Dzwonek Pierwszy miesiąc prenumeraty za 50% ceny Sprawdź

r e k l a m a

Partner serwisu

Tygodnik Poradnik Rolniczy 9/2021 str. 91

Data publikacji 28.02.2021r.

Sześćdziesiąty ósmy odcinek powieści sensacyjnej Józefa Ignacego Kraszewskiego "Sprawa kryminalna".

– Znowu tedy sam na sam z ojcem Serafinem rekolekcye odbywać będę zmuszony – rzekł – gdy waćpanie tam zapustować będziecie.
Jak tylko zezwolenie otrzymały, wybrały się panie niezmiernie spiesznie i trzeciego dnia z rana już prezes żegnał je w ganku, ponawiając zalecenie, ażeby co najrychlej powracały.
Leokadya osobno przyszła go pożegnać w jego pokoju i, czule całując ręce starca, uklękła przed nim, jakby żądając błogosławieństwa. Rozpłakała się nawet. Prezes milczący uścisnął ją za głowę i krzyżykiem przeżegnał.
– Taka jesteś nerwowa, moja droga – odezwał się, sam widocznie wzruszony – lada co cię do łez pobudza. Jedźcie i powracajcie co najrychlej. Niech Bóg drodze tej i całej drodze żywota twego błogosławi.
I raz jeszcze uścisnąwszy ją, otarł oczy stary, bo i jemu łzy jakoś przyszły do powiek. Łzy są zaraźliwe. Dzień ten po odjeździe, gdy dom po ożywieniu przez gości stał się nagle puszką milczącą – wydał się długim i nudnym. Prezes od okna do okna chodził i wzdychał. Szary mrok już padał, a świec jeszcze nie przyniesiono, gdy szybkiemi krokami do drzwi pańskiego pokoju zbliżył się Szajkowski i zadyszany stanął w progu ze zwykłem pobożnem powitaniem.
– A cóż tam?! – zapytał prezes. – Pewnie mi o omłocie pszenicy przynosisz wiadomość?
– Tu, proszę jaśnie pana, inna tego zaszła okoliczność, jak mi się zdaje, bardzo ważna – odezwał się dworak.
– Hm? Cóż takiego? – przystępując bliżej, począł prezes. – Co złego?!
– Poczuwam się do obowiązku donieść o tym jaśnie panu, chociaż to nie należy może do mnie, ale przez tę życzliwość i przywiązanie do całego domu jaśnie państwa i z troskliwości, aby później...
Splątał* się trochę, chrząknął Szajkowski i nie dokończył. Prezes podchwycił.
– Ale cóż takiego? Ad rem!
Szajkowski uznał za właściwe, acz z oznakami wielkiego uszanowania, zbliżyć się o parę kroków do prezesa.
– Proszę jaśnie pana, przypadek zrządził, że gdy panie stąd wyjeżdżały na Orygowce do miasteczka na trakt, ja właśnie powracałem stamtąd, bom jeździł do Arona pomówić względem dostawy do Uściługa*. Otóż, proszę jaśnie pana, zdaje się, że w miasteczku przyłączył się do pań pan Daniel Tremmer z Orygowiec albo za niemi pojechał...
Prezes z gniewem przerwał:
– Co acan pleciesz! To nie może być! To się przywidziało!
– Ale mogę panu prezesowi zaręczyć słowem.
– Dajże mi pokój... Może się przypadkiem z niemi skrzyżował w drodze, toć nikomu po gościńcu jeździć zabronić nie można... To dzieciństwo!
– Jednakże gdyby...
– Co mi tam! Co mi tam! Kobiety wiedzą, jak się natrętowi opędzić. Jest tam pani Pstrokońska, która na siebie za tę podróż wszelką odpowiedzialność wzięła. Dać pokój i nie rozgadywać, słyszysz, waćpan?!
Szajkowski, który był pewien, że się więcej jeszcze w łaski wkupi tym doniesieniem, zamilkł pomieszany i skonfundowany niezmiernie, a nierad z siebie.
Szczęściem prezes jakby tę okoliczność chciał co najrychlej zapomnieć, zapytał zaraz o wydatek pszenicy i o transportu, zagadał o gospodarstwie, dając do zrozumienia zbyt gorliwemu słudze, ażeby do tego przedmiotu więcej nie powracał.
Pomieszany Szajkowski nie mógł sobie darować, iż się tak fatalnie omylił, i wyniósł się zgryziony, nie mogąc zrozumieć, dlaczego tak ważne doniesienie przyjęte zostało z taką obojętnością, wstrętem prawie.

(cdn.)

r e k l a m a

r e k l a m a

Zobacz także

r e k l a m a