Zaprezentuję spojrzenie zootechnika, wszak z racji wykształcenia od 1981 r. zajmuję się zawodowo hodowlą i żywieniem zwierząt. Ale praktycznie krowami zajmuję się ponad pół wieku. Bowiem moją przygodę z żywieniem zwierząt zaczynałem od wypasania z dziadkiem krów na pastwisku.
Autor artykułu Tomasz Ulanowski na wstępie pisze, że „Z szacunków przedstawionych przez naukowców wynika, że rezygnacja z mięsa i nabiału obniżyłaby emisję gazów cieplarnianych o połowę. Nie musimy przechodzić na weganizm – wystarczy mocno ograniczyć hodowlę przede wszystkim bydła”. Uff, dobre i to, że dla klimatu nie trzeba zostać weganinem. Jednak hodowli nie trzeba ograniczać.
r e k l a m a
Zwierzęta mają niewielki udział w emisji gazów cieplarnianych
Celem nauki jest obiektywne poznanie rzeczywistości. Niestety czasami droga ku prawdzie jest bardzo wyboista. Nie będę przytaczał tutaj absurdalnych teorii różnych naukowców. Wspomnę tylko, że obiektywne poznanie wymaga, aby zapoznać się też z argumentami drugiej strony. Bo nie wszyscy uczeni wyliczają, jak pisze autor że „rolnictwo odpowiada za ponad jedną trzecią całej antropogenicznej emisji gazów cieplarnianych. Przy czym aż 57% emisji rolniczej pochodzi z hodowli zwierząt”. Wynika z tego, że rolnictwo odpowiada za ponad 33% emisji gazów cieplarnianych, w tym produkcja zwierzęca mniej więcej za 1/6, czyli ponad 17%. Natomiast profesor Frank Mitloehner, Uniwersytet Kalifornijski w Davis, dla mnie największy autorytet jeżeli chodzi o gazy cieplarniane podaje: rozkład emisji gazów cieplarnianych w USA przedstawia się następująco: 28% transport, 28% energetyka, 22% przemysł i 9% rolnictwo z produkcją zwierzęcą. Wszak oczywistą oczywistością jest fakt, że USA to największy na świecie producent mleka i wołowiny oraz drugi (po Chinach) producent wieprzowiny. W USA mamy aż 78% gazów cieplarnianych spoza branży rolniczej. W Europie: Federalny Urząd Ochrony Środowiska w Niemczech (Umweltbundesamt) wylicza, że 7,3% emisji gazów cieplarnianych pochodzi z rolnictwa, a aż 84,5% gazów z przemysłu, transportu i energetyki. Dodajmy w tym miejscu, że Niemcy są w UE największymi producentami mleka i wieprzowiny oraz drugim – po Francji producentem wołowiny w UE.
Wobec tych faktów nie jest prawdą, że „hodowla ma ogromny udział w emisji dwutlenku węgla, podtlenku azotu i metanu”. Bo jak ma się ogromny, niech będzie nawet podawany udział 17%, wobec pozostałych ponad 80%. Oczywiście, nie oznacza to, że nic nie robimy w hodowli zwierząt, aby ograniczyć emisję gazów cieplarnianych. Wręcz odwrotnie, uważam, że robimy znacznie więcej i skuteczniej niż branża pozarolnicza. Jednak klimatu naszymi działaniami nie zbawimy. Nawet jeżeli zmniejszymy emisję gazów pochodzących z produkcji zwierzęcej o 30%, to w skali globalnej będzie to zaledwie 3%. Natomiast gdyby udało nam się to zrobić z branżą pozarolniczą byłoby to co najmniej 24%, czyli 8 razy więcej! Dlatego całkowicie bezsensowne jest nawoływanie do rezygnacji z hodowli bydła. Co prawda ze zwierząt bydło emituje najwięcej gazów cieplarnianych. Ale za to wykorzystuje – podobnie jak inne przeżuwacze (owce, kozy) – pasze włókniste, których nie jedzą i nie trawią inne gatunki zwierząt. Jakże nieprawdziwa jest wizja, że: „Wycofanie z hodowli wszystkich przeżuwaczy dałoby aż 90% obniżenia emisji z hodowli”. Tak samo, jak bałamutne jest twierdzenie „Aż 71% cieplarnianych zysków wynikających z całkowitego porzucenia hodowli miałoby się wziąć z rezygnacji