Dzwonek Pierwszy miesiąc prenumeraty za 50% ceny Sprawdź

r e k l a m a

Partner serwisu

Potężny wóz ze Słowenii. Zabiera 18 000 litrów gnojowicy, którą rozlewa na 18 metrach!

Data publikacji 22.02.2022r.

Rozlewając gnojowicę „w powietrze” tracony jest nawet cały zawarty w niej azot, który ulatnia się w postaci amoniaku. Takie straty nie pozostają bez konsekwencji, bo niedobory tego składnika w glebie trzeba potem uzupełniać nawozami sztucznymi, które są dzisiaj horrendalnie drogie. Te niedobory będą znacznie niższe, gdy do beczki zaczepiony zostanie aplikator, który skieruje gnojowicę wprost do gleby lub przynajmniej rozleje ją na powierzchni pola lub darni. Taki sprzęt od kilku miesięcy użytkuje Łukasz Sabak, rolnik ze wsi Wężyczyn (pow. miński). Aplikator robi kolosalne wrażenie, bo ma 18 metrów szerokości i jest zawieszony na wyjątkowym wozie asenizacyjnym słoweńskiej firmy Farmtech.

mazowieckie

– Jesienią wykonałem tą maszyną pierwszych 50 kursów przewożąc ok. 900 tys. litrów gnojowicy – Łukasz Sabak wskazuje na beczkę Farmtech Polycis 1800. – Choć wywoziłem nim nawóz nawet na łąki oddalone o kilkanaście kilometrów od gospodarstwa, to cała operacja trwała tylko pięć dni. Gdybym taką samą ilość gnojowicy woził wcześniej użytkowanym beczkowozem Pomotu o pojemności 6700 litrów, to musiałbym wykonać ze 150 kursów, co trwałoby nawet miesiąc. I to jest odpowiedź na pytanie, dlaczego zdecydowałem się kupić ten wóz.

r e k l a m a

Pierwszy gnojowicę
pobiera robot

Łukasz Sabak hoduje bydło mleczne. Krowy utrzymuje w oborze wolnostanowiskowej wzniesionej w 2009 roku. Przez ponad dekadę legowiska ścielił słomą, a obornik raz lub dwa razy dziennie wygarniał ciągnikiem. Ale problemy z pozyskiwaniem słomy oraz chęć ograniczenia nakładów pracy zmobilizowały go do całkowitej zmiany systemu utrzymania. Postawił na system bezściołowy. Legowiska wyłożył materacami, które dodatkowo posypuje trocinami doskonale wchłaniającymi wilgoć. Zainwestował w robota Lely Discovery 120 Collector, który gwarantuje czystość korytarzy spacerowo-gnojowych. W trakcie przejazdu zgarnia on bowiem odchody z szerokości 1,2 m, a potem dzięki pompie próżniowej zasysa je do własnego zbiornika. Na koniec zrzuca gnojowicę do podziemnego zbiornika buforowego. Na dobę wykonuje 30 przejazdów po wcześniej zaprogramowanych trasach. Jeden przejazd zajmuje plus minus 7 minut. Ten robot posiada też funkcję spryskiwania posadzki wodą, która może być rozlewana zarówno przed urządzeniem – co pozwala na lepsze zasysanie odchodów – jak i tuż za nim, co z kolei pozwala nawilżyć podłogę zapewniając lepszą czystość i przyczepność posadzki oraz łatwiejsze zbieranie nieczystości podczas kolejnego przejazdu. Robot Discovery 120 Collector jest w stanie przetransportować na raz do 300 litrów gnojowicy.

– Trasy przejazdu ma tak zaprogramowane, że nie zdarzyło się, aby pobrał taką ilość cieczy – dodaje rolnik. – W naszym gospodarstwie naprawdę ma co robić, bo dziennie przejeżdża grubo ponad 2 kilometry. Rocznie pokonuje więc ponad 700 kilometrów! Efektem jego pracy jest czysta posadzka, która pomaga ograniczyć problemy z racicami. Jeżeli chodzi o legowiska, to teraz są bardziej suche. Dzięki temu krowy mają czyste i suche wymiona. Nie mają też problemów z kładzeniem się i wstawaniem.

