Na kolejnej, już w tym roku, aukcji nowozelandzkiej spółdzielni mleczarskiej Fonterra odnotowano duży, bo aż czteroprocentowy wzrost wysokości indeksu głównego, co wywarło wpływ na duże podwyżki cen masła i mleka w proszku.
Dyskusja na temat cen i jej składowych ma jednak w kraju szerszy kontekst.
Nie milkną echa po spotkaniu wicepremiera i ministra rolnictwa Henryka Kowalczyka z branżą mleczarską.
Spotkanie zakończyło się optymistycznym wnioskiem bowiem, jak się dowiedzieliśmy,
to rynek mleka jako jedyny obronił się przed dominacją kapitału obcego. Nadal decydująca większość spółdzielni i spółek mleczarskich pozostaje polską własnością.
Czy to jednak wystarczy, by ograniczyć dominujące na rynku mechanizmy przewagi konkurencyjnej zorganizowanego handlu nad pozostałymi uczestnikami rynku, w tym rolnikami?
Równocześnie zarówno Komisja Europejska poprzez Strategię Europejskiej Zielonego Ładu, jak rewolucja gospodarczo-społeczna znana szerzej pod nazwą "Polski Ład" dąży do przypisania rolnikom roli przetwórców.
Kierunek ten oczywiście jest ambitny i z założenia skraca łańcuch dostaw, ale ma niewielkie szanse na powodzenie w polskiej rzeczywistości gospodarczej.
Pomijane w proponowanych strategiach usprawnienie tego mechanizmu nasuwa się samo.
Dziwi mnie fakt, że nikt w Polsce nie próbuje, mając wspomniane instrumenty, dążyć do tego, żeby rolnicy zarówno bezpośrednio, jak i poprzez spółdzielnie, których są właścicielami, angażowali się w nowe przedsięwzięcia gospodarcze. Aż się prosi, by na wzór innych, już powszechnych sieci sklepów detalicznych zbudować wspólnymi siłami i kapitałem, rozwiązania konkurencyjne, w których będziemy mieli dużo więcej do powiedzenia.
Skłanianie rolników do dostawy własnych produktów bezpośrednio na targowiska nie rokuje dobrze, bo konsumenci w przeważającej części już dawno nie korzystają z takich form handlu. Ponadto, powstawanie małych, średnich przetwórni rolniczych finalnie i tak zderzy się zarówno z handlem, jak i konkurencją, która będzie musiała się dokonać lokalnie między tymi zakładami.
Czy jest na to przestrzeń na rynku? Karty, wbrew pozorom, są rozdane tylko w części.
Rynek produktów szybkozbywalnych w 54% należy do korporacji, a w 46% do sklepów niezrzeszonych.
W krajach sąsiednich takich jak choćby Niemcy, te proporcje są zdecydowanie mniej korzystne, bo w 86% dominują sklepy sieciowe, a mimo to rolnicy i ich zakłady mogą liczyć na partnerskie zasady ustalania cen.
Wszechobecna krytyka stała się naszym znakiem rozpoznawczym i zaczątkiem do każdej dyskusji, dlatego warto przejść do czynów i rozwiązań mających na celu polepszenie nam bytu.
Jednym z pierwszych kroków powinien być, już wcześniej przeze mnie proponowany, model oparty na porozumieniach trójstronnych, w których celem byłoby ustalanie gwarantowanych cen zbytu podstawowych kategorii produktowych, choćby masła.
Propozycje polityczne, pomimo swojego rozmachu i ambitności, jak się okazuje nie zawsze
są poprzedzone dialogiem społecznym.
Wizja powstania tysięcy małych przetwórni raczej nie rokuje dobrze, bo po 1989 roku, problemem nie jest wyprodukować, a dotrzeć do klienta i sprzedać towar.
Z całą pewnością jest jeszcze miejsce na rynku dla polskiej, dużej sieci handlowej, która by oferowała konsumentom doskonałe krajowe produkty a przy tym stanowiła konkurencję dla innych sklepów ograniczając tym samym ich rynkową dominację oraz wpływ na rentowność polskiego sektora rolnego.
Taka bardziej partnerska i przyjazna polskiemu sektorowi sieć sklepów, by miała oferować nie tylko korzystniejsze warunki dla dostawców, ale również udział w zyskach w przypadku, gdy jej współinwestorem byłyby spółdzielnie mleczarskie i rolnicy.
Na pewno przyszłość jest więc we współdziałaniu, ale do tego trzeba zarówno przekonać decydentów, jak i rolników, którzy mając w pamięci jeszcze nie zawsze udane działania sprzed kilku dekad pozostają wobec tego sceptyczni.
Jarosław Malczewski