W 2021 roku na terenie Polski potwierdzono 3214 ognisk afrykańskiego pomoru świń u dzików. Zmniejszenie pogłowia tych zwierząt zapobiega rozprzestrzenianiu się wirusa z jednego osobnika na inne, powinno więc pojawiać się jak najwięcej zachęt do polowań, aby zmniejszać ich populację, ale równie ważne, o ile nie ważniejsze, jest poszukiwanie padłych sztuk, które mogą być potencjalnie zarażone. Rozważne i przemyślane zmniejszenie gęstości populacji dzików i usunięcie zagrożenia ze środowiska w sposób znaczący wpływa na obniżenie dynamiki szerzenia się choroby. W przeciwnym razie wirus rozprzestrzeni się na cały kraj i wtedy zabije nieporównywalnie większą liczbę zwierząt niż precyzyjny odstrzał.
Od początku wystąpienia wirusa ASF w Polsce myśliwi pozyskali 1,2 mln dzików. W roku łowieckim 2020/2021 odstrzelono ponad 380 tys. dzików przy liczbie 5,5 mln polowań indywidualnych i wykonywanych odstrzałów sanitarnych, a rok wcześniej 414 tys. sztuk przy liczbie polowań wynoszącej 4,6 mln. Odstrzały zwiększyły się od 2019 roku, kiedy umożliwiono polowanie z noktowizją i, jak wylicza Polski Związek Łowiecki, w ciągu tylko jednego miesiąca upolowano 50 tys. dzików.
Od kwietnia do końca grudnia ubiegłego roku w Polsce pozyskano 215 tys. dzików, w tym 120 tys. w ramach odstrzału sanitarnego. Na terenie kraju odbyło się w tym czasie ponad 4 mln polowań. Ponadto od 25 października do 23 stycznia przeprowadzono 22,5 tys. polowań zbiorowych, w których wzięło łącznie udział prawie 401 tys. osób, w tym myśliwi, naganiacze, podkładacze z psami, obsługa oraz ponad 50 tys. psów myśliwskich. Jednak Maciej Perzyna, lekarz weterynarii i myśliwy jednocześnie, uważa, że te liczby wzięły się z wyścigu o lepsze cyferki i ładniejsze wykresy.
r e k l a m a
Skąd się biorą takie liczby?
– Władze Polskiego Związku Łowieckiego pod patronatem ministra klimatu i środowiska, zamiast rzeczowo pokazać, jakie są słabe punkty dotychczasowych działań, co pomaga redukować zagęszczenie populacji dzika bądź czyni je trudnym lub niemożliwym, postanowiły ruszyć do wyścigu o ładniejsze liczby. I tak na podstawie sprawozdań z polowań zbiorowych wyliczono astronomiczne liczby myśliwych i psów, które w poszczególnych miesiącach zwalczały ASF u dzików. Prawda jest jednak taka, że takiej liczby ułożonych psów myśliwskich nie ma. Prawdopodobnie nawet tych niewyszkolonych by nie wystarczyło. Zsumowano psy występujące w sprawozdaniach z kolejnych tygodni i oto sukces – kwituje Perzyna.
Jak chwali się PZŁ, polscy myśliwi w zestawieniu z innymi krajami Unii Europejskiej wykazują największą skuteczność w liczbie pozyskanych dzików na jednego polującego, co pokazują dane z sezonu łowieckiego 2019/2020. W tym okresie w Niemczech odstrzelono 881 886 dzików przy 297 414 myśliwych, co oznacza 2,2 dzika na jednego myśliwego. We Francji aktywnych myśliwych (z wykupioną licencją) jest aż 1,173 mln, co przy pozyskaniu 810 tys. dzików daje 0,7 szt. na jednego polującego. Tymczasem w Polsce 414 820 dzików odstrzeliło 128,5 tys. myśliwych, co oznacza 3,2 dzika na jednego myśliwego.
Nie ma najmniejszych wątpliwości, że dziki przez wiele kolejnych lat, a być może dziesięcioleci, pozostaną zasadniczym rezerwuarem wirusa ASF, a tym samym stałym zagrożeniem dla produkcji świń. Ilość wirusa w środowisku oraz szybkość szerzenia się choroby w populacji tych zwierząt jest zależna od gęstości występowania oraz liczebności dzików. Ograniczając populację dzików, wpływamy na zmniejszenie liczby ognisk ASF i padłych zwierząt, a tym samym redukcję ilości wirusa w środowisku leśnym oraz na polach i łąkach. W konsekwencji zmniejszone zostaje ryzyko przeniesienia afrykańskiego pomoru świń do gospodarstw z trzodą chlewną.
