Na początek tego wstępniaka chcielibyśmy zamieścić oświadczenie: Redakcja „Tygodnika Poradnika Rolniczego”, w związku z agresją na Ukrainę, nie będzie zamieszczać reklam firm pochodzących z Rosji i z Białorusi. Niech to będzie nasz mikroskopijny wkład w bojkot agresorów. Zdajemy sobie oczywiście sprawę z tego, że w gospodarstwach naszych Czytelniczek i Czytelników pracuje sporo sprzętu pochodzącego z tych krajów. Nie chodzi nam o ciągniki czy kombajny lecz o ich producentów. Dla nas zbrojna agresja, artyleryjski ostrzał wsi i dzielnic mieszkalnych miast w Europie doświadczonej II wojną światową to ludobójstwo. Należy tutaj przypomnieć, że Ukraina podczas II wojny światowej straciła ponad 7 milionów obywateli. Natomiast w czasie wielkiego głodu specjalnie wywołanego – w odwecie za niechęć do kolektywizacji – przez Stalina i jego sługusów: straciła także 4–5 milionów obywateli. Pamiętamy też o niemieckim i sowieckim ludobójstwie polskiego narodu! Także o mordach i grabieżach dokonywanych na mieszkańcach polskiej wsi.
Wojna w Ukrainie jest pierwszą wojną na świecie, gdy potępiające agresora państwa, mimo poważnych sankcji nałożonych na Rosję, nadal dostarczają jej pieniędzy jako zapłatę za gaz, ropę i węgiel. Z tego co wiemy prezydent USA Joe Biden zamierza w pewien sposób pójść drogą prezydenta Ronalda Reagana i doprowadzić do gwałtownego spadku cen ropy naftowej i gazu na światowych rynkach. Ale to wymaga poważnego poświęcania większości bogatych państw. Jednak jak na razie drożeją paliwa (gaz i ropa naftowa) oraz żywność. Ukraina – ofiara rosyjskiej agresji – to ważny eksporter zbóż (9% światowego eksportu pszenicy, 16% jęczmienia, 5,5% kukurydzy) oraz roślin oleistych (połowa światowego eksportu oleju słonecznikowego). Z kolei agresor, czyli Rosja, jest także ogromnym eksporterem zboża. Dostarcza także do Unii połowę importowanego przez nią gazu ziemnego. Trudno się spodziewać, że wojna, sankcje i dalsza blokada Nord Stream 2 spowodują spadek cen gazu a więc i nawozów oraz energii. Musimy zatem przygotować się na drogie nawozy przez dłuższy czas. Jak długi? Nie wiadomo.
Jedno jest dziś pewne, żywność będzie droga. Widać to także po ostatnich zwyżkach światowych cen produktów mlecznych. Masło na Global Dairy Trade kosztuje już ponad 7000 dolarów/t. Odtłuszczone mleko w proszku 4481 dolarów/t. I pomyśleć, że w grudniu 2017 r. wahało się w granicach 1700 dolarów.
Jak mówią eksperci i przedstawiciele organizacji rolniczych, konsumenci nie mają co liczyć na spadek cen. A zależy to od bardzo różnych, oprócz wojny, czynników. Jednym, na który Europa ma wpływ, jest polityka klimatyczna, która w obecnej sytuacji wydaje się szaleństwem. Duńczycy obawiają się podatku węglowego doliczanego do mleka (6–7 eurocentów/l, czyli 27–30 groszy/l). Przedstawiciele LDM, tamtejszej organizacji producentów mleka, mają nadzieję, że politycy wyjaśnią detalistom i konsumentom, dlaczego rolnicy potrzebują wyższych cen skupu. Pomysły na nową politykę rolną spowodują zmniejszenie wsparcia dla portugalskich producentów mleka o połowę. Francuzi kolejny rok z rzędu borykają się ze spadkiem liczby gospodarstw zajmujących się produkcją zwierzęcą (ubyło ich 64 tys.) i pogłowia krów (o 8% w ciągu 6 lat).
Na drugim końcu świata, w Nowej Zelandii, producenci mleka otrzymują rekordowe wypłaty za surowiec. W ich przypadku wychodzi ok. 1,7 zł/l. Jednak, jak podkreślają ich przedstawiciele, większość tej nadwyżki pochłonie rolnicza inflacja oceniana tam na 30–40%. Inflacja, która także i w polskim wypadku wzrośnie. Na dodatek, produkcja mleka na odległych wyspach spada – w styczniu 2022 r. o 6% w porównaniu do stycznia 2021 r. W tej sytuacji pozostaje nam apel, aby Unia Europejska zrewidowała założenia Zielonego Ładu i strategii „Od wideł do widelca” („Farm to Fork”). To będzie nieuchronnie prowadzić do spadku produkcji żywności, a po wyłączeniu Ukrainy z eksportu (łącznie ponad 40 mln t ziarna), gdzieś trzeba będzie to zboże wyprodukować.
W obecnych czasach „Żywią i Bronią” – dewiza kosynierów z czasów insurekcji kościuszkowskiej nadal jest aktualna. Wprawdzie chłopscy synowie nie utworzą dziś armii jak 228 lat temu pod dowództwem Tadeusza Kościuszki ani tak jak w 1920 r., gdy zdarzył się cud nad Wisłą, którego współtwórcą był zapomniany dziś Wincenty Witos! Wszak to on skutecznie zaapelował do chłopów, aby obronili młode polskie państwo! Ale spadkobiercy chłopskiego wojska w obecnych czasach muszą wyżywić nie tylko polskie społeczeństwo, lecz także pomóc w wyżywieniu mieszkańców ogarniętej wojną Ukrainy. Lemieszy na miecze dzisiaj nie przekuwajcie. Jednak drodzy Oracze nadal jesteście potężną i dobrze wyposażoną armią pod dowództwem Ministra Obrony Żywnościowej Henryka Kowalczyka. Jednak każdej armii potrzebne jest paliwo w nieograniczonej ilości. Premier Morawiecki powinien o to zadbać. Nieszczęściem są też braki paliwa dla zakładów przetwórczych, które mają trudności w jego hurtowym zakupie. Oczywiste jest, że dla firm przetwarzających żywność – nade wszystko mleczarskich – niezbędne są także stałe dostawy energii elektrycznej, gazu i węgla. Jak nie, to mleko – najwrażliwszy surowiec przetwórczy – pójdzie na zmarnowanie. Jeżeli ktoś powinien odczuć reglamentację energii i paliw, to w pierwszym rzędzie powinna to być europosłanka Sylwia Spurek i jej wyznawcy. Ale nie życzymy jej tego – jest to tylko gdybanie typu: ostateczna ostateczność!