Produkcja mleka zarówno w Polsce, jak i UE, zaczęła spadać. Przyczyn tego zjawiska należy upatrywać w wielu obszarach. Do kluczowych powodów ograniczenia produkcji należy zaliczyć rosnące koszty, brak następców w gospodarstwach, a to w prostej linii prowadzi do powiększającego się deficytu ludzi do pracy. Bez wątpienia również niepewność inwestycyjna związana z proponowanymi zmianami we Wspólnej Polityce Rolnej studzi ambitne plany rozbudowy gospodarstw rolnych. Zbliżające się wielkimi krokami fundamentalne zmiany pod roboczą nazwą strategii Europejskiego Zielonego Ładu (EZŁ) już teraz budzą wiele kontrowersji i uzasadnionych obaw.
Strategia, która w nowej perspektywie Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich 2021–2027 będzie stanowiła istotny koszt w wydatkach z budżetu, pochłaniając aż 40% przewidzianych na ten cel wydatków.
Sektor eksportu, będący nie tylko filarem, jak i kołem zamachowym polskiego sektora mleczarskiego może mieć się czego obawiać.
Zakładając wdrożenie EZŁ w obecnie proponowanej formie, realny staje się scenariusz, w którym produkcja mleka spadnie o około 10%. W konsekwencji może to prowadzić to zmniejszenia walorów konkurencyjnych polskiego sektora eksportowego na rynku światowym.
Niestety, pomimo pięknych haseł o zdrowej żywności, czystym środowisku naturalnym, oszukać się nie da jednego – prostej kalkulacji kosztów wytworzenia surowca.
Trudno też polemizować z faktem, że rynek nie cierpi próżni, a świat oczekuje taniego, dobrej jakości surowca. Sami, jako Europa, wychodząc przed szereg przodowników ekologicznych trendów, nie możemy zapomnieć o tym, że coraz mocniejsza konkurencja na świecie tylko czeka na nasze oddanie walkowerem dotychczas dobrze rozgrywanego meczu.
Mleko ekologiczne już teraz w Unii Europejskiej jest droższe o ponad 30% od konwencjonalnego, a ta różnica może się, na domiar złego, jeszcze zwiększyć po tym jak branża będzie zobligowana do ponoszenia ponownie kosztów nowych inwestycji.
Wielkie molochy, liderzy branży, sobie raczej poradzą, ponieważ mają nie tylko spore zasoby kapitałowe, ale i zdolność kredytową. Czy mniejsi i średni producenci, przetwórcy również? Można co do tego mieć spore wątpliwości. Problem w tym, że liczebnie takie gospodarstwa stanowią dominującą część ogółu działającego na krajowym rynku.
W okresie, kiedy prowadzony był uzasadniony systemem kwot mlecznych, producentów ogółem było ok. 130 tysięcy, a tych, którzy mieli powyżej 100 krów tylko 504.
Liczby te oczywiście się zmieniły, ale tylko nieznacznie.
Strategię EZŁ powinniśmy rozpatrywać jednak w szerszym kontekście, tj. naszego bezpieczeństwa narodowego w obszarze jednak żywnościowego.
Stanowiąca realne zagrożenie zmiana przyjętej przez polską gospodarkę roli z eksportera na importera żywności stawia nas w bardzo niekorzystnej sytuacji. Oczywistym jest fakt, że produkcja, która do tej pory była konkurencyjna w Polsce z pomocą wielkiego zagranicznego kapitału, przeniesie się w bardziej konkurencyjny cenowo obszar świata.
Prowadzić to może do kolejnego uzależnienia naszej gospodarki od obcego mocarstwa. Do czego to prowadzi, widzimy ostatnio choćby na przykładzie rosnących cen gazu oraz skutków, jakie niesie ten mechanizm dla całej gospodarki.
Monopolizowanie rynku stanowi zatem spore zagrożenie dla stabilności funkcjonowania, o czym dobitnie Unia Europejska oraz świat przekonały się po wybuchu pandemii COVID-19.
Koncentrowanie produkcji w Chinach, uzależnianie produkcji leków, elektroniki i dóbr przemysłowych od tam wytwarzanych substratów i komponentów okazały się niebezpieczne tworząc deficyty w dostawach w wielu obszarach gospodarki.
Możemy się jednak uczyć na błędach, zwiększając udział dywersyfikacji w tych obszarach oraz sami przenosząc inwestycje bliżej docelowych rynków zbytu.
Miejmy zatem nadzieję, że przykład uzależnienia się od Chin czy Rosji będzie dla decydentów sygnałem, który wezmą pod uwagę.
Unia Europejska w proponowanych założeniach mówi o tym, że zapisy EZŁ mają charakter dobrowolny, ale zapomina o tym, że będzie to związane z przymusem ekonomicznym, ponieważ producenci mając niską dopłatę bezpośrednią będą musieli wchodzić w ekoschematy przyjmując nowe zobowiązania, aby podnieść ilość środków finansowych w gospodarstwach rolnych.
Niepotrzebne są nam więc kolejne inwestycje, które nie wpłyną na poprawę warunków bytu rodaków. Wszyscy pamiętamy, czym skończyły się inwestycje w płyty obornikowe, które ostatecznie okazały się niepotrzebne.
Pozostaje na koniec zadać sobie pytanie, czy tam gdzie dwóch się bije tam trzeci korzysta?
W tym samym czasie, kiedy Unia Europejska wdrażając rewolucję we Wspólnej Polityce Rolnej, Chiny ogłaszają, że w 2030 r. uzyskają samowystarczalność w produkcji mleka.
Ostatnio podobne sygnały płyną z Arabii Saudyjskiej, gdzie po zmianie władzy ogłoszono „Wizję 2030”. Saudyjczycy chcą budować gospodarkę na nowo. Państwa uzależnione od sprzedaży ropy chcą sprywatyzować swoją gospodarkę po to, żeby przyciągnąć prywatny kapitał zagraniczny. Produkcja zatem może zostać przeniesiona do ośrodków, w których stworzy się preferencyjne warunki, np. do Rosji, czy na Ukrainę.
Ukraina dziś ma dostęp do rynku chińskiego, bo pozwala Chinom budować u siebie autostrady, co jak powszechnie wiadomo jest przygotowaniem infrastruktury do nowych potrzeb produkcyjno-handlowych.
Oba ośrodki, tj. Chiny i Arabię Saudyjską obecnie już łączy jedno, właśnie tam zlokalizowane są największe na świecie gospodarstwa produkujące mleko, a ich dostawy przekraczają ponad 3 mln litrów dziennie! Skutki tych procesów wkrótce nie odwrócą i naszej uwagi.