Zmiana systemu utrzymania wiązała się również z dobudowaniem do obory dodatkowego pomieszczania, w którym zlokalizowana została stacja dokująca, na której są podładowywane akumulatory robota. W tym miejscu zlokalizowany został też podziemny zbiornik buforowy do gnojowicy mający pojemność 20 tys. litrów. Z tego zbiornika gnojowica cyklicznie jest przepompowywana do zbiornika głównego (naziemnego) firmy Precon mieszczącego 1,5 mln litrów cieczy. Jego pojemność jest wystarczająca do półrocznego przechowywania nawozu.

Beczka z tworzywa

Mając dopracowany system usuwania gnojowicy z obory i jej magazynowania, rolnik stanął przed decyzją zakupu wozu asenizacyjnego, który domknąłby temat gnojowicy – jej przewożenia i rozlania na łące lub polu. W internecie prześledził ofertę rynkową beczkowozów. Swoje poszukiwania zawęził do maszyn wyposażonych w zbiorniki wykonane z tworzywa sztucznego, które w porównaniu do stalowych są odporniejsze na korozję oraz mają niższą masę własną. Maszyna musiała być wyposażona w wydajną pompę oraz możliwie szerokie ogumienie. Jego uwagę przykuł wóz Polycis 1800 słoweńskiej firmy Farmtech, który był wystawiony do sprzedaży w Kietrzu w firmie Agrocar. Maszyna stała na placu i była dostępna od ręki. Za namową przedstawiciela tej firmy pokonał ponad 400 kilometrów, aby móc go obejrzeć „na żywo”. Na Opolszczyźnie miał też okazję porozmawiać z użytkownikiem nieco mniejszego wozu Polycis o pojemności 14 tys. litrów, który posiada taki sprzęt od roku.

– Moją uwagę przy tej maszynie od razu zwróciła masywna, pokryta ocynkiem rama. Widać, że budując ten sprzęt producent nie oszczędzał na materiałach. Podobał mi się aplikator, który na czas transportu nie jest mocowany do zbiornika, ale spoczywa na dodatkowych wspornikach. Super rozwiązaniem było też wyposażenie beczki w ramię pompujące, co daje możliwość napełniania wozu bez konieczności wysiadania z kabiny i ręcznego podłączania węży – wymienia Łukasz Sabak.

Polycis 1800 to jeden z największych wozów asenizacyjnych słoweńskiego Farmtecha. Jest w stanie przewieźć 18 000 litrów gnojowicy. Ma 10 metrów długości i z aplikatorem waży netto 9200 kg. Gdyby nie to że posiada zbiornik z tworzywa, jego masa własna byłaby wyższa nawet o 2 tony. Producent podaje, że zastosowany tutaj zbiornik został wykonany z odpornego na uderzenia poliestru wzmocnionego włóknem szklanym. Na wytrzymałość wpływa też to, że ściana zbiornika ma ponad 8 mm grubości. Wytrzymałość jest o tyle istotna, że w tym wozie pojemność zbiornika jest wykorzystywana w całości, czego nie można powiedzieć o beczkowozach napełnianych agregatami próżniowymi. To zasługa sposobu napełnia opartego na pompie ślimakowej niemieckiej firmy Wangen o wydajności 6000 litrów na minutę, przy której znajduje się zabezpieczenie chroniące ją przed uszkodzeniem. Tankowanie beczki do pełna bez wkręcania ciągnika na wysokie obroty – jak słyszmy od rolnika – zajmuje około 4 minut. Maszyna jest komfortowa w obsłudze. Nie trzeba nawet śledzić procesu napełniania, bo gdy zbiornik jest pełny, tankowanie jest automatycznie zatrzymywane, a sprzęt od razu przechodzi na cykl mieszania, który ma przeciwdziałać rozwarstwianiu się gnojowicy przy dłuższych przejazdach transportowych. Przy tym cyklu gnojowica króćcem zamocowanym z przodu zbiornika dopływa do pompy. Ta tłoczy ją wężem do zamocowanego z tyłu zaworu trójdrożnego, który ponownie wprowadza nawóz do zbiornika.

