Dzwonek Pierwszy miesiąc prenumeraty za 50% ceny Sprawdź

r e k l a m a

Partner serwisu

Jest zainteresowanie bobowatymi, dobra wola i chęć współpracy

Data publikacji 09.02.2022r.

Od kilku lat słyszymy o możliwościach, które otwierają się przed krajowymi źródłami białka. Eksperci podają, że dzięki nim realne stałoby się częściowe ograniczenie importu poekstrakcyjnej śruty sojowej GMO na cele paszowe. Zastąpienie tego komponentu krajowym białkiem przyczyniłoby się do wzrostu dochodów polskich rolników. Oczywiście nie da się całkowicie wyeliminować udziału śruty sojowej w wytwarzanych paszach, ale można w znacznym stopniu zastąpić ją białkiem pochodzącym z naszych pól.

Powierzchnia uprawy bobowatych w ostatnich latach utrzymuje się na poziomie od 462,5 tys. ha do 488,9 tys. ha. Eksperci przewidują, że na pobudzenie rynku w najbliższym czasie może wpłynąć zaakceptowana w Planie Strategicznym Wspólnej Polityki Rolnej propozycja, która zwiększa wsparcie do uprawy roślin bobowatych na nasiona z planowanych wcześniej 161 euro/ha do 200 euro/ha.

r e k l a m a

Jest miejsce dla białka z roślin bobowatych

W 2017 roku wprowadzono Inicjatywę Białkową COBORU, mającą na celu propagowanie uprawy roślin białkowych i soi w naszym kraju dla poprawy bilansu paszowego i białkowego. Dzięki temu w niektórych częściach Polski powoli zmienia się wygląd pól i poprawia płodozmian.

Podczas spotkań polowych, konferencji czy szkoleń, rolnicy często podkreślają, że nie produkują większej ilości bobowatych z powodu małego zainteresowania producentów pasz. Co w pewnym stopniu jest prawdą, ale trzeba wspomnieć, że są w Polsce wytwórnie pasz zainteresowane polskim białkiem, prowadzące badania roślin bobowatych i mające pozytywne doświadczenia w dotychczasowym stosowaniu nasion tych roślin np. grochu w paszach dla kurczaka brojlera.

Dawid Leski, pełniący funkcję dyrektora Działu Badań i Rozwoju Dywizji Pasz w firmie Wipasz S.A. podkreśla, że jego firma jak najbardziej widzi w przyszłości miejsce i możliwości wprowadzenia do pasz krajowego białka z roślin bobowatych. Cały czas prowadzone są badania, które pomogą lepiej przygotować się na najbliższą przyszłość. Ograniczana jest soja na rzecz grochu, bobiku czy też łubinu żółtego lub białego. Rozmówca wyznaje, że pierwsze wyniki są dość obiecujące i pokazują np. że dzięki najnowszym dodatkom enzymatycznym oraz aminokwasowym syntetycznym, bobiku można dodać do paszy więcej niż zakładało się na początku, a groch jest doskonałym urozmaiceniem diety.

Rozmówca potwierdza, że pozytywne sygnały z terenu po wprowadzeniu grochu np. w paszach dla kurczaka brojlera, wywołały większe zainteresowanie innymi roślinami bobowatymi m.in. bobikiem. Bobik ma więcej białka niż groch, bo około 26 proc. ma dobrą skrobię, ale ma także substancje antyżywieniowe, których groch ma relatywnie mniej. Trzeba pamiętać o tym, że nasiona roślin strączkowych pomimo podobieństw różnią się między sobą pod względem strawności, wartości energetycznej i białkowej. Dlatego mają różną przydatność paszową.

Warto podkreślić, że w paszach z wielu powodów nie da się przekroczyć pewnego poziomu bobowatych ma to związek np. z włóknem i substancjami antyżywieniowymi. Po za tym firmy produkujące pasze, muszą na każdym etapie myśleć o ekonomii. Muszą dbać, żeby koszty produkcji pasz były jak najniższe, dzięki temu cała produkcja będzie bardziej opłacalna i można zaoferować hodowcom wysokiej jakości pasze w przystępnych cenach.

Często upraszcza się całe zagadnienie mówiąc, że to tylko zamiana, ale Dawid Leski wyjaśnia, że to wcale nie jest tak proste, jak się niektórym wydaje. To nie jest tak, że zamieniamy w stosunku 1:1 śrutę sojową na krajowe białko pochodzące z dowolnych roślin bobowatych.

