kujawsko-pomorskie
Grupka roześmianych dziewczynek w towarzystwie nieco zafrasowanego kolegi tonie w górach kartek, karteczek, błyskotek i brokatu. Obok pani Joasia (Joanna Górzewska), zjawiskowa jak Amy Winehouse – czarny kok i kocie oczy. Co robią? Opakowania na lizaki.
Deszcz z pianki
– To takie opakowania na lizaki na walentynki, czyli święto miłości. „Gdy zajdzie potrzeba, dam ci gwiazdkę z nieba. Dziś na walentynki – uśmiech, buziak i lentilki” – czyta z małej karteczki Lidka.
Dziś robią kartki walentynkowe, ale były już zajęcia sportowe i „jakaś chemia”.
– Robiliśmy kolorowy deszcz z pianki. Trzeba wziąć piankę do golenia, wycisnąć ją do szklanki z wodą, a potem pipetką nanieść na piankę barwnik spożywczy. I z pianki do wody przenikają takie kolorowe smugi. Można też się bawić mlekiem. Również można je pokolorować pipetką z barwnikami. Wyjdzie tęcza – chwali się Nadia, a pani Joasia dodaje, że zrobili też mydła z masy glicerynowej, pizzę i ciasto bananowe.
Ułamki w cieście
W tej sali szkoły działa klub młodzieżowy z Wielkiego Głęboczka. Szkoła podstawowa w Jajkowie chwilowo, z powodu braku odpowiedniego zaplecza w Głęboczku, udziela klubowi miejsca na spotkania. Ale sporo dzieje się też dwa piętra niżej, w salce w podziemiu. Agnieszka Chyła, koordynatorka projektu „Kluby Młodzieżowe” z ramienia urzędu gminy, prowadzi mnie na zajęcia klubu z Jajkowa.
– Zapraszamy. Właśnie czekamy na nasze wypieki. Dziś robią się kruche ciastka na maśle z gorzką czekoladą. Wygląda, jakby to były zajęcia z umiejętności kulinarnych. A tymczasem to coś więcej. Bo każdy tu dostał swoją miskę i wagę. Wagę trzeba było wytarować. Więc dzieciaki uczą się, co to netto, brutto, tara. Poznają też jednostki wagi – muszą wielokrotnie przeliczać ilość składników. Kiedy piekliśmy chleb, trzeba było dzielić składniki z myślą o foremkach. Myślę, że pomoże im to w opanowywaniu ułamków za chwilę. Uczą się tego z nami przedszkolaki – mówi Jolanta Kamińska, nauczycielka matematyki i opiekunka jajkowskiego klubu.
Pieczenie jest w poniedziałki. Drugie ze spotkań odbywa się w czwartki. Ale we wtorki w ramach projektu w szkole odbywają się zajęcia taneczne i ze sportów walki, więc ci, którzy zostaną wtedy po lekcjach w szkole, mogą uczyć się judo i kroków tanga.
Godziny cudownie rozmnożone
Projekt to wizja Danuty Kędziorskiej-Cieszyńskiej, wójt gminy Brzozie. Jest realizowany w ramach Strategii Rozwoju Lokalnego nadzorowanej przez stowarzyszenie Lokalna Grupa Działania Pojezierze Brodnickie. Dofinansowanie działań pochodzi ze środków unijnych z Europejskiego Funduszu Społecznego.
– Otrzymaliśmy trochę ponad 30 tys. zł na klub. Ten w Wielkim Leźnie jest dopiero w rozruchu. A z tymi z Głęboczka i Jajkowa ruszyliśmy już w ferie. W Głęboczku siedzibą miała być świetlica wiejska. Ale ponieważ w szkole jest więcej sprzętów i pomieszczeń, klub działa na terenie szkoły w Jajkowie. Wiosną zajęcia będą odbywały się również na świeżym powietrzu, w miejscach aktywności, które w ostatnim czasie gmina utworzyła – również przy wsparciu środków unijnych – na boisku w Jajkowie, na kręgielni w Wielkim Głęboczku czy miejscu rekreacji i wypoczynku w Wielkim Leźnie – opowiada Agnieszka Chyła.
Zajęcia odbywają się niemal zaraz po lekcjach, więc dzieci zdąży rozwieźć po wioskach w ostatnim kursie szkolny autobus. W każdym z klubów jest zaplanowane średnio 46 dni działania – dwa razy w tygodniu po 3 godziny to 138 godzin zajęć. Ale dzieci mogą mieć tych zajęć dużo więcej – prawie trzy razy tyle, a dokładnie 322 godziny. Trochę magiczna ta arytmetyka, więc dopytuję.
– W samym klubie są zajęcia animacyjne, zajęcia korepetycyjne lub rozwijające jakieś pasje: z matematyki, polskiego i języków obcych – angielskiego i niemieckiego. Są zajęcia sportowe na hali, taniec i sztuki walki. Dzieci mogą sobie wybierać. Mogą być półtorej godziny na jednych zajęciach, a potem dwie godziny na innych. Projekt jest adresowany do dzieci z rodzin z wykluczeniem społecznym – wyjaśnia Agnieszka Chyła.