z hodowli bydła. Przy czym 47 proc. redukcji emisji gazów cieplarnianych osiągnęlibyśmy, gdybyśmy zrezygnowali z wołowiny, a 24% zysku przyniosłoby porzucenie hodowli krów”. Dobrze, że ludzie o takich poglądach nie sprawują władzy. Bo nie trzeba porzucać hodowli, wystarczy krowy i bydło opasowe lepiej żywić. Tak aby emisja gazów cieplarnianych była niższa nawet o połowę. I w tym miejscu powrócę do mojego dzieciństwa i sielankowego obrazka krów na pastwisku. Jak mało kto, wiem co w trawie piszczy i ile robactwa trzeba było odpędzać, by krowy mogły spokojnie jeść trawę. A mleka i tak było mało. Teraz bardzo ważna wiadomość dla ekologów. Krowy i bydło opasowe na pastwisku produkuje znacznie więcej gazów cieplarnianych niż w oborze przy zbilansowanej dawce. I tu kłania się praca zootechnika, bo dobrze komponując dawki pokarmowe znacznie przyczyniamy się do ograniczenia emisji gazów, nawet 2-krotnie w stosunku do pastwiska. Bo im wyższy poziom hodowli, tym zwierzęta produkują mniej gazów cieplarnianych.
Wysoka wydajność
korzystna dla środowiska
Niestety, często krytykowana jest też wysoka wydajność zwierząt i duże fermy, które są często wbrew pozorom korzystne dla środowiska. Po pierwsze, wszystkie bazują na bardzo dobrze zbilansowanych dawkach, a więc choćby z tego tytułu produkcja gazów cieplarnianych jest dużo mniejsza. Po drugie, wszystkie mają wysoką wydajność. Gdy w stadzie krowy produkują średnio 12 000 kg mleka, to aby uzyskać tę samą ilość mleka potrzeba 2 razy więcej krów o wydajności 6000 kg. Pamiętam czasy, kiedy mieliśmy w Polsce ponad 5 mln krów, a dzisiaj mamy trochę ponad 2 mln, czyli 2,5 raza mniej, a produkujemy mleka więcej, bo znacznie zwiększyliśmy wydajność. Na pewno, chociażby z powodu liczebności i lepszego żywienia, obecnie krowy znacznie mniej obciążają środowisko niż kiedyś. Podobna sytuacja ma miejsce również w innych krajach. Jak podaje wspomniany już profesor Frank Mitloehner, w USA w 1950 roku było 25 mln krów, a dzisiaj jest ich zaledwie 9,4 mln, czyli ponad 15 mln mniej. Ale w tym czasie produkcja mleka wzrosła o 60% do 98,7 mln ton i USA są największym producentem mleka na świecie. Ślad węglowy produkowanej obecnie szklanki mleka jest o 2/3 mniejszy niż 70 lat temu. Na pewno wielu ludziom, a ekologom szczególnie, trudno pogodzić się z faktem, że krowy na pastwisku będą zostawiały większy ślad węglowy i są większym obciążeniem dla środowiska niż wysokowydajne krowy utrzymywane w oborach na dużych fermach i spożywające zbilansowaną dawkę.
r e k l a m a
Wspaniała fotosynteza
– tlen z dwutlenku węgla
Nie jest prawdą też, że: „naturalne ekosystemy o wiele skuteczniej magazynują węgiel niż uprawy”. Rośliny w procesie fotosyntezy, która jest jedną z najważniejszych przemian biochemicznych na Ziemi, korzystając ze światła, jako źródła energii, wiążą dwutlenek węgla i wodę i produkują z nich węglowodany oraz życiodajny tlen. Przypomnijmy sobie tę wspaniałą reakcję:
6H2O + 6CO2 + hv (energia świetlna) = C6H12O6 + 6O2
Dotyczy to wszystkich roślin, nie tylko dzikich, także uprawnych. A więc im więcej uprawianej na hektarze zielonej masy uzyskujemy, tym większa absorbcja CO2. I tak jest też w praktyce. Jak obliczył profesor Kurt Thelen z Michigan State University, 1 ha kukurydzy absorbuje 40 ton CO2 , a 1 ha użytków zielonych 3,7 ton CO2. Gdybyśmy dokonali bilansu, to okazuje się, że uprawiana w Polsce kukurydza i trawy 3 razy więcej absorbują CO2 niż wydalają go krowy.
