dąbrówce w XIV wieku pisano kronikę. W czasie wojny ponoć Niemcy wypożyczyli ją do biblioteki w Berlinie. Członkowie Wiesioła myślą, jak odzyskać choćby jej kopię. Kiedy już ją znajdą, na pewno o tym napiszemy.