Dodaje, że projektodawcom bardzo zależało, żeby zajęcia w klubach prowadzili nauczyciele, którzy już znają dzieci. To zwiększa skuteczność działań. Do projektu zakwalifikowała się konkretna liczba dzieci. Ale wójt gminy Brzozie chce też objąć działaniami klubów większą grupę dzieci. Kiedy przyjdzie do wycieczek, obiecała zapewnić dodatkowe pieniądze, by mogli jechać też nieuczestniczący w klubach. W planach są cztery wyjazdy – do teatru „Baj Pomorski” do Torunia, do Młyna Wiedzy – centrum edukacyjnego w Toruniu, do Kaczego Bagna, czyli osady z zabawami edukacyjnymi w warmińskiej wsi o tej nazwie i do Garncarskiej Wioski we wsi Kamionka koło Nidzicy.
Uzależnieni od bodźców
Rozmowę przerywają nam chłopcy. Niosą talerz z pachnącymi ciasteczkami niemal prosto z pieca. Pachnie masłem i kakao, czyli wysokiej jakości kruchym produktem. Zajadamy się, a do rozmowy dołączają animatorki Joanna i Jolanta, które właśnie skończyły zajęcia. Dzieci to samoistni ambasadorzy klubowych działań, ale opinia animatorek też ma ogromne znaczenie. I choć kluby działają raptem trzy tygodnie, już słychać w niej zachwyt.
– Dzieci najbardziej lubią zajęcia plastyczne. Ale ja kulinarne, więc na pieczenie do mnie, na plastykę – do Joasi. Mamy zabawy integracyjne. Bo w tych zajęciach chodzi też o budowanie relacji. A z tymi nie jest najlepiej. Zamknięcia szkół w trakcie pandemii nie zadziałały dobrze. Poza tym dzieciaki coraz trudniej koncentrują na czymś uwagę, coraz trudniej im wytrzymać choć kilka chwil przy jednym zajęciu. Mamy tak różnorodne te zajęcia, ale na początku było tak, że musiałyśmy je zmieniać niemal z minuty na minutę. Dzieci robiły się niecierpliwe, bo za nudno, za mało bodźców. Miałam przygotowane zajęcia, ale był moment, że chciałam dzwonić do gminy, że rezygnuję. Byłam przekonana, że nie dam rady. A teraz, raptem po dwóch tygodniach, widzimy, że potrafią nieco dłużej się skupić – mówi Jolanta, matematyczka.
Bez telefonu, ale z technologią
Podczas zajęć obowiązuje zasada, że telefon zostaje w plecaku. Jola chciała nawet ostatnio ustawić czas pieczenia na minutniku czyjegoś telefonu. I okazało się, że nikt nie miał przy sobie komórki. Takich małych sukcesów jest więcej.
– Staramy się też nie korzystać z komputerów. Jedyna technologia cyfrowa obecna na naszych zajęciach to roboty. Pożyczyłam je na chwilę z biblioteki – szkoła dopiero złożyła wniosek w projekcie na te urządzenia. Dzieci, korzystając z aplikacji na tablecie, same piszą program, który steruje zachowaniem robota. Jest też taka wersja, że same muszą zbudować robota z klocków – mówi Joanna, szkolna pedagog, prowadząca głęboczkowy klub.
Dzieci edukuje intensywnie. Na jedne z klubowych zajęć zdążyła już przynieść alko- i narkogogle.
– To okulary pozwalające zobaczyć, jak czuje się i jak widzi człowiek po zażyciu narkotyków lub wypiciu alkoholu. Reakcje były różne. Jedne dzieci od razu odkładały w przerażeniu. Ale niektórym się podobały. Tak myślimy, że to może być sygnał, że dziecko może w przyszłości poszukiwać bodźców dających takie wrażenia. Więc taka reakcja może być nawet pomocna dla dorosłych, może pomóc inaczej koncentrować uwagę – mówi Joanna.
Dodaje, że nie zostawiła podopiecznych samych z wrażeniami. Na zajęcia zaprosiła dzielnicowego, który opowiedział o zagrożeniach związanych z zażywaniem narkotyków i spożywaniem alkoholu, ale też o uzależnieniu od Internetu.
Na zajęciach są również dzieci z rodzin z problemami, czasem z większym trudem realizujących różne rodzinne funkcje. Prowadzące mówią, że już widzą dobroczynny wpływ zajęć. Kiedy do klubu trafia dziecko, aktywizuje się też często nieaktywny, mniej obecny dotąd rodzic. A to zawsze dobry objaw.
Po zajęciach robią z dziećmi podsumowania – siadają w kręgu i pytają, co się podobało, co chciałyby zmienić i co nowego robić. Mówią, że znów dzieje się cud, bo dzieci jeszcze ani razu w takim podsumowaniu nie stwierdziły, że chcą iść na komputery. Potrafią też być w swoich wyborach niezależne, nie oglądają się na grupę. Ale problemem jest także kiepskie czytelnictwo. Nauczyciele języka polskiego narzekają, że współczesne dzieci czytają mało, a do tego rzadko ze zrozumieniem. Animatorki klubów w gminie Brzozie i na to znalazły lekarstwo.
– To widać też na matematyce. Wyniki często są błędne właśnie dlatego, że tekst polecenia został źle zrozumiany. Dlatego kiedy w klubie gotujemy, podaję dzieciakom przepis z samymi składnikami albo tylko jego fragmentami. Dzieci muszą uzupełnić, czyli właściwie napisać go od początku pełnymi zdaniami. A na zajęciach z języków taki przepis jest tłumaczony – na niemiecki albo angielski. W przypadku trudniejszych wyrazów interweniuje i tłumaczy pani od polskiego. Jedną aktywność wykorzystujemy do uczenia wielu rzeczy – kończy Joanna.
Karolina Kasperek