A więc nie tylko odżywiająca się CO2 dzicz jak podaje autor, jest korzystna dla środowiska. Również rośliny uprawne absorbują i to często w większym stopniu CO2 niż rośliny w naturalnych ekosystemach. Zresztą z naturą też jest problem, bo okazuje się, że tereny bagienne będące najczęściej pod ochroną emitują do atmosfery prawie 2 razy więcej metanu (160 mln ton) niż przeżuwacze (89 mln ton). Ale nie musimy osuszać bagien ani tym bardziej likwidować krów, gdyż metan na drodze fotochemicznego utleniania zostaje zamieniony na CO2 , który z kolei wykorzystują do fotosyntezy rośliny. Zresztą z danymi przedstawionymi w „Gazecie Wyborczej” mam pewien problem, a jestem umysłem ścisłym. Bo skoro nasza cywilizacja pompuje co roku w powietrze blisko 50 mld ton CO2 , z czego 17,3 mld ton CO2 pochodzi z rolnictwa, to na pewno na wyrost jest twierdzenie, że: „rezygnacja z hodowli zwierząt pozwoliłaby szybko obciąć emisję gazów cieplarnianych aż o 25 mld ton rocznie”. Czyli bez zwierząt hodowlanych, bez upraw, klimat byłby od razu cudowny? A jeżeli dołożyć do tego jeszcze zwierzęta dzikie i znacznie ograniczyć populację ludzi (też są takie głosy) to wówczas będzie klimatyczny raj na Ziemi.
Jako ciekawostkę podam fakt, że my zootechnicy na zamówienie polityczne Unii Europejskiej, która zakazała stosowania mączek zwierzęcych w paszach, hodowlane zwierzęta wszystkożerne, takie jak świnie i kury, zrobiliśmy roślinożernymi. Ten trend nie omija także naszych milusińskich mięsożerców, gdyż w wielu karmach dla psów, udział produktów zwierzęcych wynosi zaledwie 4%. Reszta to komponenty roślinne. Natomiast ze zwierzętami drapieżnymi dziko żyjącymi mamy jeszcze pewien problem, bo nie wiemy jak spowodować, aby wilk zamiast zającem zadowolił się np. marchewką.
Dieta bezmięsna
nie zbawi świata
Trudno zgodzić się ze stwierdzeniem, że „Z badań naukowych wiadomo, że wręcz śmiertelnie niezdrowe jest częste jedzenie czerwonego mięsa”. Pytanie, które się nasuwa, to jak często trzeba jeść mięso, aby było to śmiertelnie niezdrowe i kto takie niebezpieczne badania przeprowadził. Mamy bowiem również badania naukowe, które nie potwierdzają, aby jedzenie mięsa było szkodliwe. Na pewno każdy nadmiar szkodzi, czy to będzie mięso, cukier, alkohol. W niektórych krajach (Dania, USA, Australia) spożywa się ponad 100 kg mięsa na osobę rocznie, a w innych nawet nie ma 5 kg (Indie, wiele krajów afrykańskich). Szacuje się, że na świecie mamy tyle samo ludzi z nadwagą, co niedożywionych. Badania przeprowadzone w USA wykazały, że szczytna idea, aby wprowadzić kolejny dzień tygodnia (poniedziałek) bezmięsny, niewiele da ochronie klimatu. Niewiele też pomoże mocne ograniczanie spożycia wołowiny, mleka i produktów z niego wytwarzanych. Przypomnijmy kolejny fakt: to nie wołowina ani nie mleko są głównym źródłem białka zwierzęcego dla ludzi. Dominuje bowiem drób i wieprzowina, które produkowane są głównie w Azji w której żyje najwięcej ludzi. To w Azji produkuje się aż 19,4 mln ton białka zwierzęcego. Na żadnym kontynencie wołowina nie stanowi głównego źródła białka. Jedynie w Ameryce Północnej, gdzie produkuje się 10,1 mln t białka zwierzęcego, znajduje się na drugim miejscu za drobiem. Natomiast w Europie, która produkuje 13,1 mln t białka zwierzęcego, najczęściej spożywane jest mleko i jego przetwory. Wynika to ze względów ekonomicznych, gdyż koszty produkcji mleka są mniejsze niż mięsa. Ale też i z tradycji: mleko, sery i przetwory mleczne są bardzo popularne w europejskiej kuchni. Pochodzę z Wielopolski, gdzie jednym z najbardziej popularnych dań regionalnych i moim ulubionym są „pyry z gzikiem”. Kompletnym nieporozumieniem jest nawoływanie do mocnego ograniczenia spożycia wołowiny w Polsce, gdzie jej roczne spożycie wynosi zaledwie 4 kg na osobę. Dla porównania wieprzowiny spożywamy zaledwie 40 kg, a drobiu ponad 30 kg. Dla porównania, największe spożycie wołowiny, ok. 40 kg na osobę, występuje w Argentynie, Urugwaju i USA.
