lubelskie
Teza, którą stawia prezes Madej jest następująca. Polskie chmielarstwo nie jest oczkiem w głowie resortu rolnictwa. Branża do dziś nie odbudowała się w pełni po kryzysie z lat 2010–2011. Z danych PZPCh wynika, że uprawy chmielu zmniejszyły się wtedy z prawie 2700 ha w 2007 r. do niecałych 1300 ha w 2011.
– Obecnie mamy 1700 ha plantacji chmielu w Polsce i około 600 plantatorów. Zdecydowana ich większość jest na Lubelszczyźnie – wylicza prezes Madej.
Potrzebne wzmocnienie
Nasi plantatorzy nie mogą liczyć na wsparcie inwestycji w produkcję chmielu (poza dopłatami obszarowymi). Nie ma pomysłu na spójne działania, które mogłyby doprowadzić do wzmocnienia tej branży.
– Chmielarstwo to wymagająca dziedzina rolnictwa – mówi Jan Madej. – Potrzeba bardzo dużych nakładów finansowych, a także niemałej wiedzy. Założenie plantacji chmielu, w najtańszym wariancie, czyli przy użyciu drewnianych słupów, to obecnie co najmniej 120 tys. zł/ha. A pewnie więcej, bo ceny rosną z dnia na dzień. Wykorzystanie innych słupów, np. metalowych, sprawia, że kwota ta radykalnie rośnie.
Od momentu nasadzenia na pierwsze dochody czeka się trzy lata. Do tego dochodzą koszty suszenia. Wydajność chmielu zależy m.in. od odmiany oraz okresu eksploatacji chmielnika. Pierwszy zbiór to 80% średniej produkcji, drugi 110%, trzeci i czwarty 105%, piąty i późniejsze 100%, a po 10 latach uprawy wydajność zaczyna systematycznie spadać. Średnia wydajność to około 2,5 t/ha.
Do zbioru i suszenia szyszek chmielu potrzeba szeregu specjalistycznych maszyn i urządzeń składających się na cały ciąg technologiczny.
– Polscy chmielarze pracują, wykorzystując używane maszyny sprowadzane z Niemiec – mówi prezes Madej. – Ceny nowych są tak wysokie, że są one dla nas zupełnie nieosiągalne. Najstarsze pracujące u nas maszyny pochodzą jeszcze z lat 50. i 60. ubiegłego wieku.
Na rynku dominują Niemcy
W wyniku przemian gospodarczych zapoczątkowanych w latach 90., do Polski weszły firmy zagraniczne. Polski chmiel jest skupowany głównie przez niemiecką firmę Barth, największego na świecie dostawcę produktów chmielowych. W Niemczech jest przerabiany, a dopiero w postaci gotowych produktów wraca do Polski. Nasi producenci sprzedają przetwory chmielowe pośrednikom na podstawie wieloletnich kontraktów bądź obowiązkowych jednorazowych umów.
– W przypadku wieloletnich kontraktów zapewnia to gwarancję zbytu, jednak plantatorzy nie mają wiele do powiedzenia w kwestii cen zbytu – komentuje Jan Madej. – Jeszcze gorzej sytuacja pod tym względem wygląda w przypadku jednorazowych umów. Ministerstwo rolnictwa wprowadzając obowiązek ich zawierania, nie zadbało o wymóg wynegocjowania przed podpisaniem umowy ceny sprzedaży – mówi prezes PZPCh.
Prezes Madej uważa, że najwyższy czas na to, aby ministerstwo rolnictwa zasiadło do rozmów ze związkowcami i wspólnie poszukało rozwiązań problemów branży. Jak mówi, zabiega w tym celu o spotkanie z nowym ministrem rolnictwa.
– My, oczywiście, mamy przygotowane pomysły. Pierwsza kwestia, już poruszona, to wprowadzenie wymogu wynegocjowania przez związki plantatorów cen chmielu ze skupującymi przed podpisaniem umów – podkreśla prezes PZPCh. – Pozwoliłoby to uniknąć sytuacji, takich jak w sezonie 2021, gdy skupujący stawiali rolników przed alternatywą: zapłacimy mniej, niż wstępnie uzgadnialiśmy albo nie kupimy nic.
Uruchomić moce przerobowe
Kolejna kwestia to przetwórstwo. W Polsce są przetwórnie chmielu. To m.in. „Powiśle” w Kępie Choteckiej oraz SCF Natural w Suchodołach, obie zlokalizowane w województwie lubelskim. Ich zdolności produkcyjne są większe niż ilość produkowanego w kraju chmielu. – Ta druga przetwórnia w ostatnim okresie praktycznie nie przetwarza chmielu tylko odsprzedaje go pośrednikom – mówi Jan Madej. – I tu jest cały problem. Zamiast rozwijać produkcję i przetwórstwo doskonałego jakościowo polskiego chmielu na miejscu, jesteśmy głównie dostarczycielem surowca do niemieckiego potentata. Większościowy właściciel SCF Natural, którym jest Skarb Państwa, powinien tę politykę prowadzić inaczej, wspierając polskich producentów. Oczekujemy od rządzących uruchomienia tych mocy przerobowych.
Inna ważna sprawa to zorganizowanie producentów.
– To kamyczek do naszego ogródka – przyznaje prezes Madej. – Niestety, dziś mało kto na wsi wierzy w pożytki ze wspólnego gospodarowania. Lata PRL zrobiły swoje, choć na szczęście pomału się to zmienia. Oszczędności tylko z tytułu wykorzystywania przez grupę producencką wspólnie kupionego sprzętu byłyby znaczące – przekonuje prezes Madej.
I tu pojawia się kolejny postulat związku.
– Warto wykorzystać przykład z Niemiec. Tam w zorganizowanie plantatorów chmielu wiele lat temu włączyło się państwo – wyjaśnia Jan Madej.
PZPCh uważa, że warto korzystać ze sprawdzonych wzorów.
– Kolejnym krokiem po wspieranym przez rząd zorganizowaniu producentów w grupy byłoby przekazanie im należącej do Skarbu Państwa przetwórni chmielu w Suchodołach – tłumaczy prezes Madej.
Krzysztof Janisławski