mazowieckie
– Do inwestycji zmotywowały nas przede wszystkim niedogodne warunki prowadzenia produkcji mleka. W czterech ciasnych budynkach wszystko musieliśmy robić ręcznie(łącznie z wywożeniem obornika taczkami), a brak możliwości zwiększenia pogłowia krów sprawiał, że coraz częściej przychodziła myśl, że jedno z nas będzie musiało iść do pracy, by „spiąć” domowy budżet – wspominał Leszek Ruszczak. – Jak się okazało, warto było zaryzykować i zainwestować, by dziś cieszyć się lżejszą pracą,większym i zdrowszym stadem.
Państwo Ruszczakowie zdecydowali się wybudować oborę uwięziową o wymiarach 35x14,5 m. Centralnie położony, przejazdowy korytarz paszowy dzieli oborę na dwie symetryczne części. Po jednej stronie korytarza (o szerokości 4 metrów) zaplanowano rząd 25 stanowisk dla krów dojnych (wszystkie pochodzą z własnego odchowu); po przeciwległej – część na głębokiej ściółce dla młodzieży, z której obornik usuwany jest co dwa miesiące. Pomimo że w pierwotnych planach młodzież utrzymywana miała być luzem, to ostatecznie została uwiązana.
– Przy przeprowadzce mieliśmy ogromne problemy z rozbrykaną młodzieżą, dlatego też w obawie o bezpieczeństwo postanowiliśmy, że utrzymywana będzie na uwięzi – wyjaśnił gospodarz.
Po wejściu do przestronnego i widnego budynku naszą uwagę zwrócił panujący w nim bardzo dobry mikroklimat. Z pewnością jest to zasługa dużej kubatury obiektu oraz innych praktycznych rozwiązań, jak na przykład tego, że w ścianach bocznych zamiast typowych dla tego typu obór okien zastosowano kurtyny. Dzieła dopełnia stale otwarta przezroczysta kalenica dachu.
– Obora doskonale sprawdza się również latem, zastosowanie w dachu grubej warstwy pianki świetnie izoluje przed nagrzewaniem się budynku latem i zbyt dużym ochładzaniem zimą – dodał pan Leszek, który po 4 latach użytkowania nowego obiektu zauważa także popełnione w nim błędy projektowe, jak chociażby zbyt krótkie stanowiska dla krów, czy też zbyt niski murek oddzielający stół paszowy od stanowisk, na które często przesypuje się pasza. Od dwóch lat w oborze pracuje wóz paszowy firmy Sano o pojemności 8 m3. Dawka na stole paszowym ułożona jest na produkcję 20 litrów mleka od krowy. Wydajniejsze sztuki otrzymują mieszankę z ręki, którą gospodarze wykonują samodzielnie, na bazie własnych zbóż.
Stado objęte jest oceną użytkowości mlecznej, a jego wydajność to obecnie 8800 kg mleka od sztuki. Jak większość hodowców, tak i państwo Ruszczakowie pracują nad jej poprawą.
Jakież było nasze zdziwienie, gdy rozmawiając o rozrodzie stada dowiedzieliśmy się, że od kilku lat zajmuje się nim pani Katarzyna. Do rzadkości bowiem należy, że kobieta inseminuje swoje podopieczne.
– To efekt mojego niezrealizowanego marzenia, jakim była weterynaria – skromnie wyjaśniła Katarzyna Ruszczak, która nie tylko inseminuje swoje podopieczne, ale i doskonale radzi sobie z prostą pomocą porodową czy też lżejszymi anomaliami poporodowymi jak np. oczyszczanie dróg rodnych po wycieleniu. – Wiele nauczyłam się też od opiekującej się naszym stadem lekarz weterynarii, która m.in. zajmuje się synchronizacją rui u krów – dodała gospodyni.
Hodowczyni poczyniła już także pierwsze próby zacielania krów nasieniem seksowanym. Po dwóch próbnych zabiegach urodziła się już jedna, jakże wyczekiwana pierwsza cieliczka.
– Jedno jest pewne, odkąd wzięłam sprawy rozrodu we własne ręce i po okresie nabierania wprawy i doświadczenia rozród wreszcie się poprawił i obecnie na skuteczne zacielenie zużywamy nie więcej niż dwie porcje nasienia. Oczywiście zawsze mogłoby być lepiej, niemniej na remont stada własnych jałówek nam nie brakuje.
Kiedy zapytałam gospodarzy o najbliższe plany inwestycyjne, szybko odpowiedzieli, że w obecnych czasach dużą inwestycją jest po prostu zakup nawozów.
– Co prawda część nawozów fosforowych zakupiliśmy już jesienią, z azotowymi nadal jednak czekamy obserwując, jakie ceny czas przyniesie. Jeśli będą zbyt wysokie to w tym roku nawożenie będzie raczej ekologiczne – z uśmiechem stwierdziła pani Katarzyna. – Jedno jest pewne, w tym roku nie kupimy tyle nawozów co zwykle, bo po prostu nas na nie nie stać. Warunki naszego gospodarstwa sprawiają, że wszystkie trawy konserwujemy w balotach.Już teraz folia jest bardzo droga, jakie będą ceny przy pokosach trudno przewidzieć. Musimy więc szukać oszczędności, gdzie tylko jest to możliwe i jakoś przetrwać te bardzo trudne dla rolnictwa czasy.