Trzeba skupić się na uprawie odmian jasnych

– W tym momencie na podstawie własnych doświadczeń i badań możemy potwierdzić, że bobik o jasnej okrywie nasiennej jest bobikiem o niższej zawartości tanin i jest najbardziej pożądany przez przemysł paszowy. Mogą to być okrywy białobeżowe, kremowe czy też zupełnie białe. Bobiki takie mają także lepszą strawność w porównaniu do odmian o ciemniejszej okrywie nasiennej. Dlatego my jako producenci pasz najchętniej widzielibyśmy taki bobik w naszych magazynach. W tej chwili nie mamy szczegółowych wytycznych dla rolników co do konkretnych odmian w obrębie gatunku, które będziemy preferowali. Ale, tak jak już wcześniej wspomniałem, warto skupić się na odmianach jasnych, żeby jak najbardziej ujednolicić surowiec, który skupujemy od rolników – podpowiada Dawid Leski.

Ekspert wspomina, że podobnie jest z grochem używanym do produkcji. Preferowany jest groch odmian ogólnoużytkowych białych, nie stosuje się grochów pastewnych, które zwykle mają więcej substancji antyżywieniowych i ich wprowadzanie do receptur pasz wiąże się z ryzykiem pogorszenia strawności i w rezultacie pogorszenia wyników produkcyjnych.

– W naszej wytwórni wykorzystujemy tylko groch odmian białych, nie ma wytycznych, jaka to powinna być konkretnie odmiana. Badania grochu pod kątem substancji odżywczych oraz antyżywieniowych wykonywane w zewnętrznych laboratoriach na nasze zlecenie potwierdziły, że w różnych odmianach białego grochu poziom substancji antyżywieniowych był dość wyrównany i nie odnotowano większych wahań. Natomiast poszczególne partie wykazywały sporą rozbieżność w zawartości białka, która zawierała się w przedziale od 17– 21 proc., więc dobrze byłoby popracować nad ujednoliceniem tej wartości – podpowiada rozmówca.

r e k l a m a

Białko białku nierówne

Podczas dyskusji rolników na temat krajowego białka często pojawia się postulat "trzeba coś zrobić, żeby w końcu zaczęli płacić za białko w roślinach bobowatych"! Nie do końca zgadza się z tym mój rozmówca reprezentujący firmę Wipasz S.A.

– Moim zdaniem, nie możemy iść w tym kierunku, bo to, że bobik ma więcej białka nie znaczy, że kalkuluje się lepiej proporcjonalnie do tej ilości białka w recepturze niż na przykład groch. Poza tym trzeba pamiętać o tym, że białko roślin bobowatych charakteryzuje się np. niską zawartością aminokwasów siarkowych, cysteiny, metioniny, czego konsekwencją jest gorsze wykorzystanie białka z paszy. My jako producenci pasz musimy wszelkie niedobory aminokwasowe wyrównywać i dostosowywać do obowiązujących norm stosując aminokwasy syntetyczne, które także generują koszty. Kolejnym przykładem jest łubin żółty, który ma ok. 40, a nawet więcej procent białka, czyli z jednej strony jest dobrze, ale dodatkowo zawiera alkaloidy, czyli związki antyżywieniowe. Są one w łubinach niewrażliwe na działanie wysokiej temperatury i wpływają na pogorszenie smakowitości oraz strawności pasz. Kolejny czynnik to włókno, którego w nasionach łubinu jest dużo, co niekorzystnie wpływa na opłacalność zastosowania łubinu w paszach dla drobiu. Ale idąc dalej nasiona łubinu mają strawność samego białka i aminokwasów w jelicie cienkim tylko nieco niższą od poekstrakcyjnej śruty sojowej. Nasiona grochu mają średnio ok. 19 proc. białka, czyli najmniej ze wszystkich roślin bobowatych, ale jest to białko dość bogate w lizynę. Na tych kilku przykładach doskonale widać, że białko białku nierówne. Dlatego płacenie za białko, które dla rolnika uprawiającego rośliny bobowate wydaje się oczywiste, z punktu widzenia żywieniowców i producentów pasz wygląda zupełnie inaczej – wyjaśnia ekspert.