– W tej maszynie są aż cztery różne sposoby napełniania zbiornika. Jest możliwość tankowania beczki poprzez dwa boczne króćce wyprowadzone po obu stronach, gdzie przy jednym zamocowany jest rozdrabniacz. Można też napełniać wóz od góry po otwarciu włazu. Czwartym sposobem, z którego korzystam, jest tankowanie poruszanym hydraulicznie ramieniem łączącym się ze stacją dokującą ustawioną przy zbiorniku naziemnym. Dodam, że gdy zbiornik jest pełny, to – jak wyjaśnia Łukasz Sabak – zaczyna migać czerwona kontrolka zamocowana z przodu zbiornika, przy wskaźniku poziomu napełniania, co jest sygnałem, że mogę składać ramię i ruszać na pole.

r e k l a m a

Praca z aplikatorem

Rozłożenie aplikatora na polu trwa kilkadziesiąt sekund. W pierwszym etapie ramiona, jeszcze w pozycji transportowej, są unoszone ponad wsporniki. Potem rozkładają się na boki. Następnie cały aplikator obraca się w pionie, aż redlice zatrzymają się na ziemi. Ich siłę docisku można hydraulicznie zmieniać. Przepływ gnojowicy w aplikatorze wygląda tak, że w pierwszej kolejności jest ona kierowana do dwóch pionowych rozdzielaczy. Następuje w nich docinanie resztek słomy czy innych części stałych znajdujących się w gnojowicy oraz porcjowanie cieczy do 72 węży, które rozlewają nawóz w bruzdach wykonanych przez redlice.

– Z daleka nawet nie widać, że na łące była rozlewana gnojowica. Robotę robią tutaj redlice, które tworzą bruzdę w darni lub glebie. Gnojowica jest następnie wlewana w sam środek tej bruzdy – rolnik opisuje działanie urządzenia, dodając, że dzięki temu, że gnojowica jest rozlewana u podstawy roślin, nie są one brudzone. Taki sposób rozlewania na łące sprawia, że nawóz jest osłonięty liśćmi, co częściowo chroni go przed wiatrem i słońcem, a jednocześnie utrzymuje w bardziej wilgotnym i chłodniejszym środowisku. Pozwala to zminimalizować emisję amoniaku do atmosfery. Takie działanie eliminuje też nieprzyjemny zapach.

Z wozem współpracuje traktor John Deere 6215R o mocy nominalnej 215 KM. Radzi sobie bez problemów, bo wedle zaleceń producenta beczkowóz wymaga ok. 180 koni mocy. Zestaw porusza się po polach z prędkością od 5 do 8 km/h. Dokładność rozlewania gwarantuje to, że zestaw jest prowadzony z wykorzystaniem nawigacji satelitarnej GPS. Szerokie na 750 mm koła w układzie tandem minimalizują ugniatanie darni, a tylna oś skrętna zapobiega niszczeniu upraw na uwrociach. Koła skrętne mają też znaczenie jeżeli chodzi o trwałość opon, bo na twardym podłożu zmniejsza się zużycie ogumienia poprzez zmniejszenie tarcia. Maszyna posiada amortyzowany dyszel, który minimalizuje przenoszenie drgań. Dyszel ma też regulację wysokości. Co to daje? – dopytujemy.

– Gdy rozlewam gnojowicę poruszając się pod górę, to dyszel ustawiam tak, aby wypoziomować beczkę, dzięki temu nawóz jest cały czas podawany i nie kumuluje się z tyłu zbiornika. Tę funkcję wykorzystuję również w trakcie napełniania beczki, aby utrzymać ją w poziomie – odpowiada Łukasz Sabak.

Przemysław Staniszewski

r e k l a m a

r e k l a m a

Zobacz także

r e k l a m a