Podajemy komunikat rosyjskiej służby weterynaryjnej: „Ze względu na ryzyko wprowadzenia do Rosji ASF z gotowych produktów mięsnych dostarczanych z UE, Rosselchoznadzor zamierza przeprowadzać kontrole w krajach eksportujących produkty peklowane na sucho, w tym wieprzowinę”.
A myśmy myśleli, że Unia Europejska od sierpnia 2014 r. nie może eksportować żywności – w tym mięsa i wędlin – do Rosji. A tu się okazuje, że jest inaczej, bo chyba ten zakaz przede wszystkim obejmuje Polskę. Czyżby mieszkańcy Petersburga, Moskwy, w tym i smakosze z Kremla tak zasmakowali w Prosciutto di Parma i salame Milano, że nie wyobrażają sobie dnia bez włoskiej szyneczki i plasterka salami? Zapewne węgierskie salami jest nie tylko przysmakiem premiera Orbana, ale i prezydenta Putina. Przypominamy tutaj, że wielokrotnie pisaliśmy w TPR, że wartość niemieckiego eksportu żywności na rynek Federacji Rosyjskiej systematycznie rośnie. Bracia Francuzi też nie narzekają na braci Moskali!
Dobrze, że na ASF nie chorują krowy, bo Rosselchoznadzor musiałby wstrzymać import i przeprowadzić kontrole także w zakładach produkujących sery Grana Padano i Parmigiano Reggiano. Tego dla mieszkańców Moskwy wraz z kremlowską elitą byłoby za dużo. Może nawet doszłoby do lekkich niepokojów, oczywiście nie na ulicy, ale w Internecie. Kiedy w sierpniu 2014 roku prezydent Putin ogłosił embargo na unijną żywność, to polskie mleczarstwo zapłaciło za to kryzysem, który na dobre rozkręcił się w 2015 roku. Szczególnie ucierpiało silne podlaskie mleczarstwo, położone z dala od wielkich aglomeracji. Specjalizowało się ono wówczas w produkcji na rynek rosyjski. Miało ten rynek dokładnie rozpracowany. Wszak polskie masło i polskie sery były w Rosji rozchwytywane. W czasie kilku lat embarga eksport serów na Białoruś, które następnie trafiały do Rosji, w pewien sposób osłabił skuteczność szlabanu firmowanego przez jej władze. Rozwinął się też eksport produktów mleczarskich na rynek ukraiński. Białoruski rynek z politycznych przyczyn straciliśmy! To nie było dla nas żadnym zaskoczeniem. Ale, że bratnia Ukraina zamknęła szlaban na eksport polskich serów jest bardzo niepokojące! Przecież w konflikcie z Rosją mocno wspieramy państwo ukraińskie zarówno politycznie, ale i militarnie. Wszak ręczna wyrzutnia Grom kosztuje około 100 tysięcy dolarów a i amunicja ma słoną cenę.
Nie od dziś wiadomo, że są dwie Unie Europejskie dwóch prędkości. Widać to na każdym kroku, zwłaszcza w rolnictwie i przetwórstwie żywności. Szkoda, że nasz rząd nie spiera się z Brukselą w obronie polskich producentów żywności równie zażarcie, jak w sprawie sądownictwa i kopalni w Turowie. Z tym, że nam nie tylko chodzi o wysoką temperaturę sporu, ale też o skuteczność.
Niedawno do naszej redakcji dotarła z Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej „Wstępna analiza klimatyczna 2021”. Wyczytaliśmy z niej, że „Zmiana klimatu na Ziemi postępuje. W Polsce odczuwamy ją również, mimo że 2021 rok okazał się być według norm wielolecia normalny pod względem średniej temperatury powierza i opadów atmosferycznych”. Najcieplej było na wybrzeżu – średnia roczna temperatura (9oC) była tam o 0,1oC wyższa od normy. Co prawda, dostępne dane pozwalają stwierdzić, że od 1950 r. średnia temperatura rośnie, ale czy porównywanie minionych 70 lat wystarczy, aby stwierdzić z niepodważalną pewnością, że człowiek spowodował zmianę klimatu. Dodajmy, że w 2021 r. w Polsce spadło przeciętnie 627 mm deszczu, czyli 3% ponad normę.
Pogoda mówi nam jedno, a politycy (jak Sylwia S.) i szczególnie tzw. aktywiści – którzy wszystko wiedzą najlepiej – drugie. W opisywanym czasie (od 1950 r.) suchych było 19 lat, a gorących – 14. Z tego powodu mamy wymieniać najpierw spalinowe samochody, a następnie ciągniki rolnicze na elektryczne, likwidować produkcję trzody, bydła i mleka, ograniczać stosowanie nawozów, zamykać elektrownie węglowe, a przede wszystkim ponosić ogromne koszty tych wszystkich przedsięwzięć. Czy ktoś zatrzyma to szaleństwo? Mamy nadzieję że tak. I że będą to właśnie rolnicy. Już Holendrzy i Niemcy pokazali jak reagują na straszenie klimatycznymi ograniczeniami. Niech no zacznie się przykręcanie śruby w innych krajach Europy (Francja, Hiszpania, Wielka Brytania) Tamtejsi farmerzy różne Sylwie pogonią widłami. Ufamy, że Polska będzie na czele tych zmian.
Ciekawie wygląda sytuacja na rynku mleka. Jego ceny na rynkach światowych rosną, bo surowca po prostu brakuje. Wzrost produkcji w Stanach Zjednoczonych był na poziomie 1,4% i w całości wchłonął go tamtejszy rynek. W Unii Europejskiej produkcja mleka wzrosła tylko w Polsce o (+0,4%), Irlandii (+5,9%) i we Włoszech (+3,2%). Niemcy, Francja i Holandia zanotowały spadek, podobnie jak największy eksporter tego surowca, czyli Nowa Zelandia. Jednak wysokie koszty produkcji nadal blokują odbudowę pogłowia! Oczywiste jest też to, że zbliżające się w UE ograniczenia związane z Zielonym Ładem będą jeszcze większą zaporą w rozwoju produkcji mleka – szczególnie w Polsce. Czy za kilka lat będziemy mówili: „Kto ma krowy, ten ma portfel zdrowy”? Dziś nikt tego zagwarantować nie może. Zwłaszcza że wzrost cen sprawia, iż ceny przetworów mlecznych osiągają tak wysoki poziom, że dla wielu staną się niedostępne. Ktoś może powiedzieć, że do łask wróci margaryna. Ale tłuszcze roślinne też sporo kosztują. A propaganda wegańska będzie skutecznie napędzać wzrost ich cen.