Zobacz także
Krowy pomogą walczyć z zanieczyszczeniem środowiska
Krowy mogą też mieć korzystny wpływ na środowisko. W przeprowadzonych badaniach naukowcy austriaccy wykazali, że mikroflora żwacza może rozkładać różne rodzaje plastiku. Skoro w żwaczu odbywa się trawienie ciężko strawnych pasz włóknistych, to najpierw spróbowano karmić krowy naturalnymi roślinnymi poliestrami. A gdy próby przebiegły pomyślnie, to zbadano jak płyn żwacza rozkłada syntetyczne poliestry (PET, PBAT, PEF). Pierwsze próby są obiecujące, więc badania będą kontynuowane. A więc krowy być może też będą miały swój udział w utylizacji i pozbyciu się różnych plastików ze środowiska.
Zacznijmy od siebie
To co wielu ludziom, a szczególnie rolnikom i hodowcom leży na sercu, to marnowanie i brak poszanowania dla żywności, a szczególnie produktów zwierzęcych. Zamiast obarczać zwierzęta winą za ocieplenie klimatu, powinniśmy bardziej krytycznie spojrzeć na swoje postępowanie. Rocznie na świecie marnuje się 1,3, mld ton jedzenia, to jest około 235 kg na osobę. Na wyprodukowanie żywności, która finalnie trafia na śmietnik zużywamy 250 bln litrów wody. Jest to aż 14 razy więcej wody niż mieszczą wszystkie jeziora w Polsce. Najgorsze jest to, że wyrzucamy często dobre, nadające się jeszcze do zjedzenia produkty, tylko dlatego, że minął termin przydatności (29%) albo kupiliśmy ich zbyt dużo (20 %). To są właśnie dwie główne przyczyny wyrzucania połowy żywności. Wcale nie, jakby się wydawało, jedzenie zepsute, czy złej jakości.
Główne przyczyny wyrzucania żywności:
29% żywność przeterminowana,
20% zbyt duże zakupy,
15% zbyt duże porcje posiłków,
15% produkt złej jakości,
13% niewłaściwy sposób przechowywania,
8% inne.
Chciało by się rzec: kto jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamieniem. Bo nie tylko handel i przemysł są winne. My konsumenci także. Ale niech to będzie marnotrawstwo 20 kg, a nie ponad 200 kg w skali roku. Dlatego tak ważne są kampanie zapobiegające marnowaniu żywności. Pozytywne jest to, że Unia Europejska wprowadza obowiązek podawania tylko daty produkcji bez terminu przydatności na produktach trwałych, co w dużym stopniu ograniczy wyrzucanie takiej żywności. Na pewno potrzebne jest też uświadamianie konsumentów i prostowanie fałszywych informacji. Co wcale nie jest łatwe, bo zawsze lepiej się sprzeda i zapamięta hasło „Mleko zabija”, niż „Mleko jest zdrowe”. Łatwiej też doszukiwać się winy u innych niż u siebie samego. Tak. To my, a nie krowy, czy inne zwierzęta, emitujemy większość gazów cieplarnianych. Naszym obowiązkiem jest chronić lasy przed pożarami i wycinaniem, glebę przed jałowieniem, ale przede wszystkim zapobiegać marnowaniu żywności. Bo to może zrobić każdy z nas. Choćby z szacunku dla zwierząt i pracy rolników, którym tak dużo zawdzięczamy, jak i w trosce o naszą planetę, by ustrzec ją przed globalnym
ociepleniem.