Specjaliści niemieccy uważają, że roczny wskaźnik reprodukcji dzików sięga 300%, co wskazuje, jak duża liczba powinna być odstrzelona, aby populacja nie rosła. Według wspomnianych wcześniej danych, w sezonie łowieckim 2019/2020 odstrzelono w Niemczech rekordową liczbę 889 tys. dzików, czyli o 45% więcej niż rok wcześniej. Istotnie zwiększony został przede wszystkim odstrzał wzdłuż granicy niemiecko-polskiej, co związane było z zagrożeniem przedostania się wirusa, który pojawił się wówczas w tym regionie w Polsce. Jednak zdaniem ekspertów tak duży odstrzał powoduje zabicie jedynie 20% sztuk z całej populacji dzików.
Intensywny odstrzał dzików powinien być prowadzony przede wszystkim w regionach wskazanych przez epidemiologów weterynaryjnych. Szybko ograniczające populację dzików efekty można uzyskać tylko wtedy, gdy polowań dokonuje się na małych, ogrodzonych obszarach. Na dużych terytoriach nigdy nie udało się poprzez odstrzał trwale ograniczyć populacji dzików o więcej niż 50%.
Są chętni do szkolenia psów poszukujących tusz
Nie ma wątpliwości co do tego, że skuteczna kontrola wzrostu liczby dzików wydaje się zarówno w Polsce, jak też w całej Europie coraz trudniejsza. Dane z naszego kraju pokazują, jak odległe od rzeczywistości jest szacowanie liczebności populacji dzików na podstawie tzw. pędzeń próbnych, które nie są stosowane w innych krajach Europy. Większość krajów, w tym Niemcy, ocenia wielkość populacji dzików na podstawie liczby sztuk pozyskiwanych corocznie z odstrzału redukcyjnego.
Warto zdawać sobie sprawę, że w przypadku zaprzestania kontrolowania liczebności dzików po okresie intensywnych polowań już po około trzech latach populacja dzików wraca do stanu wyjściowego. W opinii ekspertów każda próba ograniczenia liczebności tych zwierząt powinna trwać co najmniej kilka lat. Przedwczesne zaprzestanie działań powoduje bardzo szybką odbudowę stanu liczebnego populacji dzików.
Utrzymanie wysokiego odstrzału planowego i sanitarnego dzików jest bardzo ważne, ale pytanie, czy równie duże wysiłki są położone na poszukiwanie padłych sztuk. Redukcja populacji dzików z punktu widzenia zwalczania epidemii ASF powinna być bowiem tylko jednym z działań zmierzających do zahamowania rozprzestrzenienia się choroby. Jedynie około 4% odstrzelonych w Polsce dzików miało bowiem kontakt z wirusem. Odsetek ten jest znacznie wyższy wśród padłych dzików – wynosi 80%. W szczątkach wirus może utrzymywać się bardzo długo, stanowiąc potencjalne źródło zakażenia. W regionach występowania ASF przyczyną istotnego ograniczenia populacji dzików są głównie padnięcia spowodowane zakażeniem. W środowisku dotkniętym chorobą ginie aż 95% dzików.
Przeprowadzona przez Państwowy Instytut Weterynaryjny w Puławach analiza korelacji między stwierdzoną liczbą dzików dodatnich a powierzchnią stref ASF wskazuje, że wraz z przyrostem liczby ognisk rośnie obszar, na którym znajdowane są padłe zwierzęta. Dlatego intensywne, dobrze zorganizowane poszukiwanie padłych dzików oraz szybkie ich usuwanie ze środowiska naturalnego powinno być działaniem priorytetowym. Nieznalezienie padłych dzików w trakcie co najmniej roku po utworzeniu strefy dopiero wskazuje o sukcesie podejmowanych działań.
Specjalnie wyszkolone do wyszukiwania padłych dzików psy mogą sprawić, że walka z epidemią ASF stanie się skuteczniejsza. Muszą one mieć stworzone odpowiednie warunki wynikające ze specyfiki ich pracy, aby była ona efektywna.