Przy analizie opłacalności punktem odniesienia jest soja

Najważniejszym zagadnieniem przy dyskusji nad opłacalnością bobowatych w paszach dla zwierząt jest punkt odniesienia. Dzisiaj jest nim śruta sojowa GMO. W ostatnich latach ceny rynkowe śruty sojowej GMO bardzo rzadko były na tyle wysokie, by pojawiła się opłacalność po wprowadzeniu do receptur dla drobiu nasion roślin bobowatych. Zazwyczaj ceny nasion bobowatych są zbyt wysokie w relacji do cen śruty sojowej GMO. Inaczej rzecz ma się w przypadku śruty sojowej bez GMO.

– Jeszcze do niedawna różnica w cenie między toną śruty sojowej GMO i bez GMO wynosiła ok. 100 USD. Obecnie jest to około 200 – 250 USD. To sprawia, że w recepturach pasz bez GMO zaczyna się opłacać wprowadzać większe ilości nasion roślin bobowatych. Wydaje się zatem, że w pierwszej kolejności rodzime bobowate zagoszczą w recepturach pasz niszowych: bez GMO, ekologicznych, o niskim śladzie węglowym itd. Są to pasze droższe od konwencjonalnych, ale w następstwie też i produkty pochodzenia zwierzęcego są odpowiednio droższe. Na końcu tego łańcucha jest konsument, czyli my. Problem w nas jest tylko taki, że zgodnie z najnowszymi sondażami zależy nam na produktach wytwarzanych z lokalnych surowców, o niskim śladzie węglowym, ekologicznych, ale nie bardzo chcemy za to więcej płacić – wyjaśnia dyrektor Działu Badań i Rozwoju Dywizji Pasz.

Producenci pasz są w środku łańcucha rynku bobowatych. Z jednej strony mają rolnika – producenta nasion, który chce jak najdrożej sprzedać. Z drugiej strony, jest producent drobiu czy hodowca bydła, który chce kupić dobrą paszę w jak najniższej cenie, żeby jego produkcja była opłacalna. Ekonomia jest bezlitosna. Dlatego tak ważne jest rozpatrywanie tematu krajowego białka od strony każdego zainteresowanego, żeby wypracować sensowne porozumienie i ustalić wspólne realne do spełnienia założenia. Uda się to zrealizować tylko wtedy, gdy jedni będą rozumieli i brali pod uwagę argumenty i położenie drugich. Jeśli zależy nam na rozwoju upraw i zastosowaniu bobowatych w paszach dla zwierząt, należy skupić się w dużym stopniu na wydajności i efektywności samych upraw. Wówczas możliwe, że cena bobowatych stanie się atrakcyjna nie tylko wobec śruty sojowej bez GMO, ale również GMO. To w ostatecznym koszcie receptur tkwi sedno sprawy. Dla idei nikt nie zdecyduje się na nieopłacalne zastępowanie śruty sojowej bobikiem, łubinem lub grochem.

– Jestem daleki od tego, żeby próbować regulować rynek sztucznie i żeby wprowadzać odgórnie ustalony Cel Wskaźnikowy. Moim zdaniem, określanie i odgórne narzucanie ile rocznie każda wytwórnia pasz powinna wykorzystać rodzimego białka w swojej produkcji nic nam nie da. W wielu przypadkach będą problemy z realizacją tych założeń, niewynikające ze złej woli zakładu, ale z pewnych ograniczeń np. zbyt małej bazy magazynowej. Poza tym na czoło wysuwa się problem równego traktowania wytwórni produkujących pasze dla drobiu, w których trudniej jest zastąpić białko sojowe i wytwórni produkujących pasze dla trzody chlewnej lub bydła, w których można zastąpić soję nieporównywalnie łatwiej. Myślę, że konsekwencją wprowadzenia Celu Wskaźnikowego byłby spadek konkurencyjności polskiego mięsa drobiowego na rynkach światowych. Stracić pozycję lidera można szybko, trudniej będzie z jej odbudowaniem – podsumowuje lek. wet. Dawid Leski, dyrektor Działu Badań i Rozwoju Dywizji Pasz w firmie Wipasz S.A.

Dr inż. Monika Kopaczel-Radziulewicz

r e k l a m a

r e k l a m a

Zobacz także

r e k l a m a