Dzwonek Pierwszy miesiąc prenumeraty za 50% ceny Sprawdź

r e k l a m a

Partner serwisu

Mijają lata, a my ciągle się uczymy

Data publikacji 07.03.2022r.

Od 5 lat Joanna i Tomasz Baciszowie użytkują wolnostanowiskową oborę, na budowę której zdecydowali się dosłownie w kilka miesięcy po przejęciu gospodarstwa po rodzicach. – Bo jak coś robić, to na skalę, która sprosta rynkowym wyzwaniom. Przyznajemy też, że myśląc o rozwoju gospodarstwa, na względzie mieliśmy także zachęcenie w przyszłości dzieci do pozostania na naszej ziemi – mówi Tomasz Bacisz.

podlaskie

Kiedy państwo Baciszowie przejmowali gospodarstwo, utrzymywane było w nim zaledwie 28 krów dojnych. Dziś całe pogłowie bydła liczy 180 sztuk, w tym 72 krowy mleczne. Podczas zasiedlania nowo wzniesionego obiektu, hodowcy posiłkowali się zakupem krów z Luksemburga.

– To rzadki w Polsce kierunek, z którego sprowadzane jest bydło, niemniej muszę przyznać, że bardzo dobry. Zakupiliśmy wówczas 30 pierwiastek, które doskonale zaaklimatyzowały się w naszych warunkach, a po pięciu latach 1/3 zakupionego stada jeszcze jest dojona – informuje pan Tomasz.

Obecnie większość jałówek, ale także i krów, unasienniana jest nasieniem seksowanym. Wszystko po to, by na remont stada zapewnić wystarczającą ilość własnych jałówek, gdyż – jak twierdzą gospodarze – zakup wiąże się z ryzykiem wprowadzenia do obory groźnych chorób.

– Mamy zdrowe, przebadane pod kątem BVD i IBR stado i pragniemy, by tak pozostało, a najważniejsze jest przecież zapobieganie, a nie kosztowne i czasochłonne leczenie – podkreśla hodowca. – Poprzeczkę podnosimy również w doskonaleniu genetycznym stada, korzystając z coraz większej ilości topowych w rankingach buhajów. O wyborze rozpłodnika decyduje – obok głównych cech jak np. wydajność – także płodność córek, rozstawienie strzyków czy zdrowotność racic. Bardzo zależy nam na uzyskaniu wyrównanego stada, o średnim kalibrze zwierząt. 650–700 kg to średnia waga krów, do jakiej dążymy, cięższe sztuki mają bowiem więcej problemów w systemie rusztowego utrzymania.

Jak wyjaśnił nam pan Tomasz, przez kilka lat funkcjonowania takiej właśnie obory przekonał się, że uzyskanie dobrej zdrowotności nóg i racic nie jest prostym zadaniem.

– Każda kulawa sztuka oznacza straty w produkcji mleka – dodaje gospodarz, który w najbliższym czasie planuje kolejną i jakże ważną dla tej kwestii inwestycję, czyli zakup robota do czyszczenia posadzki rusztowej. – Bardzo zależy nam, by w oborze było na tyle czysto, by możliwie było utrzymanie racic w jak najlepszej kondycji.

Kiedy zapytałam pana Tomasza o robota udojowego, potwierdził, że obecnie użytkowana hala udojowa 2 x 8 stanowisk, typu rybia ość, firmy GEA bardzo dobrze się sprawdza, a dój stada zajmuje zaledwie godzinę.

Ceny tak dziś szaleją, że nad każdą inwestycją trzeba dwa razy pomyśleć, a zrobić ją raz i dobrze.

Potwierdza to sam projekt obory i zastosowane w nim rozwiązania, które w praktyce zdały egzamin.

– Jeśli miałbym coś poprawić, to tylko detale – przyznaje hodowca z Sosnowca – jak na przykład wykonanie nieco szerszej warstwy żywicy na stole paszowym, umożliwiające lepsze podgarnianie paszy – wymienia pan Tomasz, który, nauczony własnym doświadczeniem, przestrzega hodowców przed przekładaniem montażu wentylatorów na później.

– My zamontowaliśmy je dopiero po dwóch latach użytkowania obory i niestety ponieśliśmy straty w produkcji mleka. Podczas upałów produkcja z 3 tys. litrów mleka na odbiór potrafiła spaść do 2400 l. Łatwo przeliczyć, ile straciliśmy w czasie miesiąca. Dziś w naszej oborze pracują 4 mechaniczne wentylatory, które automatycznie włączają się kiedy temperatura powietrza podniesie się do 20 stopni C.

Zdrowie krów zaczyna się na polu i stole paszowym – to zasada, której hodowcy ściśle przestrzegają.

– Kiedy „ruszyliśmy” z nową oborą średni dzienny udój od krowy wynosił 17 litrów, obecnie jest to 30. Tak więc po 4 latach prowadzenia w stadzie oceny użytkowości i doskonalenia żywienia widać, że idziemy w dobrym kierunku i mam nadzieję, że mleka będzie jeszcze więcej – podkreśla Tomasz Bacisz.

Projektując oborę zadbano, by laktacyjne stado można było podzielić na dwie grupy żywieniowe. Od jesieni ubiegłego roku nastąpiła zmiana w dawce pokarmowej. Otóż, gotowe mieszanki treściwe zastąpiono własnymi, a głównym argumentem przemawiającym za taką decyzja były koszty.

– W ubiegłym roku zwiększyliśmy areał zasiewu zbóż, wychodząc z założenia, że skarmianie samodzielnie sporządzanej mieszanki będzie dla nas korzystniejsze finansowo. I tak też się stało. Przechodząc na własną paszę treściwą nie mamy problemów z utrzymaniem dobrej produkcji i dobrych parametrów mleka. Wiem, że ilu hodowców, tyle opinii, niemniej dla nas ta zmiana okazała się dobrym rozwiązaniem – tłumaczy gospodarz. – Po ubiegłorocznych żniwach zamówiliśmy gniotownik. Ziarno kukurydzy, ale również mieszanka owsa, jęczmienia i pszenicy oraz pszenżyta została dokładnie zbilansowana, wymieszana i zakiszona (z użyciem zakiszaczy) w foliowym rękawie i tak przygotowana pasza stanowi jeden z komponentów dodawanych bezpośrednio do wozu paszowego. I właśnie nowy wóz paszowy będzie jedną z trzech (obok robota do podgarniania paszy i utwardzenia placu przed oborą) zaplanowanych inwestycji.

Testy w gospodarstwie wygrał poziomy wóz paszowy firmy Blattin o pojemności 16 m3, którego zaletą – jak podkreślił Tomasz Bacisz – jest m. in. możliwość mieszania małych ilości pasz, np. suchego TMR-u dla cieląt.

– Wykonujemy kilka TMR-ów dziennie dla każdej z grup zwierząt, więc precyzja mieszania jest dla nas bardzo ważna – dodaje.

Beata Dąbrowska

r e k l a m a

r e k l a m a

Zobacz także

r e k l a m a