– Nic tak nie przynosi doświadczenia, jak praca w terenie. Dzięki niej mogliśmy poznać słabe strony walki z ASF. Można poprawić jej skuteczność poprzez zastosowanie pewnych rozwiązań zarówno w przepisach, jak i organizacji przeszukiwań. Mając to na uwadze, przesłaliśmy ofertę skorzystania z naszych doświadczeń w szkoleniu psów do poszukiwań do głównego lekarza weterynarii i czekamy na zainteresowanie i odpowiedź – mówi Beata Banaszak z ośrodka szkolenia psów we Wrocławiu.
r e k l a m a
Drony, termowizja też pomagają
Zdaniem Beaty Banaszak, zastosowanie dronów z kamerami termowizyjnymi to ciekawa koncepcja. Termowizja może pomóc w zlokalizowaniu dzików i określić ich liczebność. Jednak należy zdawać sobie sprawę, że drony, nawet te najlepsze, mają ograniczenia.
– Trzeba pamiętać, że żywe dziki, nawet te z ASF, szybko się poruszają i nie będą czekać w tym samym miejscu, w którym zlokalizuje je dron. Obrazuje to sławetny przykład z Niemiec, kiedy dron namierzył na wyspie obok Küstrin-Kietz leżące pokotem dziki na łące. Rozpisywano się o dogorywających chorych sztukach, ale kiedy weszli tam ludzie, aby pozbierać truchła, dzików już nie było. Wyspały się i poszły dalej – mówi Beata Banaszak.
Chore dziki mogą się przemieszczać, a stan agonii, w którym gorączkują i można je różnicować ze zdrowymi, trwa kilka – kilkanaście godzin. Część dzików, przechodząc ASF w sposób nadostry, w ogóle nie przejawia gorączki. By je oznaczyć, konieczne są częste przeloty nad wyznaczonym terenem. To ogranicza zastosowanie dronów.
– Wykorzystanie dronów z termowizją do wspierania polowań to jak korzystanie z agregatu uprawowego i ciągnika 250 KM do uprawy grządki pod marchewkę obok domu. Można to robić, ale koszty i organizacja takich działań są tak absurdalne, że nie ma szans na praktyczne wykorzystanie na szeroką skalę. Pamiętajmy, że dziki nie będą czekać na myśliwych – miejsca ich zalegania należy określić bezpośrednio przed polowaniem. Wiele polowań zbiorowych odbywa się w sezonie w ciągu jednego dnia, więc ile zespołów z dronami planuje zapewnić ministerstwo rolnictwa? – pyta Maciej Perzyna.
– Psi nos jest skuteczniejszy niż dron, bo jeśli latem temperatura otoczenia przewyższa temperaturę zwłok, to dron z kamerą termowizyjną nie wykaże takiego obiektu. Lasy iglaste w okresie zimowym stanowią znaczącą przeszkodę w poszukiwaniach dronem, gdyż igliwie odbija światło słoneczne, tworząc filtr uniemożliwiający właściwy pomiar temperatury. Pies natomiast w 30 minut jest w stanie przeszukać obszar o powierzchni 6 ha, wyczuwa zapach z odległości około 100 m, a poza tym jest w stanie dotrzeć w miejsca niedostępne dla człowieka – dodaje Michał Szalc z Państwowej Straży Pożarnej w Gdańsku, który specjalizuje się w poszukiwaniu ludzi z psami ratowniczymi i dzielił się swoim doświadczeniem przy szkoleniu czworonogów do poszukiwania padłych dzików.
Specjaliści z zakresu ratownictwa są w stanie ustalić taktykę takich przeszukiwań, aby były one skuteczne i psy objęły swoim zasięgiem wyznaczony teren, gdyż metodyka przeszukiwań jest taka sama. Beata Banaszak przy szkoleniu swoich psów do odnajdywania padłych dzików wykorzystała to doświadczenie ratowników.
– Inaczej teren musi być obstawiony psami w czasie upalnego lata, kiedy zapach padliny się unosi i jest trudniej wyczuwalny dla psiego nosa, a inaczej zimą podczas mrozów. Z drugiej strony latem truchło szybciej się rozkłada, nie leży pod śniegiem. To są niektóre z aspektów, które należy brać pod uwagę przy ustalaniu techniki poszukiwań, dlatego powinno to być skoordynowane na wielu płaszczyznach, także z wykorzystaniem wiedzy specjalistów znających się na behawioryzmie dzików – wyjaśnia Michał Szalc.
Psy szkolone do wyszukiwania padłych dzików mogą szybko i dokładnie przeszukać teren. Widać jednak, że nie ma pieniędzy na ich ćwiczenie. Podobno mogłyby się znaleźć na zatrudnienie, ale też nie jest to potwierdzone. Te, które już są wyszkolone i dostępne, i tak nie są wykorzystywane w takim wymiarze, jak mogłyby być, a brak wdrożenia skutecznych metod ograniczania szerzenia się ASF wśród dzików doprowadzi z czasem do rozprzestrzenienia się choroby w całym kraju.