lubelskie
– Naszej miejscowości bliżej do wioski niż metropolii. Stąd pomysł, aby koło było wiejskie, a nie miejskie. Poza tym zależało nam na podtrzymywaniu tradycji ludowych. Większość z nas wywodzi się z okolicznych wsi, z gospodarskich rodzin – wyjaśniają.r e k l a m a
Z pomocą w rytmie hip-hopu
W 2019 roku grupka młodych, aktywnych zawodowo kobiet oraz ich mam i babć postanowiła zawiązać koło. Pomysł wzbudził zainteresowanie, ale i kontrowersje. „Wiejskie koło w środku miasta?” – pytali ludzie. Tymczasem Modliborzyce uzyskały prawa miejskie dopiero siedem lat temu. Są niewielkim miasteczkiem z bogatą tradycją. I tę tradycję panie chciały podtrzymać w czasach zalewu nowoczesnością. Pierwsze spotkanie przyciągnęło kilkudziesięciu zainteresowanych. Burza mózgów z pomysłami na działalność przeplatana opowieściami o ludowych tradycjach wyniesionych z domów zaowocowała zawiązaniem Koła Gospodyń Wiejskich „Wysokie Obcasy”. Przewodniczącą została Anna Taradyś, zastępczyniami – Bożena Kapusta oraz Katarzyna Głąb, sołtyska Modliborzyc. Na spotkaniach pojawiają się również sympatycy KGW.– Zadebiutowałyśmy w grudniu 2019 roku podczas mikołajkowego biegu charytatywnego. Częstowałyśmy regionalnym przysmakiem – pirógiem gryczanym. Przygotowałyśmy też słodkie wypieki za symboliczne „co łaska”. Zebrane pieniądze przeznaczyłyśmy na dobroczynny cel – wspomina Anna Tadaryś. – Wzięłyśmy też udział w biegu. Jedna z koleżanek dotarła na metę w czerwonych szpilkach, udowadniając, że chcieć, to móc.
W styczniu 2020 roku panie zaangażowały się w przygotowania do finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Upiekły dwa torty w kształcie serc, które wystawiły na licytację. Kilka pań wystąpiło nawet na scenie w nowoczesnym tańcu w stylu hip-hop. Miały potężną tremę, ale tańcząc street dance, zrobiły furorę. W tym roku ponownie wspierały szczytną akcję. Darczyńców wabiły popcornem robionym w specjalnym urządzeniu. Kwestowały w sztabie WOŚP, zaś na licytację przekazały własnoręcznie wykonanego, 120-centymetrowego skrzata z logo orkiestry.
– Drugiego uszyłyśmy na własne potrzeby. Ten trzyma godło „Wysokich Obcasów” – parę czerwonych szpilek. To nasz znak rozpoznawczy, symbol łączenia tradycji z nowoczesnością – tłumaczy sołtyska.
Panie przyznają, że ich obcasowe wyczyny są elementem promocji koła. Startując w szpilkach w biegu charytatywnym czy robiąc pompki i przysiady w akcji Gaszyn Challenge, zawsze wzbudzają zainteresowanie. Dzięki temu są w stanie zdobyć więcej pieniędzy na działalność dobroczynną.
– Szyłyśmy też maseczki. Spod naszych igieł wyszyło ich ponad cztery tysiące, z czego rekordowe tysiąc uszyłyśmy w zaledwie dwa dni – wymienia Katarzyna Głąb.
Kręć się, kręć, kółeczko!
Najgłośniejszym wydarzeniem, które zainicjowało koło, była „Wiejska Potańcówka w Mieście”. Impreza wzorowana na dawnych ludowych zabawach wzbudziła nie lada zainteresowanie. Mieszkańcy Modliborzyc mieli okazję nie tylko potańczyć do białego rana, ale i skosztować potraw przyrządzonych wedle sekretnych przepisów babć gospodyń. Organizatorki już zapowiedziały, że impreza będzie cykliczna.– Tradycje, które pamiętamy z dzieciństwa, przenosimy na współczesny grunt – mówi przewodnicząca. – Interesują nas obrzędy ludowe i religijne, opowieści o tym, jak dawniej celebrowano poszczególne wydarzenia.
Członkinie koła przywracają zapomniany obyczaj bramy weselnej, wyplatają i święcą wianki, haftują, wyklejają ikony. Spotkania umilają sobie opowieściami o tradycjach wyniesionych z domu.
– Jedno ze wspomnień zainspirowało nas do wykonania ludowej ozdoby – pająka wielkanocnego – opowiadają kobiety. – Ponieważ miałyśmy kłopot ze zdobyciem słomy „nie po kombajnie”, zamiennie użyłyśmy trzciny wodnej.
Planują rozwijać umiejętności – chciałyby wkrótce rozpocząć warsztaty plecionkarskie. Tym bardziej że na terenie gminy powszechne było wyplatanie ozdób z rogożyny, czyli pałki wodnej. Zamierzają też doskonalić umiejętność szydełkowania, śpiewać, zgłębiać historię regionu, a także rozwijać talenty kulinarne.
– Zanim skończymy jedną rzecz, rodzi się pomysł na coś nowego – cieszy się Katarzyna Głąb. – Mimo trudnego czasu co chwilę dzwonimy do siebie z propozycjami: „Słuchaj, właśnie pomyślałam, że można zrobić to i to”.
Jednym z ostatnich spontanicznych pomysłów było upieczenie walentynkowych ciast w kształcie serca. Wypieki natychmiast znalazły odbiorców, a pieniądze pozyskane ze sprzedaży zasiliły budżet koła.
– Naszym marzeniem jest stworzenie trwałego, wielopokoleniowego KGW. Aby za kilkadziesiąt lat nasze wnuki mogły czerpać z dorobku koła, pamiętały o ludowych korzeniach swoich przodków – mówi Anna Taradyś.